niedziela, 30 października 2011

Maruda

I znowu się złapałam na tym, że zarzucam innych własnymi problemami. Yeah.
Innym potrafię radzić, a swojego życia tak totalnie nie ogarniam, że masakra.

Choć i tak jest dobrze.
Owszem niektóre przyjaźnie się kończą ale niektóre zawiązują,
niektóre rozpadają by wrócić mocniejsze.
I uśmiechnęłam się na widok tego smsa.
Jest dobrze.
I ta przyjaźń, która była w sumie przez ostatnie dwa miesiące absolutną porażką,
nagle znowu zaczyna się odbudowywać, owszem fundamenty ciągle są chwiejne
i mogą w każdej chwili runąć przez zły ruch ale jest nadzieja, że jednak nie runą
tylko się wzmocnią.
Większość moich życiowych problemów da się rozwiązać, wymagają po prostu
z mojej strony dużego zapasu dobrej woli.
No nie licząc tego jednego najważniejszego i najtrudniejszego gdzie dobra wola nie wystarczy.

I w ogóle zdecydowanie za rzadko dziękuje ludziom za to co dla mnie robią.
I za to, że mnie jeszcze nie zabili.
Więc cóż. Dziękuje.






Tak stoję w miejscu ale żeby ruszyć dalej to musiałabym tego chcieć.
A jak na razie mi tu dobrze i jak na razie mam siły by tkwić w tym dziwnym zawieszeniu.
Jeśli  się skończą to trudno. Wtedy się będę martwić.
Tylko błagam nie dajcie mi się stoczyć. Bo gdy zacznę spadać w dół to nie dam rady
się zatrzymać.
Już raz spadłam, nie chce tego powtarzać.



A no i jestem głupia jak but z lewej nogi.
Ciągle się mylę i błędnie oceniam.
No ale przynajmniej mój diaboliczny długoterminowy plan zaczyna działać ]:->

Wiara w siebie

No i znowu złapałam się nad tym, że wpadam w pułapkę zbytniego użalania się nad sobą.
Czasami już tak mam.
W tym wypadku żaróweczka zapaliła mi się dopiero w momencie gdy zaczęłam
robić to co kocham, czyli gotować i rozmyślać sobie nad tym jaka to ja jestem beznadziejna,
po czym po pięciu minutach miałam ochotę sama siebie wyrzucić przez okno.
Tak. Rzeczywiście tkwią we mnie dwie Kundzie.
I ostatnio dominuje Kundzia numer dwa z podejściem: życie jest do dupy,
a ja jestem beznadziejna.
No na pewno dzięki temu nastawieniu będzie lepiej... -.-
Pora stanąć przed lustrem powiedzieć sobie wprost: tak, jestem hipokrytką
i to zmienić.
Ja doskonale widzę gdy ktoś się zbytnio nad sobą użala ale oczywiście gdy ja to robię
to wszystko jest w porządku, bo jestem przecież biednym dzieckiem emo,
którego świat nie rozumie... -.-
Błagam niech mnie ktoś odstrzeli...
Gdy mam chandrę tak jak przez ostatnie dni to wiecznie potrzebuje,
by ktoś mnie pocieszał,
zwracał na mnie uwagę i w ogóle żeby cały świat kręcił się wokół mnie,
po czym chandra mija, a mi robi się głupio.
No ale tak naprawdę powodem tego wszystkiego, że za grosz nie mam wiary w siebie
i gdy napotkam kamyczek na mojej drodze to stwierdzam, że nie dam rady,
że lepiej się poddać.
I tak nie wiem kim jestem, kim będę, gdzie chce iść i jaki jest mój cel w życiu.
No i nie jestem może obecnie najszczęśliwszą osobą na świecie
Ale jestem młoda. Nie wiem co przyniesie nowy dzień.
Więc trzeba po prostu poczekać na jutro.

sobota, 29 października 2011

Naiwna Kundzia wierzyła w przyjaźń...

Tak wiem. Ocenianie innych.
To pułapka w którą wpada bardzo wiele ludzi.
Tak naprawdę nigdy do końca nie znamy motywów, intencji, myśli drugiej osoby,
więc wszelakie ocenianie może być fałszywe i pobieżne.
Ja staram się przed ocenianiem powstrzymywać ale to nie jest takie proste.
Umiejętność gryzienia się w język nie jest moją mocną stroną.

I tak owszem nie jestem ideałem i bardzo daleko mi do tego.
I to bardzo, bardzo daleko.

(EDIT: MYLIŁAM SIĘ)



Zaczynam ją coraz bardziej lubić.
Kiedyś jej nie cierpiałam, nienawidziłam z całego serca.
A teraz jakoś tak chyba dorosłam.
Ba zaczynam żałować, że byłam w ocenianiu jej niesprawiedliwa.
Zresztą nie tylko ja. Zarówno mi jak i M. otworzyły się oczy na obozie,
bo wiele razy zupełnie bezinteresownie nam pomogła.



A no i znowu wpadłam w pułapkę oceniania.
Pomyliłyśmy się z Werą straszliwie.
Nie sądziłyśmy, że ona może nie mieć żadnych ukrytych motywów,
tylko po prostu chciała być miła.
I nie sądziłyśmy, że to absolutnie nie jej wina, że dzieje się ostatnio z pewną osobą
to co się dzieje.

Pójść naprzód?

Odpowiedź na komentarz wyszła mi za długa, więc odpowiadam w notce.
Tak, owszem czasem trzeba się zatrzymać by wyznaczyć kurs.
Tylko, że ja się zatrzymałam i nie wiem na co chce wyznaczyć ten kurs.
Nie widzę dla siebie żadnej przyszłości.
Bo ta, którą sobie wymarzyłam nigdy nie zaistnieje w prawdziwym świecie.
A ja chyba wolę stać w miejscu niż iść przed siebie nie wiedząc gdzie iść.
Powinnam przecież dążyć do szczęścia.
Tylko, że ja już nie wiem czym jest dla mnie szczęście.
Ja już nie potrafię się tak po prostu cieszyć życiem.
Ono mnie coś ostatnio za bardzo pokopało po dupie.
I niektóre rzeczy nie wracają tak po prostu.
Moja naiwna wiara w prawdziwą przyjaźń, w ludzi już nigdy nie wróci.
Niektórych rzeczy nie da się tak po prostu naprawić.
Można je złożyć do kupy i liczyć na to, że się więcej nie rozsypią.
Ale tylko liczyć, pewności, że się znowu nie sypną
nigdy nie będę już miała.
Mogę się uśmiechać, mogę prosić, mogę rozmawiać.
Ale liczyć mogę tylko i wyłącznie na siebie.
Bo tylko siebie mogę być pewna, a i to nie zawsze.
Już za wiele razy się przejechałam na zaufaniu komuś by znowu powtórzyć ten błąd.
Ale nie jestem z tym szczęśliwa. Ja potrzebuje ludzi wokół siebie.
Ludzie są bardzo ważnym elementem mojego świata, a ja już nie potrafię im ufać!
Za wiele już straciłam.
Chcąc osiągnąć pewne rzeczy straciłam wszystko.
Tak jak napisałam kiedyś w liście do pewnej osoby.
''Chciałam tylko kręgu prawdziwych przyjaciół, a teraz nie mam nic.''
Ta mała dziewczynka, która siedziała we mnie i liczyła na ludzi
ostatnio umarła.
Gdy stajesz na głowie, robisz wszystko żeby było dobrze, prosisz,
opanowujesz emocje (co w moim przypadku jest bardzo trudne) by po prostu porozmawiać,
a po kimś to spływa jak po kaczce, lub ktoś stwierdza, że jestem żałosna lub zwyczajnie
fałszywa i robię to dla własnej korzyści. Gdy przyjaźnie trwające lata, a nawet i te krótkie
się tak zwyczajnie po prostu sypią. Gdy ludzie wokół mnie się kłócą, nienawidzą, nie znoszą
lub zwyczajnie przez siebie nawzajem cierpią to mam ochotę iść na koniec świata
i skoczyć z krawędzi.

A dopóki się nie pogodzę z tym co było,
nie uporządkuje i nie zamknę przeszłości to nie będę w stanie
odnaleźć siebie, tej osoby, która teraz jest mną.

''To co było minęło. To co było nie wróci. Tylko wiatr, wędrowny wiatr nasze piosenki nuci.''

Bez sensu.

To był impuls. Jeden sms.
I dobrze się stało.
Było to nam potrzebne.
Dobrze mieć Gosie znowu u boku.
I móc ściskać jej rękę (lub nogę) na horrorze.
Brakowało mi tego.
Nie sądziłam, że te czasy jeszcze wrócą.


Usunęłam notkę, którą dodałam przed chwilą.
Bo chyba jeszcze za bardzo buzują we mnie emocje,
żeby pisać o swoich uczuciach.

Część mnie właśnie umarła.

Nie Brookliński Most
Rozdzierający jak tygrysa pazur
Antylopy plecy jest smutek człowieczy.
Nie Brookliński Most
Ale przemienić w jasny nowy dzień
Najstraszniejszą noc
To jest dopiero coś.

Przerażający jak ozdoba świata,
Co w malignie bredzi jest smutek człowieczy.
Nie Brookliński Most,
Lecz na drugą stronę głową przebić się
Przez obłędu los
To jest dopiero coś.
Będziemy smucić się starannie.
Będziemy szaleć nienagannie.
Będziemy naprzód niesłychanie
Ku polanie!

I znowu dobranoc.
I znowu pozdrawiam Was starym, harcerskim CZUWAJ.
I proszę Was nie zgubcie drogi tak jak ja tylko dla tego, że
straciliście nagle podporę. Nie stójcie w miejscu
tak jak ja, bo straciliście wiarę w przyszłość.
Żyjcie i cieszcie się życiem za siebie i za mnie,
bo ja już nie potrafię.
Z błękitnym niebem przyjaciele.

czwartek, 27 października 2011

Urrrodziny cd.

Cóż. Goście poodprowadzani, naczynia w zmywarce,
a wykończona Kundzia dodaje notkę.
Kocham moich przyjaciół ale momentami są męczący
(i to bardziej niż ja, tak, tak się da!)
No i cudowne było to, że związali mnie żeby puścić Miley Cyrus...
A no i dziękuje Druhnie Karolinie za uratowanie sytuacji i pomoc w kuchni :)
Dziękuje Werze za wosk na dywanie (zębami go będziesz zeskrobywać!)
i za wystawienie mnie za drzwi w moim własnym domu
i dziękuje wszystkim za gniecenie mojego cudownego obrusa
nad wyprasowaniem, którego wypruwałam sobie żyły
A i Szczypiorze moje plecy już za Tobą tęsknią...


Ku mojemu zdziwieniu wszystko było jadalne!
(jak na razie wszyscy żyją)


Dziękuje za życzenia.

Agat nie szkodzi, że Cię nie było.
Odbijemy to innym razem.
I tak Cię kocham.

Moi przyjaciele są dziwni, głośni, biją się na moim własnym, prywatnym dywanie,
gniotą mi obrus i rządzą się pilotem od DVD
i chcą mi zjeść kota
ale ich i tak uwielbiam ;)


A i dziękuje Gosiu, Leszku i Sławku
za rogaliki.
Moja mina gdy zobaczyłam Leszka i Sławka
z pudełkami rogalików
była bezcenna
- Przepraszam, bo my jesteśmy harcerkami i sprzedajemy ciasteczka...


i w ogóle dzięki Wam wszystkim, że się pojawiliście :)

Dobranoc i Czuwaj!



Kradnę z fotobloga Agat moje zdjęcie sprzed roku.
Masakra jak ja wyglądałam.
Kiedyś jak mi odbije może wrzucę zdjęcie z podstawówki
w moich sweetaśnych, naturalnych blond włosach.
No ale to raczej tak na 40 urodziny czy coś...

Urrrrodziny

Usiadłam na 5 minut, bo już mam dość.
Sprzątanie, użeranie się z bratem, wykańczanie ciast na szybko.
Jeah
Nie żebym teoretycznie sprzątała od dwóch dni...
W praktyce weszłam do domu po lekcjach, zagnałam brata do roboty
i latam i sprzątam jak głupia.
I tak jakoś mi wyszło, że część gości będzie lewitować, bo mam za mało krzeseł.
Słodko.
I w ogóle miało być malutkie, skromne spotkanie pt. kawa i ciastko,
a standardowo się skończy tym, że mi się zwalą tłumy ''najbliższych przyjaciół''
wyżrą mi pół lodówki i doprowadzą moją mamę do płaczu brudząc jej ukochany dywan.
Kocham moje urodziny ;)


(jak przedwczoraj zostawiłam Were i Wiki sam na sam z moją lodówką to wyżarły mi
parówki, a za chwile te dwa żołądki bez dna przychodzą mi pomóc w gotowaniu)

Dziękuje za życzenia.

No i po raz kolejny:
Wszystkiego najlepszego Szczypiorze :P

środa, 26 października 2011

To co wtedy? Życie!

Amen. Wszystko gotowe w lodówce.
Mam nadzieje, że będzie jadalne.
Jutro urodziny.
Zmądrzałam od czasu kiedy skończyłam 16?
Raczej nie...
Za to dorobiłam się nowego talentu: tracenie przyjaciół.
Jak na razie staje na głowie żeby wszystko posklejać, ponaprawiać
i to na pewno nie będzie łatwe.
No ale cóż. Uśmiech i huzia przez życie.
Jednego się przynajmniej ostatnio nauczyłam.
Mówić przepraszam i nie bać się mówić proszę
gdy chcę żeby ktoś coś dla mnie zrobił.
Bo czasami wolałam nie pytać lub zrobić coś sama niż poprosić.
No ale co jak co nad hamowaniem emocji to ja muszę jeszcze
dłuuuuugo pracować.

Mam nadzieje, że wszystko się da naprawić.
I że znowu możemy być jedną wielką grupą przyjaciół,
bo mi straszliwie tego brakuje.
Choć i tak już nigdy nie będzie dokładnie tak jak wcześniej.


Po raz kolejny wyciągam rękę.
Szczerze. Nie z przymusu.
I mam nadzieje, że jej nie odrzuci.

Faceci...

Czasami się zastanawiam czy dzisiejszym facetom w ogóle znajome jest
pojęcie ''dotrzymywać słowa''.
Owszem ja też nie jestem idealna. Często zapominam czegoś zrobić.
Zapominam, że miałam się z kimś spotkać, spóźniam się, zapominam o zobowiązaniach,
których się podjęłam itd.
Ale wnerwia mnie i to straszliwie (a niestety jest to u większości facetów zauważalne)
jak ktoś traktuje godzinę spotkania jak bardziej wskazówkę godziny w której ma
się pojawić i tak właściwie to mu to obojętne czy się spóźni 10 minut, 20 czy godzinę.
Bo po co szanować czyjś czas? No po co?
A dotrzymywanie słowa? Dziewczyno zapomnij!
Po 30 sekundach od skończenia rozmowy to on już o tym nie pamięta co obiecał.
I można się prosić i prosić i słyszysz to standardowe ''już'' albo ''zaraz'' i w sumie
guzik z tego, a najgorszy jest tekst ''ja ci nic nie obiecywałem''.
Masakra!



wtorek, 25 października 2011

Dotykam tylko zamiast czuć

Alleluja
Tajemny akord kiedyś brzmiał
Pan cieszył się, gdy Dawid grał
Ale muzyki dziś tak nikt nie czuje
Kwarta i kwinta tak to szło
Raz wyżej w dur, raz niżej w mol
Nieszczęsny król ułożył Alleluja!
Alleluja, Alleluja,
Alleluja, Alleluja!
Na wiarę nic nie chciałeś brać
Lecz sprawił to księżyca blask
Że piękność jej na zawsze cię podbiła
Kuchenne krzesło tronem twym
Ostrzygła cię już nie masz sił
I z gardła ci wydarła Alleluja!
Dlaczego mi zarzucasz wciąż
Że nadaremno wzywam Go
Ja przecież nawet nie znam Go z imienia
Jest w każdym słowie światła błysk
Nie ważne czy usłyszysz dziś
Najświętsze czy nieczyste Alleluja!
Tak się starałem ale cóż
Dotykam tylko zamiast czuć

Lecz mówię prawdę nie chcę was oszukać
I chociaż wszystko poszło źle
Przed Panem pieśni stawiam się
Na ustach mając tylko Alleluja!


Czasami trzeba po prostu się zatrzymać. Zatrzymać i powiedzieć hallo
coś jej nie w porządku. Bo gdy coś nas boli i kłuje to to w końcu wybucha.

Rozumiem Were i rozumiem czemu napisała tego posta. I nie usunę go.
Może dodanie tego  ''orędzia'' nie było najgenialniejszym
i najbardziej przemyślanym pomysłem świata ale było szczere.
Dobra. Nie będę się rozwodzić już dłużej nad tym.

Wczoraj pękła jakaś tama. Pewne granice zostały przekroczone.
I coś się zmieniło. Ja się zmieniłam.
Wyleczyłam się z pełnego zaufania do ludzi.
Wyleczyłam się ze zwierzania z bolesnych dla mnie rzeczy, bo teraz
wiem, że nie zawsze mogę liczyć na radę, mogę liczyć co najwyżej
na litość lub co gorsza pogarde.
Owszem są osoby, którym ufam najbardziej na świecie i wiem, że
zawsze ale to zawsze mogę się im zwierzyć i nigdy
nie stwierdzą, że jestem żałosna.
Ale tek krąg jest ciasny i został już zamknięty.
Wyleczyłam się z ufności małej dziewczynki raz na zawsze.

I walczę teraz sama ze sobą, żeby się nie poddać.
Żeby nie wyrzucić mojej listy rzeczy do pracy nad sobą przez okno.
Wczoraj byłam tego bardzo bliska.
Bliska stwierdzenia, że koniec. Że mam to wszystko głęboko w.

I nie wiem jaką drogą teraz pójdę żeby znowu się nie zgubić.
Ostatnio zapomniałam o tym, że za chmurami ciągle jest błękitne niebo.
I jakoś tak w tym pędzie do pokazania jaka to ja nie jestem
zapomniałam o ideałach, o braterstwie.
W owczym pędzie nagle zgubiłam to dlaczego właściwie ja to robię.

Cóż. Pora znowu się zatrzymać, ba może nawet cofnąć
by znowu pójść właściwą drogą.
I by tą drogę odnaleźć.

Dobranoc.
I czuwajcie przyjaciele.

Wolność słowa

Oddaje głos Werze:
''Kundzia jesteś egoistką, głupia, leniwa itd. Czy ty też tak sądzisz czy to są tylko słowa innych.
Nie zwracaj uwagi na to co mówi Leszek, bo on na pewno będzie bronił Gośki, bo z nią był
i to jest chyba oczywiste. Druh S. ma w wielu sprawach racje ale jest tylko człowiekiem i może
się mylić.(...)
(tekst mógł ulec zmianie z powodów naszej sklerozy)
Jakim prawem usunięto mój post na shoutboxie? Czy obraziłam tym postem kogoś? Czemu Druhna K. nie mogła mi napisać powodu usunięcia
postu, żebym następnym razem nie popełniła takiego błędu, jak to robią na innych stronach internetowych.
W tym kraju jest coś takiego jak wolność słowa.
Nawet jeśli naruszyłam jakieś ogólnie przyjęte zasady to Druh mówił nam, że nie mamy Go wielbić,
być wpatrzonymi w niego (jak Sławek i Leszek), więc
po prostu wyraziłam swoją opinie na temat zachowania Druha i Leszka, który nie myśli samodzielnie
tylko słowo w słowo powtarza słowa Druha i Druhny. Przynajmniej ja mam odwagę powiedzieć to
co myślę, a nie tak jak inni (Maryna) mówią za plecami.
A no i wątpię żeby Maryna przemyślała sobotę, bo jej to ogólnie wisi. Nawet to, że dziewczyny
mogły wtedy coś sobie zrobić. Dziwne jest to, że Maryna cały czas się źle czuła, a natychmiast
wyzdrowiała jak sobie poszłam.
Tak wiem, że Druh albo Druhna K.urwie mi głowę ale jak coś to nie wińcie za ten post Kundzi
tylko jak coś to mnie, Ona tylko użyczyła mi swojego bloga, żeby to co myślę ktoś zdążył
przeczytać zanim Druhna K. to usunie (tak jak w przypadku mojego biednego posta na Leśnych).

Farben Lehre - Credo

Nie będę ślepo wierzył w nic
Nie będę działał wbrew sumieniu
Nie będę swoich myśli krył
W razie czego PIERWSZY RZUCĘ KAMIENIEM



Nie będę złudzeniami żył
Nie będę czekał na zbawienie
Nie będę wiecznie w cieniu tkwił
W razie czego PIERWSZY RZUCĘ KAMIENIEM...



WOLNOŚĆ MA DWA OBLICZA
LEPIEJ JEST JEJ NIE OGRANICZAĆ
WOLNOŚĆ MA DWA OBLICZA
ŁATWIEJ RUSZYĆ NIŻ...
ZATRZYMAĆ...



Nie zawsze bywa, co się chce
Na wszystko trzeba mieć zezwolenie
Wystarczy jednak jeden gest...
I realne staje się złudzenie...



WOLNOŚĆ MA DWA OBLICZA...

poniedziałek, 24 października 2011

Przyjaciel

A jednak będzie notka.


Spotykamy wiele ludzi w naszym życiu, część pojawia się na dłużej, część na krócej.
Część pojawia się na chwile i niby by się wydawało, że znikają ale tak na prawdę cały
czas są obok.
Przekonałam się o tym choćby wtedy gdy chłopak, którego nie widziałam od prawie dwóch lat z którym
się zaprzyjaźniłam na zlocie XX lecia ZHR i potem widziałam go może raz, napisał do mnie gdy
wyczaił, że dzieje się coś złego i paroma słowami poprawił mi humor.
Przekonałam się o tym gdy przekonana, że nie dam rady, że wszystko, poszło, pójdzie źle, dostałam
wiadomość od dziewczyny z którą serdecznie zaprzyjaźniłam się na harcerskich wyjazdach
ale której też nie widziałam z dwa lata, o treści: ''Kundzia ty kochany geniuszu zawsze licz na siebie bo jesteś wspaniała'' i wtedy stwierdziłam, że dam radę, ze wszystkim.
Jest taka fajna, mądra i dość prosta książka.

''Pollyanna''
''Ludzie potrzebują zachęty. Należy wzmacniać - nie osłabiać - ich wrodzoną odporność...
Zamiast ciągle mówić komuś o jego przywarach, mówcie mu o zaletach. Spróbujcie odzwyczaić go
od złych nawyków. Skupcie się na tym, co jest w nim dobre, na jego prawdziwym>>ja<<, które
może zdobyć się na odwagę, może działać i wygrywać! Wpływ człowieka pięknego wewnętrznie, 
uczynnego, pełnego wiary w innych jest zaraźliwy i może zrewolucjonizować całe miasto. Ludzie
promienieją tym co wypełnia ich serca i umysły. (...) Szukając zła na pewno je znajdziecie. Kierując
się ku dobru, znajdziecie je bez trudu...''
(Generalnie jeśli kiedyś mnie natchnie to pewnie napiszę gawędę na podstawie całego
tego rozdziału z tej książki, bo jest świetny i przydałoby się go jakoś przekazać mojemu
ukochanemu zastępowi)
(A no i w ogóle polecam ''Pollyanne''. Zdecydowanie nie jest to książka tylko dla dzieci.)
A więc. Po co umieściłam tu ten fragment.


Jest w moim życiu taki często co prawda wnerwiający mnie i doprowadzający do szału osobnik,
który zawsze gdy mam doła potrafi mnie wesprzeć i zmotywować, ewentualnie kopnąć
mnie w tyłek żebym się sama zmotywowała i wiem, że zawsze cokolwiek się stanie to mogę na
niego liczyć i że gdzieś tam z boku tam gdzie sobie egzystuje w tym swoim, własnym świecie
zawsze jest gotowy podać mi rękę i pomóc mi wstać.
No i oczywiście niezwykle martwi go stan mojego kręgosłupa. Co jest wkurzające. No ale cóż.
Tak wiem to dla mojego dobra. 
Gorzej, że jego przesłodkie młodsze rodzeństwo też mi żyć w spokoju z moimi krzywymi plecami
nie daje. 
No i po raz setny już chyba dziękuje. Dziękuje za wszystko.




No i dziękuje Wera i Wiki za to, że jesteście najlepszymi przyjaciółkami na świecie, które 

zawsze mnie wspierają. 


Jestem absolutną szczęściarą, że mam takich przyjaciół i powinnam bardziej ich doceniać. 

Nędznicy

Większość z Was pewnie w życiu o musicalu Nędznicy nie słyszała.
Cóż. W każdym razie ja go uwielbiam.
I dreamed a dream
There was a time when men were kind
When their voices were soft
And their words inviting
There was a time when love was blind
And the world was a song
And the song was exciting
There was a time
Then it all went wrong

I dreamed a dream in time gone by
When hope was high
And life worth living
I dreamed that love would never die
I dreamed that God would be forgiving
Then I was young and unafraid
And dreams were made and used and wasted
There was no ransom to be paid
No song unsung, no wine untasted

But the tigers come at night
With their voices soft as thunder
As they tear your hope apart
And they turn your dream to shame

He slept a summer by my side
He filled my days with endless wonder
He took my childhood in his stride
But he was gone when autumn came

And still I dream he'll come to me
That we will live the years together
But there are dreams that cannot be
And there are storms we cannot weather

I had a dream my life would be
So different from this hell I'm living
So different now from what it seemed
Now life has killed the dream I dreamed.



Nic więcej na dzisiaj.
Bo jakaś taka gorycz utknęła mi w gardle i hamuje słowa.





Dziękuje za to, że jesteś.

niedziela, 23 października 2011

Maruda.

Mam chandrę. I to wielką.
Mam odciski na rękach jak stąd do nie widać przez tą głupią siekierę
M., która była tak beznadziejnie niewygodna do trzymania, że masakra.
Bolą mnie wszystkie stawy i mięśnie i ciężko mi się piszę na klawiaturze,
bo nawet nadgarstki mnie bolą.
Beznadziejnie twarde siodełko z rozpadającego się roweru mojego brata
też mi dało się we znaki (tak ludzie tak się to pisze, nie ma czegoś
takiego jak ''siwe znaki'' dobija mnie gdy widzę jak ktoś tak pisze :P)
No i skończyła się owocowa herbata na, którą miałam ochotę,
budyń o którym marzyłam cały ranek i nawet blender się zepsuł
i musiałam mieszać frappe łyżeczką.
Przez brata później pół wylałam, tosty francuskie spaliłam, wściekła, że
musiałam je jeść, bo mój brat znowu zeżarł płatki.
A później pokłóciłam się z całą rodzinką o to, że mój brat nie potrafi
trzymać miotły.
Już ja mu dam na biwaku popalić. Będzie zamiatał tak długo, aż
się nauczy tą głupią miotłę trzymać.

No ale jedna pozytywna rzecz w tym beznadziejnym dniu.
G. zaczyna wracać do świata żywych.
Mam nadzieje, że ostatecznie.

Edit: Aha. Właśnie okazuje się że panna wracająca do żywych
systematycznie kopała pode mną dołki co właśnie wyszło na jaw...


A no i okazało się, że niektórzy faceci mają takie wielkie i wybujałe
ego, że mogło by stworzyć drugą osobowość
albo zaludnić pół planety -.-
czy stworzyć most na księżyc i z powrotem.


Dzień dobry matematyko, dawno się nie widziałyśmy -.-

kocham Pamiętniki Wampirów choćby za ścieżkę dźwiękową.
i wnerwia mnie to, że ludzie uważają go za kolejne plastikowe gówno tylko
dlatego, że nastolatki go uwielbiają.
Kristen Stewart z jej brakiem jakiejkolwiek mimiki i otwartym ustami
nie dorasta do pięt Ninie Dobrew.
Robert Pattison z dorysowaną na photoshopie klatą nie dorasta do pięt Paulowi Weasley,
a Taylor Lautner mógłby co najwyżej czyścić buty Ianowi Somerhalder

sobota, 22 października 2011

Zwyczajnie. Służba.

No i przeżyłam. Z kostką nawalającą bardziej niż kiedykolwiek, z bolącymi
rękami i odciskami na dłoniach.
Totalnie ściorana.
Ale wiecie co? Warto było.
Ludzie czasami pytają się co ja z tego mam?
No co mam z tego, że wstałam w sobotę o 7 rano, zbierałam, rąbałam
drewno cały dzień, a potem pilnowałam ogniska i wróciłam do domu
o 18.30 siedząc na Paprocanach od 9?
Cóż, mam satysfakcje. Satysfakcje ze służby, z tego, że byłam
przydatna i niezbędna, z tego, że w końcu nauczyłam
się rąbać drewno, czego nie potrafiłam skumać przez cały obóz.
Z tego, że pokazałam wszystkim, że to nie tylko panny X i Y są
takie cudowne, pracowite itd ale ja też, że potrafię sobie
poradzić sama.

A musiałam sobie poradzić sama.
Generalnie miało być tak, że ja z zastępem miałyśmy tylko zbierać drewno,
a M. miała ciupać. Spoko.
Po czym w pewnym momencie ja wracam z drewnem, a tu M. nie ma,
a ciupie Oliwia, która pierwszy raz trzymała siekierę w ręce
i totalnie nie potrafiła się za to zabrać.
Po chwili zmieniła ją Misia, a ja się załamałam,
bo nawet nie wpadły na to, żeby pod to coś podłożyć i generalnie Miśka
ciupała w taki sposób, że tylko czekałam kiedy straci nogę.
Generalnie wściekłam się, bo się okazało, że M. bolały rączki
i że sobie poszła nie wiadomo gdzie.
Mi opadły ręce. Jak można zostawić dwie dwunastolatki i kazać im rąbać
drewno skoro jedna z nich w życiu nie ciupała, a druga się wiecznie kaleczy.
I skończyło się na tym, że przez ponad dwie godziny drewno ciupałam ja.
Mimo że gdy na obozie padało hasło, że trzeba
pociupać drewno to ja to wciskałam komuś innemu lub uciekałam z krzykiem,
ewentualnie znęcałam się nad jednym patykiem 15 minut.
No ale cóż. Poradziłam sobie. Pociupałam i w końcu nauczyłam się
to do porządku robić.
Bo oczywiście jaśnie pani G. nie raczy odebrać telefonu.
Od M. owszem ale ode mnie po co?
W pewnym momencie byłam absolutnie przerażona, bo stwierdziłam, że
tego w życiu nie pociupie, że nie dam rady, że zuchowego ogniska w ogóle
nie będzie.


Potem może będą zdjęcia jeśli Agat mi je wyśle.


Dziękuje Ci, że znowu nauczyłeś mnie widzieć.
Nieświadomie ale nauczyłeś.
Nauczyłeś dostrzegać.


No i warto było wstać rano choćby dla tej mgły i dla zdjęć.

piątek, 21 października 2011

jedyne wyjście to obudzić się

Każdego dnia znajduje siłę by wstać z łóżka.
Każdego dnia powtarzam sobie muszę przetrwać.
Każdego dnia żyje nadzieją, że ten dzień coś zmieni, że będzie przełomowy.
Lecz cóż. Cuda się nie zdarzają.

Jutro dzień pieczonego kartofla i małe, wredne złośliwe zuszki,
które uwielbiam.
Co się ze mną dzieje, że zaczynam tolerować dzieci?
Chyba się starzeje!

Nie ważne gdzie pójdę dalej i gdzie dojdę
cieszę się, że stanąłeś na mojej drodze.


Cieszę się, że mam tak wspaniałych przyjaciół
jak Agat, Weronika i Leszek :)
Zawsze mogę liczyć na to, że zniszczą te resztki mojej psychiki,
które się jeszcze ostały.

I zawsze mogę liczyć na to, że wyciągną dłoń gdy upadnę.



Co jest dziwnego w tym, że można nie pić i się dobrze bawić?


Dom o zielonych progach - Łemata Pamiętam, tylko tabun chmur się rozwinął
I cichy wiatr wiejący ku połoninom
Jak kamień plecak twardy pod moją głową
I czyjaś postać, co okazała się tobą


Idę dołem a ty górą
Jestem słońcem, ty wichurą
Ogniem ja, wodą ty
Śmiechem ja, ty ronisz łzy

Byłaś jak słońce w tę zimną noc
Jak wielkie szczęście, co zesłał mi los
Lecz nie na długo było cieszyć się nam
Te kłótnie bez sensu, skąd ja to znam

Idę dołem...

I tłumaczyłem, jak naprawdę to jest
Że mam swój świat, a w nim setki tych swoich spraw
A moje gwiazdy to z daleka do mnie lśnią
Śmiechem i łzami witają mój bukowy dom

Idę dołem...

I czas zakończyć rozważania te
Przy wodospadzie, tam, gdzie słychać śpiew
W źródlanej wodzie, czas zanurzyć dłoń
Już żegnam was, dziś odchodzę stąd

Spokój i cisza w dolinach
samotny orzeł krąży w kotlinach
Szczyty się wznoszą trwałe, niezmienne
 wśród chmur samotne, wciąż bezimienne
Cisze przerwał krzyk, strącił cisze z nieba
że kocham, że pragnę, że Ciebie mi trzeba
Że sny znikneły w mgłach niepamięci
że sama już dalej iść nie mam chęci.
Dlaczego odszedłeś daleką drogą?
wszystko co chciałam stało się Tobą.
Lecz nic nie zostało.
Znikneło, odeszło i nie przetrwało.

czwartek, 20 października 2011

Chorzów czerwiec 2011

Sławek tymi swoimi butami zniszczył cały urok tego zdjęcia

Dzidzior :)


Nie mam weny. Kostka mnie tak nawala, że nie mogę się skupić.
Zdjęcie z biwaku w Chorzowie z czerwca.
To był fajny wyjazd i fajne czasy...

środa, 19 października 2011

zagrajcie nam, może się cofnie czas


Uciekanie w świat książek jest prostsze. Łatwiejsze.
Siedzisz sobie w ciepłym łóżeczku z kubkiem herbaty
i to nie ty masz problemy tylko bohater książki, więc
możesz się przynajmniej pocieszać, że z twoim życiem nie jest
jeszcze tak, źle.


Moim marzeniem od czasu kiedy w podstawówce przeczytałam książkę
Niziurskiego
było pojechać w Góry Świętokrzyskie.
Teraz jestem na tyle stara, że mogę to marzenie spełnić ;P
Więc ludzie apeluje! Niech ktoś ze mną jedzie, bo nie ma opcji
żebym pojechała sama!
Zrób mi prezent na urodziny i jedź ze mną!


A no i muszę zebrać 12 osób żeby zorganizować biwak harcerski
więc jeśli masz więcej niż 14-15 lat to zgłoś się do mnie ;)
Zniszczenie resztek psychiki gwarantowane :P
Nie no żartuje :P
Ja bardzo, bardzo, bardzo chce ten biwak zorganizować
i jest mi to niezbędnie potrzebne do szczęścia,
więc jeśli chcesz przeżyć harcerską, niezapomnianą przygodę
i oderwać się od komputera no to zapraszam.
Naprawdę warto ;)

Biwak w HOW-ie
pojadę tam po raz pierwszy od 2-3 lat (nie pamiętam dokładnie)
ciekawe czy pod prysznicem dalej jest ten wielki pająk... ;)
HOW, czyli Harcerski Ośrodek Wodny
miejsce gdzie pierwszy raz w życiu malowałam poręcz od schodów
będąc w białych spodniach, do dzisiaj jestem w szoku, że ich nie zachlapałam,
miejsce gdzie pierwszy raz w życiu zjezdżałam po schodach
na materacu,
oczywiście za którymś razem materac zaczepił się o gwóźdź
sterczący z podłogi i dobiłyśmy z Agat do ściany
no i miejsce gdzie gruby, stary facet chciał ukraść słodycze
dziewczyn z mojego zastępu
(taak mój zastęp miał dziwne urojenia)
i w środku nocy wszystkie rzuciły się na moje łóżko
oczywiście mnie z niego zrzucając


Agat pamiętasz? :
Hej w góry
1. Bywały dni, że słońca złoty blask
W zawody szedł z sennym brzaskiem
To dziwne więc, że dzisiaj skoro świt
I wiatr, i deszcz razem tańczą

ref. Hej, w góry, w góry, w góry
Popatrz, tam wstaje blady świt
Jeszcze tak nieporadnie chce ominąć szczyt
Hej, miły panie, czekaj
Wkrótce my też będziemy tam
Nie będziesz musiał schodzić z połoniny sam

2. Zagrajcie nam, może się cofnie czas
Do tamtych dni z naszych marzeń
Do dni spędzonych pośród sennych skał
Gdy czas umykał w pełni zdarzeń

Ref. Hej w góry w góry w góry...

3. Dziewczyno ma, przecież ja kocham cię
I chciałbym być tylko z tobą
Marzenia me zimne jak skała
Zagrajcie mi a nie zapomnę

Ref.Hej w góry w góry w góry...

wtorek, 18 października 2011

Zgubione marzenia

''Nie poddawaj się rozpaczy. Życie nie jest lepsze ani gorsze 
od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne.''

Ja mhm łatwo Szekspirowi mówić.
Ja nie miałam jakiś bajecznych marzeń.
Chciałam tylko przetrwać liceum.
Przetrwać z przyjaciółką u boku.
Przetrwać, być choć szczęśliwą.
Marzyłam o tym, żeby bycie w liceum nie było znowu jakąś żałosną farsą.
No a wychodzi na to, że w tym roku zdecydowanie jest.
No i wychodzi na to, że zaczęła się wojna.
Tylko, że wiesz co? Wygrałaś. Ja się poddaje walkowerem.
Rób co chcesz. Nie będę z Tobą walczyć.
Dzisiaj mnie trochę poniosło i głupio mi teraz.
Nie będę walczyć już ani z Tobą, ani o Ciebie.
A odchodź sobie, rób co chcesz ze swoim życiem.
Mam to w nosie.
Im bardziej ja się staram tym bardziej Ty, 
Ty właściwie co... nienawidzisz mnie?
I wiesz? Uważasz, że moje słowa są ''gówno warte''
ale cóż. Przynajmniej są szczere.
Ja nie będę grać kogoś kim nie jestem dla akceptacji.
Nie przymknę więcej oczu, nie będę więcej skamleć
o Twą przyjaźń. Nie będę zachowywać
się jak kompletna chichocząca idiotka, 
żeby klasa mnie zaakceptowała.
Mam głęboko w co Ty i klasa
o mnie myślicie. A róbcie sobie co chcecie.
Zawsze byłam outsiderką
i to się widać nie zmieni nigdy.
Ja mam swój własny świat i dobrze mi w nim.


Ja mhm. Nie wiem jak ja na to zarobię.
Na ale chcieć to móc, czyli biorę się do pracy
i odkładam na wakacje.
Bieszczady <3
Mam nadzieje, że rodzice mnie puszczą ;)
A i tak w ogóle to jakby tak ktoś wybierał
się w przyszłe wakacje w Bieszczady to wiecie
zbieram z Leszkiem ekipę ;) 

no a jak tylko będzie czas to plecak na plecy i w Beskidy
może sobie po prostu zrobię prezent na urodziny?
no chyba, że ktoś mi zrobi prezent i pojedzie
ze mną w góry świętokrzyskie.
<prosi> 
:P

poniedziałek, 17 października 2011

-.-

Dodaj napis

Jestem zła, wściekła i w ogóle mam wszystko głęboko w d. 
Dzisiejsza zbiórka zastępu była jakąś kompletną nieudaną porażką. 
Pierwszy raz dziewczyny się tak zachowały i było mi tak absolutnie
wstyd, że masakra. Myślałam, że je pozabijam.
No i oprócz tego szkoła, napięte stosunki z pewną osobą,
no i generalnie wieczór też mnie doprowadził wręcz do szału.
Masakra totalna. 
No i generalnie mam wrażenie, że każdy wie lepiej ode mnie samej
czego ja chcę, co mnie wypali i czemu dam radę.
No i oczywiście jak myśmy śmieli być zajęci.
Jak myśmy śmieli mieć własne plany i 
nie mieć czasu. 
No wstydzilibyśmy się.


No i wiecie co? Ja nie chce wygrywać zawsze i wszędzie.
Ja chce żyć. Ja chce się bawić. Ja chce się sprawdzać. 



sobota, 15 października 2011

Post bez tytułu

Jutro robię sobie wolne od życia. zatopię się w książkach i pożyje chwile czyimiś problemami
nawet jeśli nie są prawdziwe.

''Pragnąłem pragnienie piaskiem ugasić i morze starałem się spalić.
Pragnąłem o Tobie zapomnieć.''
Rytuał



 Nie wiem czemu dzisiaj stanął mi przed oczami pewien dzień. Dzień w którym spóźniłam
się na spotkanie z moją najlepszą przyjaciółką (która powoli staje się byłą najlepszą przyjaciółką)
i beztrosko w podskokach biegłam przez miasto bez trosk. Gdzie pełna nadziei na przyszłość
plotkowałam z nią beztrosko na ławce. Gdy wierzyłam, że moje życie zaczyna nabierać
rozpędu, rozpędu w dobrym kierunku. Dzień w którym dziewczyna z którą przyjaźnie się
od 1 klasy podstawówki była mi ciągle bliska niczym siostra. Teraz jest osobą wręcz mi obcą.
Ja nie wiem co dzieje się w jej życiu, a ona co w moim. Po prostu nasze drogi się rozeszły.
Inna szkoła, inni znajomi, inne spojrzenie na świat. I szkoda mi tego. No ale cóż.
Tak bywa. Żeby przyjaźń się rozpadła nie trzeba ani wielkich kłótni, ani wielkich słów.
Wystarczy pójść w dwie różne strony.
Przyjaźń się już chyba skończyła, nadzieje na przyszłość umarły, życie straciło rozpęd
i toczy się już tylko z przyzwyczajenia.
Pozostaje mi tylko cieszyć się, że nie odeszłam z Leśnych.
Owszem część powodów dla których chciałam odejść jest ciągle aktualnych
ale generalnie część się rozwiązała.
No i jedna z rzeczy, która męczyła mnie najbardziej, czyli moje bycie zastępową
też się już jakoś unormowało i cóż... jest dobrze. Daje radę.
Przyjaciół krąg się odbudował. Ja podniosłam się i daję radę.
I jest dobrze.
I w sumie tylko dzięki harcerstwu to ja wychodzę z domu.
 I w sumie do końca życia będę wdzięczna osobom, które mnie kopały w dupę
i nie pozwalały mi się poddać.
Bo przecież ja już nie chce, ja nie dam rady, to jest za trudne, nikt mnie nie lubi,
ze wszystkimi się pokłóciłam, nikomu nie ufam, dziewczyna z zastępu mnie nie słucha,
''przyjaciółka'' uważa mnie za beznadziejny przypadek i pasożyta
i tak w ogóle to się zamknę w domu i będę płakać.
Masakra. Zachowywałam się jak małe, biedne dziecko emo.
I w sumie (tak wiem powtarzam się) po tym gdy się zmieniłam
nagle okazało się, że ze starych znajomych została mi tylko Agat, która
wiernie przy mnie trwa no i w sumie tyle, jestem outsiderem bez znajomych.
Bo gdy oczy mi się otworzyły zrozumiałam, że życie to nie tylko skate park, imprezy
i tanie wino i nagle okazało się, że ja nie mam z ludźmi z którymi spędziłam
ostatnie dwa lata o czym rozmawiać.



Słodko gdy wyciągam do kogoś rękę, staram się, wsadzam dumę i urazę w kieszeń,
bo chcę po prostu pomóc, bezinteresownie, szczerze pomóc, a ten ktoś
stwierdza, że jestem żałosna ( i to przez pośredników, bo żeby powiedzieć to przez telefon
to trzeba mieć choć odrobinę cywilnej odwagi) i robię to z jakiś dziwnych pobudek,
zapewne po to żeby tą osobę jeszcze bardziej zniszczyć
i nasycić się jej nieszczęściem -.-

Jutro kopia z przedwczoraj

czy ten błąd będzie mnie prześladował do końca życia?
losie błagam dostałam już nauczkę, daj żyć!
muszę go dzień w dzień spotykać?
i widzieć jego spojrzenie pt ''wróć do mnie''?
on mnie śledzi czy co?


Kiedy wszystko się wali i kończy się świat
A depresja zamraża jak zima
Kiedy wszyscy są obcy i warczą jak psy
Martwa rozpacz ogłupia i gryzie
Ani kroku do przodu, stary sztandar jak....
Wzniosłe słowa brzmią pusto jak kpina
(...) 
Brak odwagi jest gorszy od śmierci
Płynę z moją depresją szarą rzeką i klnę
Swą bezradność, obłudę i śmieszność.


Dobranoc, nadchodzi mrok
Okrywa dobro i zło
Dobranoc, króluje mrok
Umarła radość i złość
Ostatnia noc, ostatni pociąg...


Cóż. Nic dodać nic ująć.



Tak wiecie co, macie racje. Zmieniłam się przez ostatnie pół roku.
A nawet nie tyle co zmieniłam co znowu odkopałam siedzącą we mnie dziewczynkę.
Bo tak jest łatwiej. Samemu we własnym, małym, prywatnym świecie.
Usiądę sobie z książką na krawędzi świata i będę machać nogami.
I może z czasem znowu zacznę żyć książkami, a nie rzeczywistością.
Chcę znowu żyć w świecie w którym spełniają się marzenia, prawdziwa miłość istnieje,
a przyjaciele nie odchodzą.

piątek, 14 października 2011

Odpuszczanie sobie

Nie. Nie odpuszczę jej tak łatwo choćbym miała jutro rano wstać i iść ją kopnąć w dupę.
Nie odpuszczę jej. Nie dam jej schować tego Krzyża, tego, którego ja osobiście przypinałam
do jej piersi do szuflady. Nie można tak po prostu odejść. Bez słowa. Bez żalu.
Nie to przyrzekała. Nie to obiecała sobie.
Tak rozumiem złamane serce, tak rozumiem pełno wspomnień, tak rozumiem,
że to jest według niej ostatnia deska ratunku.
Że skoro nie podziałały łzy, skoro nie podziałał ostentacyjny powrót do palenia
to może chociaż to podziała.
Tylko, że nie podziała. Na niego już nie. Już straciła prawo do tego by go szantażować.

Tyle tylko, że cóż. Niezależnie od tego jak silna jest miłość.
Ona przeminie.
Mamy 17 lat.
Koniec świata jest tylko początkiem.
Związki przemijają.
Wspomnienia wywołujące teraz taki ból stanął się tylko obrazem z przeszłości.
A harcerstwo zostaje.
''Raz harcerzem harcerzem całe życie''
Trzeba dotrzymywać obietnic danych sobie.
Nikt jej nie kazał składać Przyrzeczenia.
Sama tego pragnęła.
''Mam szczerą wolę,
to znaczy: będę próbować,
podnosić się i znowu biec
– czasem pod wiatr,
przekraczając siebie''
piosenka napisana na zlot XX-lecia ZHR 

Odejdzie i gdzie dojdzie? Tam gdzie była? Nie można się cofać. Życie tak nie działa.
Wymusza na nas byśmy posuwali się do przodu.
Ja nawet jeśli odejdę to zawsze będę miała góry, które przypominają mi, że życie
to coś więcej niż szare miasto, niż kolejny papieros.
Zawsze będę miała plecak, wygodne buty, przyjaciół, których może i nie widziałam od
lat ale wiem, że gdy zadzwonię spakują plecak i po prostu pojadą ze mną, by zostawić
wszystko za sobą.
A ona będzie miała co? Kogo?
Raka płuc co najwyżej.
Co jej przypomni o tym co naprawdę w życiu się liczy?
Błękitne niebo?
Trzeba podnieść głowę by je dostrzec.
Trzeba tego chcieć.

''Chciałbyś cofnąć czas''

I cóż w ostatecznym rozrachunku to ja mam racje.
Nie da się zająć swojego czasu na tyle by nie mieć czasu na myślenie.
Od w sumie początku września cały czas coś robię.
W domu to ja ostatnio tylko śpię.
A nawet jak już jestem w domu to staram się coś robić.
Choćby film obejrzeć.
Czasami mam tak zawalony dzień, że wracam do domu wieczorem i
wręcz padam na twarz.
A guzik mi to daje, bo od myślenia nie da się uciec.

Chciałabym cofnąć czas. Najlepiej do beztroskich obozowych dni.
Owszem obóz nie był tylko błogą sielanką, ba wręcz przeciwnie,
co przepłakałam to moje
ale i tak był najlepszymi trzema tygodniami mojego życia.
Bo był cóż. Prosty. Kładłam się spać nie martwiąc się jutrem.
Budziły mnie ptaki (ewentualnie wrzask pobudka ;)), a nie natrętne myśli
że to będzie kolejny nudny, szary i monotonny dzień.


Jedyną dobrą rzeczą jaką mi przyniosło życie po obozie
jest przyjaźń z Leszkiem.
Bilansu złych rzeczy nawet nie będę liczyć.





Wspomnienie bumerangu
Przyjdzie rozstań czas
I nie będzie nas
Na polanie tylko pozostanie
Po ognisku ślad.

Zdartych głosów chór
źle złapany dur
Warty w nocy, jej niebieskie oczy
Nie powrócą już

Zarośnięty szlak,
Zapomniany rajd
Schronisk pustych i czarno-złotej chusty
Kiedyś będzie brak

Czyjś zbłąkany głos
Do strumienia wpadł
Nad górami, białymi chmurami
Cicho śpiewa wiatr

Gdzie za rok, za dwa
Przyjdzie spotkań czas
Złotych włosów, orzechowych oczu
Już nie będzie żal

Obóz zwijać czas
Trąbka wzywa nas
A nad nami księżyc wraz z gwiazdami
Wyznaczają szlak

Gdzie ogniska blask
Stanie obóz nasz
Na polanie bratni krąg powstanie
Jak za dawnych lat

czwartek, 13 października 2011

Miłość to nie pluszowy miś

Nie mogę jej oceniać. Choć łatwo patrząc z boku stwierdzić
''co za idiotka''
Ja sama chciałam odejść i pewnie gdyby nie Leszek, Agat, Miśka i Szczypior
to pewnie bym odeszła.
Tyle tylko, że u mnie po prostu skumulowało wszystko.
No a najbardziej wykończyła mnie w sumie cóż. Ona.
Ja naprawdę rozumiem, że ''odchodzę'' jest krzykiem o zainteresowanie.
Tyle tylko, że ''odchodzę'' z wzruszeniem ramion w drodze na papierosa
to coś co ciężko mi przetrawić.
Ideały do kosza?


Całkiem niedawno miałam z nią
rozmowę na temat prawdziwej miłości.
W sumie rozmów tych było kilka no ale generalnie sprowadzały się do tego, że
ja dowiadywałam się, że jestem małym dzieckiem, które jeszcze nie poznało ''prawdziwej miłości''
i które o miłości nic nie wie (a kto wie?)
Cóż. Może nie mam jakieś wielkiej wiedzy o stałych związkach itd ale co jak co
nie uważam, że okazywać uczucia to można tylko słowami albo kwiatami.
Słowa mają to do siebie, że przemijają, że można je cofnąć, że po pewnym czasie
często tracą swą moc. Po za tym słowa mogą kłamać.
A kwiaty kiedyś zwiędną.
To, że chłopak nie obsypuje kwiatami i nie powtarza cały czas, że kocha
to nie znaczy, że trzeba o to robić awantury i że jest niedojrzały.
To, że się z kimś nie jest, to, że ukochana osoba nie jest w pobliżu
to nie znaczy, że kocha się słabiej. Bycie z kimś nie ma wpływu na siłę uczucia.
 Raz się wwaliłam w związek wzruszając ramionami ''a może zacznie mi na nim zależeć
jak już z nim będę'', a guzik.
No i kiedyś, dawno dawno temu, gdy byłam dużo młodsza niż teraz
miałam nadzieje, że pójście do innej szkoły sprawi, że zapomnę.
No a w dłuższym rozrachunku przez to, że go nie widywałam cierpiałam bardziej.
To czas, a nie odległość zgasił płomień.
Cóż...

''Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty
To też nie diabeł rogaty
Ani miłość kiedy jedno płacze
A drugie po nim skacze
Bo miłość to żaden film w żadnym kinie
Ani róże ani całusy małe duże
Ale miłość kiedy jedno spada w dół
 Drugie ciągnie je ku górze''


''Kochaniem samotność można wypić do dna, choć to trudne,
Więcej nic nie mów tylko przytul się - dotykaj mnie.

Dotykaj delikatnie, bezszelestnie, ciepłem palców,
Dotykaj aksamitnie, rzęs pokłonem - nie przestawaj,
Dotykaj całowaniem i oddechem - tak jak lubisz,
 Dotykaj smugą włosów niby muśnij,
Bólowi zadaj ból...



I could stay awake just to hear you breathing
Watch you smile while you are sleeping
While you're far away and dreaming

I could spend my life in this sweet surrender
I could stay lost in this moment forever
Well, every moment spent with you
Is a moment I treasure

I don't wanna close my eyes
I don't wanna fall asleep
'Cause I'd miss you, baby
And I don't wanna miss a thing

'Cause even when I dream of you
The sweetest dream would never do
I'd still miss you, baby
And I don't wanna miss a thing

Lying close to you
Feeling your heart beating
And I'm wondering what you're dreaming
Wondering if it's me you're seeing
Then I kiss your eyes and thank God we're together
And I just wanna stay with you
In this moment forever, forever and ever

I don't wanna close my eyes
I don't wanna fall asleep
'Cause I'd miss you, baby
And I don't wanna miss a thing

'Cause even when I dream of you
The sweetest dream would never do
I'd still miss you, baby
And I don't wanna miss a thing

I don't wanna miss one smile
I don't wanna miss one kiss
Well, I just wanna be with you
Right here with you, just like this

I just wanna hold you close
Feel your heart so close to mine
And just stay here in this moment
For all the rest of time

Don't wanna close my eyes
Don't wanna fall asleep
'Cause I'd miss you, baby
And I don't wanna miss a thing
'Cause even when I dream of you
The sweetest dream would never do
'Cause I'd still miss you, baby
And I don't wanna miss a thing

I don't wanna close my eyes
I don't wanna fall asleep
'Cause I'd miss you, baby
And I don't wanna miss a thing

'Cause even when I dream of you
The sweetest dream would never do
I'd still miss you, baby
And I don't wanna miss a thing

Don't wanna close my eyes
Don't wanna fall asleep, yeah
I don't wanna miss a thing
I don't wanna miss a thing

środa, 12 października 2011

I weź człowieku postaw na swoim

Jestem tak wściekła, że zaraz zacznę ryczeć ze złości!
Cała praca z ostatnich dwóch dni idzie na marne.
To już jest kolejny raz tak, że ja zaprzęgam siebie i facetów do roboty
po czym i tak wszystko diabli biorą.
Mam to głęboko w!
Zacznę bawić się własnymi klockami i róbta sobie co chceta.
Jestem totalnie rozgoryczona.

Miałam w głowie zupełnie inny post. Post raczej refleksyjny.
No ale teraz to mi zupełnie wszystkie refleksje wyleciały z głowy.

''Nie znosi kontroli i podporządkowania''.
DOKŁADNIE!


''But I do not want to be afraid
 I do not want to die inside just to breathe in
''


Z całego serca nienawidzę mojego życia.


Jedyne na co mam ochotę to zamknąć się w domu z ciepłą herbatą, słuchając SDM.
Sama, sama z myślami.
''to powraca do mnie jak motyw śmierci''
Mam dość wszystkiego. Mój optymizm też ma swoje granice.
Gdyby nie ideały i droga, którą postanowiłam iść.
Gdyby nie mój zastęp, któremu jestem potrzebna.
Już dawno bym się poddała.
Nie mam już siły.


Zresztą po co?
Jedną niewartościową osobę mniej.
I tak się nikt ze mną nie liczy.

wtorek, 11 października 2011

Prostota

Każdy z nas chcę czegoś od życia. Większość chciałaby czegoś wzniosłego,
zostawić po sobie wyraźny ślad, osiągnąć sukces i zdobyć sławę.
Ja wolę zostać sobą. Kundzią. Może nie taką znowu szarą i przeciętną ale mimo wszystko
zwykłą.

Żeby cieszyć się spokojem i stałością dnia codziennego trzeba to stracić.
Dopiero gdy nadejdzie ''koniec świata'' doceniamy to co było.
Teraz gdy czytam swoje dramatyczne i emo posty z sierpnia
z gardła wyrywa mi się gorzki szloch.
Przecież byłam wtedy taka szczęśliwa! Miałam przyjaciół, stałych, niezmiennych.
Miałam ciągle naiwne spojrzenie na pewne sprawy.
Chciałam zdobywać niebo i zrywać gwiazdy.
Chciałam zmian.
Nie doceniałam tego co mam, wydawało mi się, że ja biedna jestem tak nieszczęśliwa,
że monotonia pozostanie na zawsze taka jaka była.
Uważałam, że nic się nie zmieni, że to co mam w tym danym momencie,
będzie już takie zawsze.
Lecz ludzie przychodzą i odchodzą z naszego życia.
Choćbyśmy bardzo chcieli nie możemy ich zatrzymać.
I nie ważne czy ta osoba była w naszym życiu tydzień, rok czy dziesięć lat.
Czasem po prostu drogi się rozchodzą.
Doceniajmy przyjaźń póki trwa.
Doceniajmy szczęście póki trwa.
Doceniajmy nawet pozorną monotonie.
I doceniajmy każdą chwile spędzoną z osobą, która jest dla nas całym światem.
By potem mieć chociaż wspomnienia.


 Pod słońce
 Z różowym świtem pierwszy w światło stawiam krok
 Zórz horyzontem napełniam duszę mą
 Senne marzenia zostawiam za siną siatką mgieł
 Witam świat. Wiem, czego chcę!

 Biec pod słońce, kochać mocniej, chłonąć każdy dzień
 Przed horyzontem znaleźć spokój pod koronami drzew
 Spocząć na chwilę i znów szczęście nieść
 Wiedzieć, że żyję - cieszyć się

Radości beztroskiej zdroje wyplotę z promieni przędz
Duszy żagiel wypełnię wśród ciepłych wiatru tchnień.
Nadziei korzenie wsadzę w wiary żyzny grunt
By jutro znów, by jutro znów.

Biec pod słońce.

 Aż zmrok zmęczenia kołdrą otuli mnie
 kalejdoskopu przeszłych dni na nowo życia czytam treść
 Z lekkością ptaka frunę pod snów tęczy szczyt
 By jutro na jawie spełnić największy z nich.

Biec pod słońce.

poniedziałek, 10 października 2011

Jesiennie

Jesień. Czas deszczu, opadających liści.
Sentymentalnych piosenek, sentymentalnych książek, filmów
no i rozczulania się nad sobą.
Ciężko o radosne myśli przy takiej pogodzie.
Nawet gdy chcesz być pogodny to katar kapiący z nosa, pogoda przyprawiająca
o chandrę i kolejny raz przemoknięte buty wcale tego nie ułatwiają.
O tej porze roku najłatwiej jest się nad sobą rozczulać.
Ja sama się nad tym przyłapuje.
Gorąca herbata, czekoladowe ciastka, ballady Starego Dobrego Małżeństwa
i smętne myśli pt ''życie jest beznadziejne i nikt mnie nie rozumie''.


Mam to w nosie. Mam w nosie, że tyle przyjaźni facet - dziewczyna
się rozpada, bo jedna osoba się np. zakochuje.
Kurcze. W końcu mam kogoś na kogo zawsze ale to absolutnie zawsze mogę liczyć.
Kogoś u kogo nie ma ''nie chce mi się'' gdy o coś proszę.
Kogoś do którego zawsze mogę iść na kawę i zwyczajnie pogadać.
Nie chcę żeby ta przyjaźń się rozpadła i mam nadzieje, że to nigdy nie nastąpi.
Arrr. Czemu jesteśmy wszyscy nastolatkami z szalejącymi hormonami?
Najgorsze jest to, że tak naprawdę nie mogę nic zrobić.
Nie ma pomiędzy nami innej opcji niż przyjaźń, nie ma i tyle.
Więc cóż. Pozostaje mi wiara w to, że jednak taka przyjaźń jest możliwa.



Ideały stanowiły dla mnie w ciągu ostatnich lat pojęcie dość abstrakcyjne.
Nawet sama nie wiem kiedy zaczęło mi zależeć.
I teraz gdy znowu złapałam bakcyla. Gdy znowu Prawo Harcerskie
zawisło w moim pokoju nie potrafiłabym wrócić do tego co było.
I wydawało mi się, że dla niej jest tak samo.
Że ideały, że Prawo, że to wszystko stało się częścią jej życia.
A cóż... Czasami naprawdę żałuje, że stwierdziłam, że jest gotowa na Krzyż.
A najżałośniejsze w tym jest to, że jeszcze nie dawno ona twierdziła,
że to ja nad sobą nie pracuje.
Cóż gdybym nie pracowała to pewnie też bym w czasie każdej przerwy
puszczała swoje smutki z dymem papierosa.
Tyle, że hmmm... to tak jakby... nie działa i nigdy działać nie będzie.
Więc po co?

Przyjaźń damsko-męska

Hmmm...
Czy coś takiego może funkcjonować...
Kiedyś ja absolutnie w to nie wierzyłam.
Ale teraz jestem już mądrzejsza i widzę, że takie przyjaźnie funkcjonują.
I mam nadzieje, że mi też się uda.
Choć i tak już część ludzi twierdzi, że mam z nim romans.
Tak oczywiście jasne.
Specjalnie doprowadziłam do tego żeby zerwał z dziewczyną, żeby
mieć z nim swój własny ognisty romans...
Ja mhm...-.-


idę robić kisiel i umierać z powodu rozkładającego mnie przeziębienia mimo, którego
musiałam poprowadzić dzisiaj zbiórkę zastępu, zrealizować co miałam do zrealizowania
i być pełna poweru i energii. MASAKRA.

niedziela, 9 października 2011

Samotna wędrówka cd

Może przesadzam czy coś.
I w ogóle słowa Druha nie miały absolutnie nic wspólnego ze mną.
I może wszyscy dogryzali mi tylko i wyłącznie w żartach,
mówiąc, że stwierdzili, że zamarzłam
lub się poddałam.
No ale to nie zmienia faktu, że jest mi przykro.
Tak bardzo się staram, tak bardzo nad sobą pracuje.
Na zbiórkach czy wyjazdach Leśnych staram się nie marudzić.
Staram się dawać radę. Być twarda. Niezależnie ile mnie to kosztuje.
I owszem może na obozie byłam marudna i momentami wręcz leniwa
ale tak naprawdę to ja z kwaterki nie robiłam prawie nic na moim wcześniejszym
obozie, poza tym to było lata temu i gdy nagle miałam być wszechwiedzącą
zastępową robiącą za 5 i umiejącą wszystko to po prostu rzucałam wszystko w diabły
i miałam dość.
Ale sorry chyba widać jak bardzo ja się zmieniłam ostatnio.
I ile mi obóz dał.
A i tak nikt nie ma we mnie za grosz wiary.
Byłam taka dumna z siebie, że dałam radę na wędrówce,
że nie zmarzłam, że się nie poddałam, że mimo tego, że byłam
mokra i zmarznięta zbudowałam dla siebie szałas i jednak w nocy nie zmarzłam
i co
przychodzę i dowiaduje się, że faceci latali rano po lesie szukając mnie
mając dla mnie suche rzeczy
mając przed oczami mnie zjedzoną albo co najmniej zamarzniętą.
No i co gdy mnie nie znaleźli to stwierdzili, że sobie do domu pojechałam, tak?
Ja specjalnie wlazłam głęboko w las, bo chciałam być sama.
Nie chciałam się ciągle zastanawiać czy mnie ktoś usłyszy czy zobaczy.
Chciałam móc myśleć na głos, śpiewać duety sama ze sobą i zwyczajnie BYĆ sobą
mając tą miłą świadomość, że jestem naprawdę sama.
Może nie jestem twarda, może nie jestem bohaterem, może jestem marudna
ale co jak co jestem uparta i gdy się naprawdę zawezmę to się nie poddam.
A na tą wędrówkę się strasznie zawzięłam.
Od dwóch tygodni łaziłam i jojczałam, że chce jechać, więc jakbym mogła
się poddać??

I owszem cieszę się, że się martwili ale wolałabym gdyby sobie jednak darowali.
Owszem może i potykam się o własne nogi i ciągle gubię, owszem może
i pojechałam z pobolewającą momentami kostką ale i tak mogliby mieć
we mnie trochę więcej wiary.


Ps. Kostka praktycznie przestała boleć.
Ps2. Powlokłam się dzisiaj z Leszkiem i Agat na koncert zespołu N.
I w sumie nie byli źli.
Strasznie ciekawa byłam jak zagrają jako, że słyszałam o tym zespole
od dziewczyn, które chodzą z nimi do LO
i są oczywiście standardowo ich tajemniczymi wielbicielkami...
Ach czasami wolałabym nie wysłuchiwać części plotek.
Generalnie rzygać mi się chciało od debat czy zagrają dobrze czy źle.
A no i oczywiście 99,9 % tajemniczych wielbicielek
się na koncercie nie pojawiło. Cóż... temperatura spada poniżej 15 stopni
i jest wilgoć w powietrzu (włosy się kręcą) to już nie można wyjść z domu.

Samotna wędrówka

Piątek popołudnie. Las. Deszcz. Buty mokre po paru minutach marszu.
Choć teoretycznie przemóc nie powinny.
Plecak z przywiązaną karimatą czepiającą się o drzewa.
Problemy z zasięgiem.
Szukanie drogi.
Yeah jest zasięg. Telefon do Agaty: Skontaktuj się z Leszkiem.
Po krótkich instrukcjach od Leszka docieram na miejsce z którego wyruszę.
Stwierdziłam, że będę się trzymać blisko szkółki leśnej
żeby się nie zgubić, przy czym oczywiście zaabsorbowana
szukaniem miejsca gdzie się rozbije i tak ją zgubiłam.
Generalnie miejsce znalazłam idealne. Dwa drzewa rosnące w odległości
takiej, że idealnie pomiędzy nimi się mieściłam.
Budowa szałasu poszła szybko choć w sumie ten szałas był raczej taki
prowizoryczny, gdyż byłam już naprawdę zmęczona.
Oczywiście po godzinie zaczął przemakać.
Śpiwór oczywiście przemókł w nogach.
Koc ratowniczy guzik dawał i śpiwór i tak był mokry.
No ale przynajmniej plecak w miarę wytrzymał.
No i oczywiście kolejny telefon do Agat jako, że wszystko miałam mokre.
No i oczywiście wkrótce potem padła mi bateria.
No i oczywiście źle zamknęłam termos i część herbaty się wylała
a to co zostało to wystygło.
No ale przetrwałam i w sumie nie było źle.
Nie licząc tego, że błądziłam potem po lesie przez dobrą godzinę
i że w sumie gdybym nie spotkała Sikorki to bym błądziła dalej.
No a potem warsztaty. Zajęcia Sikorki, które mi się mega przydadzą
w pracy z zastępem. Jako, że zamierzam iść w zioła i te sprawy.
No i generalnie było fajnie, bo byli fajni ludzie.


Z fobii do pająków jestem totalnie wyleczona i jakoś
nie przeszkadzały mi one w spaniu mimo, że w szałasie
ich trochę było.
A nad lękiem wysokości pracuje bardzo usilnie.



A no i Leszek i Sławek szukali mnie rano żeby dać mi suche rzeczy
i oczywiście mnie nie znaleźli, a gdy ja słyszałam w dali jakieś niewyraźne krzyki
to nie wpadłam na to, że to ktoś woła mnie.



Cóż. Nie wiem jak mam się z tym czuć i zaczynam być powoli wściekła
ale bardziej to jest mi przykro.
Część myślała, że poddałam się i pojechałam do domu,
część zastanawiała się jakim cudem przetrwałam
i w ogóle jakoś tak nikt nie zakładał, że poradzę sobie bez problemów.
Szczególnie, że powiedziałam Agat, że pada mi bateria
więc wiedzieli czemu nie odbieram.
Plus dziwnie się czułam gdy siedziałam obok Druha, a on gadał z jedną z drużynowych
i zaczęłam słuchać w momencie gdy mówili o realizacji stopni i sprawności
i był długi wywód na temat tego, że nie trzeba bardzo pilnować
realizowania elementów prób, bo wszystko rozgrywa się w naszym sumieniu
i że gdy ktoś np. zrejteruje z samotnej wędrówki i pojedzie do domu
albo pójdzie do jakiegoś gospodarstwa to ten naramiennik wędrowniczy
już zawsze będzie przypominał mu o oszustwie.
No i tak się zaczęłam zastanawiać czy mówił to przez wzgląd na mnie
taka lekka sugestia czy coś i zrobiło mi się naprawdę przykro, że aż tak
we mnie nie wierzy.
A i wnerwiłam się gdy przeczytałam na Leśnych, że niby znaleźli szczątki mojego szałasu.
Sorry ja byłam po pierwsze naprawdę głęboko w lesie po drugie deszcz i tak
by zatarł wszystkie ślady mojej obecności, po trzecie ja tłukąca ciągle moim dzieciom,
że harcerz nie pozostawia po sobie śladów bytności miałabym je zostawić?
Nie no dzięki, od razu mi cieplej na sercu...

Chyba tylko Agata naprawdę we mnie wierzyła. Że sobie poradzę, że się nie poddam.
Agat dzięki za Twoją niezachwianą pewność, że przetrwam :)

czwartek, 6 października 2011

Użalanie się nad sobą

To, że ja lubię marudzić wie każdy.
Niemarudząca Kundzia to nie Kundzia i tyle.
Tyle tylko, że jest różnica pomiędzy marudzeniem, a użalaniem nad sobą.
To pierwsze mi nie przeszkadza (zgadnijcie czemu;)) ale to drugie mnie wnerwia niemiłosiernie.
Choć w sumie ja popadłam w totalną skrajność,
 bojąc się, że zacznę się nad sobą użalać
owszem marudzę ale na tym się kończy.
Tak wiem jestem głupia.
Owszem mogę sobie pomarudzić, że kostka mnie boli no ale to tyle w temacie.
Bandaż i dalej w świat. Noga nie odpadnie.
Nie mam zamiaru siedzieć w domu, bo mnie nóżka boli.
Choć ćwiczenie na wfie, bo opuchlizna zeszła i tak w sumie już nie boli
było z mojej strony skrajną głupotą.
No ale gdybym nie ćwiczyła to bym musiała się przyznać mamię, że mnie kostka boli.
A się nie przyznam, bo mnie zatarga do lekarza.

Z CAŁEGO SERCA NIENAWIDZĘ gdy ktoś zwala wszystko na chorobę,
ból głowy, niedyspozycje, złe samopoczucie itd
kurcze już lepiej się przyznać nie chce mi się i tyle
ewentualnie powiedzieć; ej sorry potrzebuje twojej uwagi, zaopiekuj się mną.

Nie wiem czemu gdy mi coś jest to włącza mi się tryb pt ''walić to''.


To jest coraz bardziej zabawne. Mam z Wiki i Werą niesamowity ubaw
patrząc na to dzień w dzień.
Przyjaźń? Błagam...


Przez zamiecie i burze
Przez zamiecie i burze
Przejdę w szarym mundurze
Tylko stopień się zmieni i sznur
Na rękawie zagości
Kilka nowych sprawności
A w podeszwach przybędzie nam dziur
Czas podkładkę położy
Złote liście pomnoży
Tylko krzyż pozostanie ten sam
Zżółkną w naszej kronice
Śnieżnobiałe stronice
Fotografie wyłuska ktoś z ram
Bluza w słońcu spłowieje
Popiół z ognisk rozwieje
Wtórujący w piosence nam wiatr
Plam na mapie zabraknie
Barwa chusty wyblaknie
Wśród wędrówek od morza do Tatr.
Za lat pięć albo dziesięć
Lub za trzydziestolecie
Za ćwierć wieku a może za pół
Posiekany przez deszcze
Ciągle trwać będzie jeszcze
Nasz proporzec, odwieczny nasz druh.

Nie ważne co się będzie działo, co stanie na drodze, kto stanie na drodze
i ile słabości będę musiała pokonać będę działać. Choćbym miała
wytoczyć wojnę z każdym. Zresztą ja i Wera już powoli ją zaczynamy.
Póki mamy siebie nawzajem to jesteśmy w stanie zdobyć wszystko.
Udowodnimy, że my też potrafimy.
Że nie tylko pani X i Y są idealnymi harcerkami, które wręcz powinniśmy wielbić,
że my też coś potrafimy.
Gdy wstępowałam wszystko wydawało się tak idealne...

środa, 5 października 2011

''Zostańmy przyjaciółmi''

Tekst ''zostańmy przyjaciółmi'' jest chyba jednym z najbardziej oklepanych
i niestety najczęściej używanych kłamstw przy zrywaniu.
Owszem gdy miłość wypala się z obydwu stron lub gdy tak naprawdę nigdy jej nie było.
To może to ewentualnie zadziałać.
A najczęściej? Cóż. Rzadko wychodzi.
Większość z nas wie o tym z własnego doświadczenia, że to nie wychodzi.
Ja również. No ale mogę sobie mu gadać i tłumaczyć.
Dobra niech sobie robią co chcą.
Przynajmniej mamy z Werą rozrywkę.
Co jak co ale wszelakie wędrówki, zimowiska itd będą teraz bardzo ciekawe...


Cóż. Nie zaliczę sprawdzianu z funkcji liniowych.
Nowrotkowa mnie nie przepuści do 3 klasy
i będę sobie chodziła do klasy z Werą.
Bo wszyscy moi znajomi nie potrafią matematyki.
Cudownie, słodko i słitaśnie -.-


Kocham moją pracę
Tłumaczenie przez 5 minut jak obsługiwać Google Earth,
a potem dwu godzinne plotki.
I jeszcze mi za to płaci.
A trzeba było iść do zegu na informatykę to bym rozkręciła cały biznes
nauki obsługi komputera.
No i bym miała do szkoły hmm... całą minute drogi.

A tak a propos zegu.
Dzięki temu że wybudowali TBSa to nie muszę teraz latać
z markerem i zamazywać haseł antysemickich.
Bo im się nie chcę go obchodzić i włazić mi do bloku.
Tyle dobrze.





Gdy nie byłam harcerką w pewnym momencie zaczęłam za tym wszystkim tęsknić.
Za dymem ogniska, dźwiękiem gitary, biwakami, nawet za służbą.
Czułam, że dryfuje bez celu.
Teraz mogę się realizować. Teraz mam to za czym tak tęskniłam.
Muszę tylko znaleźć w sobie siłę, by nie pozwolić sobie się poddać.
By nie pozwolić by to co inni o mnie sądzą, by te wszystkie złe rzeczy,
które są pomiędzy mną, a tymi, których uważałam za przyjaciół
przysłoniły mi to dlaczego wróciłam.
Choć jeśli dalej tak pójdzie to się zwyczajnie wypalę.
Każdy musi mieć chwile dla siebie.
Nie można ciągle działać.
Chciałabym mieć czas żeby poczytać książkę i zwyczajnie nic nie robić.
Chciałabym mieć wolny weekend by pojechać sobie w góry
i odpocząć. Odpocząć od wszystkiego.
Choć przez chwile nie myśleć o stopniach, sprawnościach, zastępie.
Patrzeć w błękitne niebo i nie myśleć o tym ile jeszcze pracy nad
sobą mnie czeka. Ile jeszcze dróg muszę przejść.

wtorek, 4 października 2011

Życie w biegu

Każdy dzień wygląda tak samo. Chodzę spać późno, wstaje wcześnie. Nie mam chwili dla siebie.
Żałuje, że byłam dzisiaj w kinie, bo nagle okazuje się, że jutro też będę miała
cały dzień zajęty więc prace muszę przełożyć na czwartek.
Musze się zdecydowanie ogarnąć, bo zwyczajnie się nie wyrabiam.
Wracam do domu wieczorem i na naukę po prostu nie mam czasu.
Od przyszłego tygodnia koniec tego. Zbiórka w poniedziałek, a potem mam wszystko w nosie
i przez cały tydzień się uczę.
Gdy moja mama zobaczy moje oceny to zwyczajnie zabroni mi bycia w Leśnych.
Zaczyna się to samo co w zeszłym roku, czyli oceny takie, że wyjdź i nie wracaj.
Mam nadzieje, że do następnego zebrania daleko.
No ale przynajmniej nie mam jeszcze żadnej godziny opuszczonej.
Tyle dobrze.

Dzisiaj byłam na Bitwie Warszawskiej.
Dziwny film. Strasznie poplątany, przeskakujący od sceny do sceny
ni stąd ni zowąd
no i to 3D mogli sobie jednak darować. Wszystkie sceny w których
była jakaś dynamiczna akcja zwyczajnie się rozmazywały.
No ale w sumie film niezły. Polecam.


Jutro jadę na Murcki zbierać drewno. Wiem gdzie mam wysiąść
z autobusu i w sumie na tym moja wiedza się kończy.
Masakra -.-

Standardowo nie ogarniam mojego życia.

gdyby to było takie proste...



Łączenie harcerstwa i związków to nie jest dobry pomysł.
Rzucać drużynę o której się marzyło tyle lat?
Cóż. Coraz bardziej się cieszę, że odeszłam z ZHR i nie widzę jego rozpadu.

niedziela, 2 października 2011

Faceci są z marsa, a kobiety z wenus

Dzisiejszy dzień mimo wszystko pozytywny.
Jest jeszcze jakaś nadzieja dla facetów.
Niektórzy potrafią poskromić swoje wybujałe ego i przyznać się do błędu.
Ale i tak większość facetów to totalni kosmici, którzy
nie powinni chodzić po tym świecie, bo doprowadzają
biedne kobiety do zgrzytania zębami.

Im dłużej żyje na tym świecie tym mniej rozumiem facetów.
Może jednak powinnam pójść na tą psychologie?
Choć w sumie wątpię żebym nauczyła się tam czegoś
co zrewolucjonizuje mój świat.

Moje życie jest chore i doprowadza mnie do absolutnego obłędu.
Sama nie wiem co mam ze sobą zrobić!



Zadanie z angielskiego mnie woła. Dobranoc :)

sobota, 1 października 2011

This life choose me

W życiu bywa ciężko. Są większe tragedie niż złamane serce,
są bardziej gorzkie słowa niż te rzucone
bezmyślnie, bez zastanowienia się jak druga osoba to przyjmie,
są ludzie okrutniejsi niż ci, którzy
bezmyślnie kogoś wyśmiewają. Życie to nie bajka usłana różami.
Czasami gdy nadejdzie nasz własny prywatny koniec świata
trzeba przekroczyć jego próg z uśmiechem, z odwagą, z piosenką na wargach.
Owszem czasem łatwiej po prostu spaść. Poddać się.
Przecież nikt mnie nie rozumie, nikt nigdy tego nie przeżywał,
to ja zawsze mam najgorzej. Ja, ja, ja. Ja jestem przecież jedyna,
niepowtarzalna, oryginalna i cały świat kręci się tylko wokół mnie.
A moje ego jest tak wielkie, że ledwo się z nim w pokoju mieszczę.
Jak ja mogę nie być we wszystkim najlepsza, nie mieć tego co chce,
jak ktoś mi może wytknąć błąd.Nie oszukujmy się. Ludzie są egoistami i
egocentrykami. Owszem są wyjątki ale rzadko wśród nastolatków.
I tak ja też nie jestem idealna. I ja też czasami chce żeby wszyscy
się mną przejmowali, pocieszali mnie mówiąc jaka to ja jestem wspaniała i
wyjątkowa. I wiem, że czasem ktoś coś mi mówi nie po to by mnie
umyślnie zranić, tylko po to, żebym się ogarnęła.
No i niestety większość ludzi i to nawet ludzi, którym
się wydaje, że znają mnie dość dobrze, myśli,
że ja jestem osobą pewną siebie, przebojową itd.
Guzik prawda. Większość ludzi gdy słyszy, że jestem nieśmiała stwierdza
 '' ta jasne'' nie wiedząc ile mnie kosztuje to, żeby każdego dnia z tą
nieśmiałością walczyć. Jedynie może Kamila może pamięta
jaka byłam kiedyś, w podstawówce. Okularnica przezywana ''kujonką'',
bo siedząca wiecznie sama w kącie z książką, nie gadająca praktycznie z nikim,
żyjąca w swoim własnym świecie, wiecznie się alienująca.
Wiecznie chowająca się za czyimiś plecami. Byłam małą, cichą dziewczynką,
bez przyjaciół, bez własnego zdania.
I teraz czasami znowu się tak czuje. Ale się nie poddaje.
Będę walczyć o to by każdy nowy dzień witać z uśmiechem,
bez obaw co przyniesie. Będę walczyć o to by nie przewracać
się bezmyślnie w nocy z boku na bok tylko by zasypiać ze słodkim przekonaniem,
że to był dobry dzień.
Tylko, że nie tak łatwo zapomnieć słowa rzucone od tak, nawet jeśli wypowiedziane
''dla mojego dobra''. Co mam przykleić sobie na czole kartkę ''pamiętam wszystko co
mi się kiedykolwiek powiedziało''? LUDZIE OGARNIJCIE SIĘ

http://emhyrus.wrzuta.pl/audio/3agy1qEI0ZV/na_rozstaju_drog