czwartek, 19 listopada 2020

Możesz mieć satysfakcję
 
Są noce kiedy się tak bardzo tylko chce Cię wziąć w ramiona. 
Nic nie wiesz

czwartek, 5 listopada 2020

Nie wszystek umrę

 Korowód ciał, twarzy, histori.

Stosy strzępków, rozmów, komentarzy. 

Chcąc nigdy niczego nie przegapić tyle razy byłam ślepa, głucha, nierozstropna.

Zdobywałam, traciłam, olewałam, przegapiałam. 

Każdy kto twierdzi, że boję się samotności musi być ślepym głupcem nie znającym mnie wcale. 

Zresztą czy tak naprawdę ktokolwiek boi się stricte samotności?

To nie samotność przeraża. To przeraża przemijanie, szanse uciekające przez palce, szansa bycia zapomnianym, miałkie, nijakie nic nie znaczące życie. 

Wychowani na histori o bohaterach, księciach i księżniczkach nie boimy się samotności, boimy się tego, że w każdej chwili moglibyśmy zniknąć, a nikt tego nie zauważy. Że może o to właśnie w tej sekundzie mija szansa, żeby coś zmienić, świat odmienić, żeby coś po sobie pozostawić. Niektórzy chcą pomników, niektórzy sławy, niektórzy sami nie wiedzą czego, niektórym dzieci wystarczą ale każdy lęka się zapomnienia. 


W czasach gdy cieżko być niezłomnym bohaterem, gdy ciężko o śmierć niezłomną gdzie chociaż ona mogłaby dać chwałę, złośliwym chichotem losu i historii jest nieszczęście dzieci XXI wieku. 


"Non omnis moriar[1] — moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.
Zdrada, ŻydNie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica[2],
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo[3], lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera[4].
Tobie, twoim niech służą, bo po cóż by obcym.
Bliscy moi — nie lutnia to, nie puste imię.
Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy[5],
Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze —
Niechaj piją noc całą, a o świcie brzasku
ChciwośćNiech zaczną szukać cennych kamieni i złota
W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak będzie się palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Anioł, KrewChmury prutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
I uskrzydlonych nagle w aniołów przerobi. "
Z. Ginczanka 

środa, 4 listopada 2020

Iluzja?

,, - Miłość to złudzenie. (...) Złudzenie, urojenie, iluzja. (...) My się nie kochamy. Kochamy wyobrażenie, jakie mamy o sobie nawzajem. Bardzo niewielu ludzi to rozumie albo jest w stanie się nad tym zastanowić. Ślepo wierzą w swoją moc tworzenia. W ostatecznym rozrachunku wszelka miłość jest miłością własną.

– I właśnie to jest tematem pańskiej nowej...?

– Jednym z tematów, owszem. Gdy bohater zdaje sobie sprawę, że najzwyczajniej powołał swoją żonę do życia siłą wyobraźni, nie wyrzuca sobie głupoty, lecz dąży do ukarania kobiety z krwi i kości, która jego zdaniem go nabrała. Jego pragnienie zemsty jest siłą napędową fabuły.

– Wielu z nas, być może większość – odrzekł dziennikarz – traktuje miłość jak oczyszczający ideał, raczej źródło bezinteresowności niż... 

– To tylko szukanie wymówek – podsumował Fancourt. – Jesteśmy ssakami, które potrzebują seksu, towarzystwa i z przyczyn związanych z przetrwaniem i reprodukcją poszukują bezpiecznej enklawy w postaci rodziny. Wybieramy tak zwanych ukochanych z najprymitywniejszych powodów: myślę, że słabość mojego bohatera do kobiety w kształcie gruszki rozumie się sama przez się. 
Ukochany człowiek śmieje się albo pachnie jak rodzic, który przychodził nam w sukurs w młodości, a cała reszta to projekcja, wszystko inne jest zmyślone... 

– Przyjaźń... – zaczął lekko zrozpaczony dziennikarz.

– Gdybym mógł się zmusić do seksu z którymś z moich przyjaciół płci męskiej, wiódłbym szczęśliwsze i bardziej produktywne życie – powiedział Fancourt. – Niestety, jestem zaprogramowany na pożądanie formy żeńskiej, jakkolwiek bezowocnie. Wmawiam sobie zatem, 
że jedna kobieta jest bardziej fascynująca, lepiej współbrzmi z moimi potrzebami i pragnieniami niż inna. Jestem skomplikowaną, wysoce rozwiniętą i obdarzoną wielką wyobraźnią istotą, która czuje się zmuszona uzasadniać wybór dokonany na podstawie najprymitywniejszych przesłanek. Oto 
prawda, jaką pogrzebaliśmy pod tysiącami lat dworskich dyrdymałów. "
Jedwabnik J. K. R. 

wtorek, 3 listopada 2020

Porcelana

 Nie jestem porcelanową lalką. Nie rozsypie się, nie skruszeje nie zniknę. 

A gdy myślisz, że śpię, gdy myślisz, że nie wiem to dotykasz mnie jakbym miała rozsypać Ci się w dłoniach. 

Tego się boisz? Że się przywiążesz, a ja przesypie Ci się między palcami? 

Czasami zastanawiam się, które z nas jest bardziej ślepe. 

Życie jest ryzykiem. Nie można się bezpiecznie zamknąć w bańce samotności i tylko na chwilę uchylać drzwi. 

Można na zawsze tylko w momencie gdy zdecydujesz podjąć ryzyko. 

Jestem książką, nie porcelaną. 

    Jeżeli porcelana to wyłącznie taka
    Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu,
    Jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
    Nie było przykro podnieść się i odejść;
    Jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
    Jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
    Jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć
    gdy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
    na inna ulicę, kontynent, etap dziejowy
    lub świat

    Kto ci powiedział, że wolno się przyzwyczajać?
    Kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?
    Czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy
    w świecie
    czuł się jak u siebie w domu?

    S. Barańczak 

Czym się żywisz?

 

Niespokojnymi snami. 

Nami. 

Brakiem.

Mgłą za oknem. 

Ranieniem się nawzajem pełnym dobrych intecji.


Liście same pozbawione korzeni. 

Inercja. 

Marazm. 

Melancholia. 

 Umieram ze strachu. A miałam się już nie bać.


Niezależnie od ilości wypitego wina nie zasnę tej nocy. 

Rodzony brat. A ten przyszywany, którego sama sobie wybrałam jest bardziej po mojej stronie. Bardziej mogę na niego liczyć i ufać. 

A mój rodzony brat próbuje zniszczyć to kryształowe szczęście, które tak mozolnie budowałam. 

Teraz jest ich dwóch. A ja jestem sama. 

poniedziałek, 2 listopada 2020

Niedosyt i przesyt

 Nic tak dobrze nam nie wychodzi jak unieszczęśliwianie się wzajemnie.

Ja czuję niedosyt, Ty przesyt, a on ponuro chichocze. 

Już dawno nie fantazjowałam aż tak mocno o wrzuceniu kogoś pod autobus. 

Ja naprawdę rozumiem bycie nieszczęśliwym. Zawiedzione nadzieję, złamana dusza, czarna otchłań bez dna, która z każdym dniem pożera bardziej. Cynizm, sarkazm i ironia niczym miecz i tarcza.

Ale wyrwę Ci w końcu ten miecz i z dziką radością przebije tą dziurę gdzie kiedyś miałeś serduszko. 

Ewentualnie potraktuje patelnią. Ciebie i mojego kochanego braciszka. 

Co to ma być, jakąś ku*wa kampania przeciwko nam? Uparliście się żeby nakłaść do głowy jak najczarniejsze myśli, jak najgorsze zdania o mnie, o życiu, o wszystkim? 

Ciekawe o ile byłoby inaczej gdyby nie kąśliwe uwagi, brak wiary w szczęśliwe zakończenia i to, że się nawzajem nakręcacie w upartej samotności i upartym starokawalerstwie.