niedziela, 20 listopada 2011

Jaki był ten dzień...

Jaki był ten dzień

Późno już, otwiera się noc,
Sen podchodzi pod drzwi na palcach jak kot,
Nadchodzi czas ucieczki na out,
By kolejny mój dzień wspomnieniem się stał.
Jak był ten dzień,
Co darował, co wziął.
Czy mnie wyniósł pod niebo,
Czy zrzucił na dno.
Jaki był ten dzień,
Czy coś zmienił, czy nie,
Czy był tylko nadzieją na dobre i złe.
Łagodny mrok otula mi twarz
Jakby przeczuł, że chcę być sobą choć raz.
Nie skarżę się, że mam to co mam,
Że straciłam coś znów
i jestem tu sama.


Słowa.
To tylko litery, a mogą niszczyć lub budować.
Mogą upamiętnić lub sprawić by zapomniano.

Nie wiem czemu w moim sercu tli się jeszcze iskierka nadziei na cud,
skoro każdego dnia, niepozorne, ciche literki, odnajdywane przypadkiem,
ją gaszą.
Każdego dnia coraz bardziej upewniam się, że zwyczajnie nie ma nadziei.
Smutne jest to, że to nie tylko ja cierpię. Nie tylko mnie rani to co było
w tamtej, tak by się już wydawało odległej, przeszłości.
Nie tylko mnie zadziwia jak można gonić za cieniem motyla.
Nie można złapać cienia, bo gdy gaśnie światło cień znika.
A w tym wypadku już przecież dawno nastała ciemność.
Lecz wciąż szukasz. Po co?

No i znowu w kółko wracam do starych książek...

''- Chciałbym cię nienawidzić. - Mówił lekkim tonem, ale na
ustach błąkał się niepewny półuśmiech, a w oczach czaił się żal.
- Chcę cię nienawidzić. Próbuję cię nienawidzić. Byłoby o wiele łatwiej,
gdybym cię nienawidził. Czasami myślę, że cię nienawidzę, a potem cię spotykam i...
Clary zdrętwiały ręce od dźwigania pościeli.
- I co?
- A jak myślisz? - Jace potrząsnął głową. - Dlaczego miałbym ci opowiadać,
jak się czuję, skoro ty nic mi nie mówisz.
To jest jak bicie głową w mur, tyle że gdybym rzeczywiście walił głową w mur,
zawsze mógłbym przestać.''
Cassandra Clare
Dary anioła

Nie wiem nad kim płacze. Nad sobą, nad Nią, nad Tobą?
Nad naiwnością, zawiedzioną nadzieją, nad Jej złudzeniami,
które rozpadły się w proch?
Nienawidziłam jej. Tak strasznie, cholernie, ślepo jej nienawidziłam.
A teraz potrafię Jej tylko współczuć i zastanawiać się
czy droga, którą wybrałam nie wiedzie wprost ku zgubie.
Byłam tak ślepa. Byłam tak zapatrzona w siebie.
Ona miała coś co ja tak bardzo chciałam mieć.
A raczej złudzenie, że to ma. 
Gdyby mnie spotkało to co Ją to pewnie bym nie przetrwała.
Coraz bardziej upewniam się w przekonaniu, że kocham złudzenie,
człowieka, który nigdy nie istniał, którego wyśniłam.
I który nawet jeśli trwał choć przez moment to nie dla mnie, nie dla Niej.
On trwał przez ulotny moment dla motyla. 

Czuwajcie przyjaciele. 
I miejcie zawsze nad sobą błękitne niebo. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz