niedziela, 25 stycznia 2015

Nie ma, że się nie da

,,Bo jak nie my to kto?
Bo jak nie my to kto?
Bo jak nie my to kto o o o?
Bo jak nie my to kto?
Bo jak nie my to nikt tego lepiej nie zrobi tu!"

Z okazji kolejnego dnia z gorączką naszło mnie na przemyślenia...
Każdy kto mnie zna, wie, że jestem totalną absolutną marudą, leniem, ''niechcemisiem'' i ''niepotrafkiem''.
Ale.
Rok temu sesja zimowa rozpoczeła się dla mnie anginą ropną.
Gorączka taka, że świat wirował, na czole można by mi smażyć jajka
sadzone, przejście przez pokój- wyczyn nad siły.
A tu następnego dnia egzamin.
Ketanol, paracetamol, antybiotyk, mieszanka chemii we krwi
większa niż w niejednej aptece i na egzamin dotarłam wychodząc
z założenia, że prędzej bedę się czołgać niż później użerać z upierdliwą
wykładowczynią.
Później na dniach egzaminy ustne, które jakoś wychrypiałam i sesja
mineła bezpoprawkowo, a angina się wyleczyła w międzyczasie.
W tym roku choróbsko mnie dopadło wcześniej i radośnie piszę
kolokwia i prace zaliczeniowe zaćpana lekami, tym razem jeszcze bardziej
hardcorowo, bo doszedł syrop na kaszel z kodeiną.

Da się? Da się. Jak wie każdy kto natrafił na swojej radosnej studenckiej
drodze na upierdliwych jaśnie państwo wykładowców czasami jedyne
co Cię zwalnia lub usprawiedliwia to akt zgonu, ewentualnie pobyt w szpitalu
w stanie krytycznym. Dla niektórych zwolnienie od lekarza rodzinnego
jest niesatysfakcjonujące i rzucają później kłody pod nogi nawet gdy są
zmuszeni je uznać.

A jako, że po liceum to mogę co najwyżej smażyć frytki, bo żeby przysłowiowe
rowy kopać teraz trzeba mieć ku temu odpowiednie wykształcenie
studia są sprawą priorytetową, więc mimo kłód i przeciwności losu, chorób,
psujących się pociągów, bezużytecznych przedmiotów i piekielnych
wykładowców skończe te studia. Nie podddam się. Nie ma, że się nie da.
Jak już się wybrało dany kierunek, zaczeło te studia i wiąże się z nimi
przyszłość nie można się poddać choćby z szacunku do samego siebie.
Postawione sobie cele trzeba realizować.

Ale abstahując już od studiów; jak człowiek się uprze może osiągnąć wszystko
(no prawie wszystko). Jedyne granice to te, które wyznaczamy sobie sami.
Owszem nie można sprawić by ktoś się w nas śmiertelnie zakochał
albo zdobyć nobla z matematyki, gdy mimo usilnych starań i nauki się
zwyczajnie nie ma do tego talentu, umysłu ścisłego i szczytem możliwości jest wyliczenie ile taniej zapłacimy na 30% promocji ale
wyznaczając sobie realne cele zgodne z naszymi indywidualnymi predyspozycjami/talentami/uzdolnieniami/zainteresowaniami
naprawdę możemy je osiągnąć.
Trzeba tylko chcieć, mieć twardy tyłek i troche samozaparcia.
Ośli upór też może być zaletą.

Bo jak nie my to kto? Nikt za nas życia nie przeżyje. Nikt za nas
niczego nie osiągnie. Nikt za nas nie będzie Kimś.

,,Każdy wybiera własną ścieżkę. Nasze wartości i działania definiują to, kim jesteśmy.''

piątek, 23 stycznia 2015

,,Wake me up inside
Tell me there's a reason
To take another step
To get up off my knees and,
Follow this path of most resistance.''

Wyrwana z letergu. 
Po raz pierwszy od dawna znowu stawiam sobie cele, znowu mam marzenia i sny.
Bogowie... jak ja dawno nie śniłam. Już zapomniałam jak to jest. 
Choćby miało to się zakończyć łzami i bólem dobrze jest znowu żyć pełną piersią,
oczekiwać czegoś, dążyć do czegoś.
Tyle czasu brnełam na oślep, tyle czasu wybierałam łatwiejsze drogi.
Wole potykać się i upadać ale w końcu wrócić na własną drogę niż iść
udeptanym traktem, który jest łatwiejszy lecz nie mój.
Mgła sprowadzona na własne życzenie w końcu zaczyna się rozrzedzać.
''Drogi pamiętniku,
ten poranek jest inny.
Czuję, że coś się zmieniło.

Po raz pierwszy od długiego czasu
czuję się w pełni i niezaprzeczalnie,
całkowicie obudzony.
Choć raz nie żałuję dnia,zanim się zacznie.

Z radością witam nowy dzień...
ponieważ wiem...

że znowu ją zobaczę.

Znowu go zobaczę.
Po raz pierwszy od długiego czasu...
czuję się dobrze. ''

środa, 21 stycznia 2015

Wszystko jest dokładnie na odwrót.

Zaczyna dopadać mnie pustka, a ostanie dwa lata zdają się snem.

niedziela, 18 stycznia 2015

Ciężko odnaleźć mi nadzieje na sens. Z jednej strony wierze, że nic nie dzieje się przypadkiem z drugiej mam wrażenie, że jestem kiepskim żartem jakiegoś boga, który śmieje się teraz ponuro widząc jak się miotam.

Droga zagineła we mgle.

,,Living in a fantasy but it's way too far 
But this kind of loneliness is way too hard 
I've been wandering, feeling all alone 
I lost my direction and I lost my home...Well 

I'm so sick and tired 
Now I'm on the slide 
Feeling so despised 
When you laugh, laugh 
I almost died ''


środa, 14 stycznia 2015

O, żyć zawsze i zawsze umierać!
O, pogrzeby mnie dawnego i teraźniejszego,
O, ja kroczący naprzód, materialny, widzialny, władczy jak zawsze,
O, ja i to, czym byłem latami, teraz umarły.
(Nie płaczcie po mnie, bo jestem zadowolony.)
O, uwolnić się od tych zwłok mnie samego, na które
odwracając się patrzę tam, gdzie je rzuciłem,
Iść dalej (O, żyć zawsze!) i zostawić zwłoki za sobą

W. Whitman

Czasem, gdy kogoś kocham, ogornia mnie gniew na myśl, że moja
 miłość może być nie odwzajemniona, 
Lecz teraz myślę, że nie ma miłości nie odwzajemnionej, zapłata jest 
pewna, tak czy inaczej, 
(Kochałem kiedyś kogoś żarliwie, a bez wzajemności, 
Lecz dzięki temu powstały te pieśni). 

W.Whitman 



,,Wy jestecie jak ci z pierwszej miłości, po latach się w końcu zeszli, koło czterdziestki.'' 
K. jest źródłem nieustannej motywacji... 

No w sumie do czterdziestki już jestem w połowie drogi. Czekałam tyle lat to poczekam jeszcze dwadzieścia... :/ 

Czasami zastanawiam się czy nie byłoby lepiej gdybym Go nigdy nie spotkała ale... wszystko dzieje się z jakiegoś powodu, mam nadzieje, że odkrycie go jest jeszcze przede mną.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

wośp - podsumowanie

Wczorajszy dzień dał mi niesamowitego kopa w tyłek. Kobieta z monopola wołająca nas do siebie, bo facet w nocy zostawił pieniądze dla wolontariuszy, mnóstwo pozytywnych reakcji i żadnej złorzeszczącej osoby. Kampania oszcerstw wobec Owsiaka na szczęście nie dała rezultatu. Owszem ludzie wrzucali mniej niż w ostatnich latach ale wrzucali często i nieraz przepraszali, że tak mało. Niestety społeczeństwo coraz bardziej biednieje. Ważne, że wrzucają cokolwiek i że rozumieją na co wrzucają. Owszem niektórzy wciąż robią to tylko dla serduszka ale mam wrażenie, że coraz więcej ludzi wrzuca świadomie, a nie po to żeby wolontariusze mu dali święty spokój.
Nasz sztab jednak mimo wszystko poradził sobie całkiem nieźle, głównie dzięki mojemu bratu, który twardo zbierał od 8 do 20.

No i sami Leśni. Atmosfera była niemalże szokująco miła. Aż za miła, momentami czekałam aż coś się wydarzy. No i dziwnym było to, że nikt mnie ze sztabu nie wyrzucał. No ale może zaczne od początku. Chodzenie z puszką zakończyłam w tym roku wyjątkowo wcześnie, gdyż mimo temperatury na plusie, zamarzałam. Pamiętam wośpy kiedy były śnieżyce albo grad i chodziło się do godziny 20. W tym roku odpuściłam po 15, bo zwyczajnie nie dawałam rady. Piłam herbatę kubek za kubkiem, opatulałam się kurtką L. i dalej było mi zimno mimo siedzenia w sztabie przy kaloryferze. Ku mojejmu ogromnemu zdziwieniu nikt nie miał nic przeciwko. Trochę jestem na siebie zła, że tak szybko się poddałam ale palce kostniały mi tak bardzo (mimo grubych, wełnianych rękawiczek), że miałam wrażenie iż odpadną albo przymarzną do puszki. Po dwóch godzinach siedzenia w sztabie nadal były sino-czerwone. Oczywiście nasłuchałam się, że to przez to, że jestem za chuda i że powinnam coś zjeść ale (SZOK!) druh S. mnie bronił i ostatecznie poczęstował super kurczakiem pieczonym bez tłuszczu. Generalnie druh S. był tak miły, że nie dokońca wiedziałam jak mam się zachować. Co nie zmienia faktu, że głównie miły był dlatego, że jestem aż tak chuda. Smutne. Może odniosłam błędne wrażenie... Eh. Fajnie by było. Wszyscy oprócz oczywiście druha S. marudzili, że powinnam coś zjeść, wtykali mi ciasto, obiad etc etc
No i S. jak zwykle dokuczający, próbujący mnie ''odkurzyć'' ;) i popisujący się swoją siłą ;) no dobra może i rozłożył mnie na łopatki ale moja znajomość techniki samoobrony jest żałosna, a mu to przychodziło bez problemu.
Generalnie 5 godzin siedziałam w sztabie i plotkowałam. No i przymarzałam do podłogi. Chyba pora odwiedzić lekarza, bo mi było zdecydowanie za zimno. Jak tak dalej pójdzie to w przyszłym roku nie wytrzymam godziny. Fajnie się siedziało w sztabie ale tu przecież nie o to chodzi.

sobota, 10 stycznia 2015

wośp itd;);

Już jutro mój ulubiony dzień w roku, czyli wośp. Z roku na rok coraz cięzej, puszki coraz lźejsze ale każdy grosik, każdy uśmiech wrzucającego do puszki, każde dziecko cieszące się z serduszka są warte całodniowego marznięcia. Owszem irytujące są stare babcie, które drą się, że nie będą na ''obce banki'', ''SZatanistów'' ''oszustów'' i ''brudasów kąpiących się w błocie'' ;) wrzucać ale po pewnym czasie to niesamowicie bawi, a nie przeszkadza. No a wspomnienia spod pewnego kościoła, gdy probosz gonił dookoła kościoła i wrzeszczał jest czymś co ciężko zapomnieć i niesamowicie ubarwia życie ;) No ale abstrachując od oszołomów to do końca życia nie zapomnę młodych rodziców wrzucających wolontariuszom do puszki kilkaset złotych, bo wośpowy sprząt uratował ich dziecku życie. Czy choćby ludzie, któzy przynoszą siatki czy butelki pełne drobnych, bo zbierają na wośp cały rok. Takie historie niesamowicie budują i sprawiają, że wośpowa niedziela jest najpiękniejszą niedzielą roku.


No i humor niesamowicie poprawia mi fakt, że dwie dziewczynki, którymi opiekowałam się w zeszłym roku wciąż o mnie pamiętają, więc w tym roku pewnie też będziemy kwestować razem. Ach ten mój urok osobisty ;) Choć smutnym jest fakt, że lubią mnie tak bardzo, bo rozmawiałam z nimi jak z równymi sobie, nie wyśmiewałam ich pytań jakiekolwiek by one nie były co było dla nich szokiem. Smutne, że ja obca osoba musiałam im tłumaczyć pewne kwestie, rozwiewać wątpliwości, bo ani do zastępowej/drużynowej, ani do rodziców, ani do nauczycieli nie odważyły się z nimi zwrócić. Kwestie dorastania, seksualności etc to nie są kwestie, które powinna tłumaczyć osoba z którą akurat chodzi się z puszką.
Rozmawiajmy z młodszymi, rozmawiajmy ze swoim rodzeństwem/kuzynostwem/ dziećmi etc, bo nie każdy ma okazje trafić na mnie ;)

piątek, 9 stycznia 2015

Tło

,,Samotny wśród ludzi, którzy myślą on nigdy nie jest sam.''

Już wiem kim mam być w tej odsłonie sztuki. Tłem. Nawet gdybym zapragneła błyszczeć jest to nieosiągalne. Nie potrafię już. Straciłam charakter. Straciłam iskrę. Witaj masko dawno Cię nie było.

Jeszcze tylko niebo zaróżowione na horyzoncie daje mi nadzieje.

Zamykam się w sobie na 4 spusty i oczekuje czerwca. Dobrze, że przynajmniej mam czego oczekiwać.

czwartek, 8 stycznia 2015

Cały świat to scena,
A ludzie na nim to tylko aktorzy.
Każdy z nich wchodzi na scenę i znika,
A kiedy na niej jest, gra różne role.
William Shakespeare, „Jak wam się podoba?”,

Jaką role przyjdzie mi odegrać w najbliższych dniach?

wtorek, 6 stycznia 2015

Ile serce jest w stanie pomieścić miłości? Ile głowa pomieści uczuć? Kalejdoskop twarzy pod powiekami sprawia, że nie wiem co czuje, co czuć powinnnam, co jest prawdą, a co dopisaną historią. Za niektóre uczucia zostałabym zamordowana gołymi rękami, za niektóre wyśmiana, za niektóre...
Bogowie... co ja wam zrobiłam? Kogo jeszcze postawicie na mojej drodze? Jakie nitki jeszcze poplątacie?
I głupie, głupie wspomnienia. Najlepsze chwile, wymieszane z najgorszymi. Momentami jestem taka... nieszczęśliwa, taka zła, taka rozżalona. Tęsknie za poczuciem bycia kochaną, rozpieszczaną, potrzebną, tęsknie za splątanymi nogami, za rozżarzonym spojrzeniem.
A następnego dnia przypominam sobie ból policzka, wstyd na widok bójki, kłótnie i nieporozumienia i wiem, że tak jest lepiej i że przynajmniej teraz mogę szukać pełnego szczęścia, a nie na pół gwizdka.
I wciąż w pewien sposób kocham, nie da się od tak przekreślić miłości.
Ale jak ta miłość wogóle istniała skoro wciąż jestem zakochana w przeszłości, skoro wciąż byłam i jestem ''zielona''?
I jak mogę się znowu zakochiwać i szaleć i gadać głupstwa i odliczać dni i myśleć o osobie, która jest dla mnie całkowicie i nieodwołalnie niedostępna?
Co jest ze mną nie tak?

Ja chyba doszczętnie zwariowałam. Postradałam zmysły.

Zieleń. Kolor, który już zawsze będzie kojarzył mi się z jednym uczuciem. Z jednym miejscem. Nie sądziłam, że aż tak będę tęsknić za tą polaną.
Musisz wywracać mój świat do góry nogami prawda? To przeznaczenie? Przekleństwo? Jak mam sobie ułożyć życie gdy NIE POTRAFIE zapomnieć? Próbowałam, udawałam ale to tylko gra. Motyle wciąż nie odfruneły. Znów widzę cały świat na zielono i nie potrafię ustalić czy to dobrze czy źle.
Zielono mi.

,,Gdy nie zostanie po mnie nic
Oprócz pożółkłych fotografii
Błękitny mnie przywita świt
W miejscu, co nie ma go na mapie

A kiedy sypią na mnie piach
Gdy mnie okryją cztery deski
To pójdę tam gdzie wiedzie szlak
Na połoniny na niebieskie

Podwiezie mnie błękitny wóz
Ciągnięty przez błękitne konie
Przez świat błękitny będzie wiózł
Aż zaniebieszczy w dali błonie

Od zmartwień wolny i od trosk
Pójdę wygrzewać się na trawie
A czasem gdy mi przyjdzie chęć
Z góry na ziemię się pogapię

Popatrzę jak wśród smukłych malw
Wiatr w podwieczornej ciszy kona
Trochę mi tylko będzie żal
Że trawa u was tak zielona"

czwartek, 1 stycznia 2015

,,Dom mój ostatnio ledwo stoi na nogach.''

Całe życie poddawałam się. Uciekałam, płakałam w czyiś ramionach powtarzając w kółko, że jest ''ok''. Zasłaniałam się rozbiciem, słabością, złem świata.
A teraz? Teraz jestem taka wściekła, taka zła! Poddałam się! Zawiodłam!
Jeden, jedyny raz coś mi się w życiu udało. Zastęp o jakim czytało się w książkach. Idealna obrzędowość, nie pusta i wydumana tylko nasza, prawdziwa, która nie powstała z głowy zastępowej tylko z serc zastępu. Idealne przyjaciółki, nie byłyśmy tylko gronem obcych sobie dziewczyn, byłyśmy związane, stanowiłyśmy dobrane grono, które spędzało ze sobą całe godziny, bo naprawdę lubiłyśmy swoje towarzystwo. I na końcu to co najważniejsze: idealne hacerstwo. Nie puste, patetyczne słowa tylko prawdziwe szczere harcerstwo w myśli i działaniu. Żyłyśmy tym, pracowałyśmy nad sobą, żyłyśmy z lasem i w lesie, pamiętałyśmy o Błękitnym Niebie i o Prawach.
I ja głupia dziewczyna pozwoliłam na to by moje wady, by mój okropny zwyczaj mówienia tego co myśle niezależnie od okoliczności, moje głupie złamane serce i moja zraniona duma to zniszczyło.
Pozwoliłam by ktoś mi wmówił, że wie co jest lepsze. By osoba, która na oczy nie widziała mojej zbiórki oceniła je jako niszczące i nieharcerskie.
Nienawidze go, bogowie jak ja go nienawidze. Ale nienawidzę też siebie, bo pozwoliłam mu na to. Zamiast walczyć utonełam we łzach i pozwoliłam się nieść z prądem.
Zawsze pozwalałam by kierowały mną czyjeś słowa. I teraz w tym momencie gdy mam być poukładana, gdy MUSZE być poukładana jestem w skumulowanej rozsypce. Jak mam reperować czyjeś dusze, jak mam układać cudze myśli jak mam socjalizować, resocjalizować i przede wszystkim POMAGAĆ? Nie mogę być pedagogiem, mam to w sobie, potrafie porywać serca i wznosić dusze ale brak mi wewnętrznego spokoju by prowadzić to do końca i przede wszystkim brak mi sił, żeby to była tylko praca. Będąc pedagogiem resocjalizacyjnym nie można tym żyć w każdym calu. Oddanie całej duszy takiej pracy może ją tylko spalić. Trzeba mieć dystans, mieć na czym go zbudować. A nie da się nic zbudować bez fundamentów.
Moje zaś dawno runeły z hukiem.
Jestem wrakiem w dwudziestym roku życia. Gratulacje dla mnie. The winner is...
Zawale moją pracę tak jak zwaliłam sprawe z moim zastępem. Zawale moje życie, bo nie potrafię iść naprzód. Wciąż jestem tą samą głupią dziewczyną piszącą list o tym, że moje życie zawaliło się w gruzy, bo chłopak, który zaczarował mnie jednym spojrzeniem i tonem głosu zniknął z mojego życia.
W ogóle nie dorosłam.
Wmawiam sobie, że obsesyjnie kontrolując moją wagę mam kontrole choćby nad tym jednym kawałkiem swojego życia. Brawa dla tej pani pedagog z anoreksją, wrodzoną infantylnością i nadmiernym sentymentalizmem.
A nawet to głupie niejedzenie nie wynika ode mnie tylko od osoby która z wielką starannością i zapewne nieświadomością zniszczyła mnie całkowicie, pracowicie rozwalając smętne resztki osoby, która i tak była już ledwie cieniem.
A im bardziej nie chce być takim ''wychowawcą'' jak on tym bardziej się boję, że dokładnie taka będę. Że chcąc dobrze, będę niszczyć i rujnować.