środa, 31 sierpnia 2011

Rozpad

Jestem całkowicie rozsypana. Przyszłość, której się obawiałam nadeszła, a ja nie jestem na nią gotowa.
Ja ledwo dziś przetrwałam zbiórkę, jak ja przetrwam rok szkolny nie mając gdzie uciec? Gdzie się schować...
Nie chcę już walczyć, poddałam się. Najchętniej zamknęłabym się w domu jedząc czekoladę. Nie musiałabym już więcej udawać przed ludźmi, że wszystko jest dobrze. Nie musiałabym się więcej sztucznie uśmiechać. Mam nadzieje, że dziś nikt nie zauważył jak sztuczny był mój śmiech.
Zresztą nawet gdy siedząc u Agaty śmiałam się szczerze to i tak w głębi serca ten śmiech nie był do końca prawdziwy.

Szkoda, że muszę dalej trwać. Chciałabym zniknąć, przestać istnieć. Odnaleźć spokój.
Mam już dość. Dość wszystkiego. Przekroczyłam granice tego co mogę unieść.
Nie chcę wstać. Łatwiej jest leżeć.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Problemy mnie przerastają

Ostatnie dni to dni o których zdecydowanie chce zapomnieć. Tyle osób mnie zawiodło. Czuje się jakbym nie mogła polegać absolutnie na nikim z wyjątkiem Agaty. Owszem Weronika jest świetna. Dobrze się dogadujemy i w ogóle ale... ale to jeszcze nie przyjaciółka. Zresztą nie wiem czy jeszcze komukolwiek na tyle zaufam.
Powinnam się przyzwyczaić do tego, że ludzie mnie zawodzą. No i wydarzenia z wędrówki i sprzed wędrówki też powinny mnie do tego przyzwyczaić. Ale i tak boli.
Moje poczucie własnej wartości leży i kwiczy.
Gdy od tylu osób się słyszy, że jest się beznadziejnym, to człowiek zaczyna w to wierzyć.
W domu, od ''przyjaciół'', od wielu ludzi dookoła. Nawet nie macie pojęcia ilu ludzi mnie, delikatnie mówiąc, nie cierpi.

I nie nie chcę odejść z powodu głupiej kłótni. Chodzi o to ile ludzi mnie zawiodło.
Chodzi o to, że wiem, że ja też zawiodę.
Owszem miałam walczyć. Ale nie mam sił na tę walkę. I nie mam w nikim na tyle oparcia by w tą walkę wyruszyć.


Jestem warta miłości, tak? A ktokolwiek mnie kocha?

Ucieczka

Postanowiłam usunąć poprzednią notkę. Była zbyt... zgorzkniała (tak, jeszcze bardziej niż ta). Ale moja decyzja pozostaje niezmienna. Nie wyobrażam sobie dalszego bycia wędrowniczką. Współpracy z ludźmi, którym nie ufam. I nie ważne czy się pogodzimy.  Do końca życia nie zapomnę słów G.. To że nazwała mnie samolubnym pasożytem, który zniszczył jej zdrowie psychiczne i fizyczne pewnie jeszcze długo będzie mnie boleć.
Jeśli kiedykolwiek przestanie.
I ja mam wierzyć, że jestem warta miłości Anonimie? Skoro moi tzw ''przyjaciele'' mają o mnie takie zdanie...
No i jeszcze dowiedziałam się, że jestem aż tak wredna, złośliwa i krzyczę na ludzi, że nie da się ze mną wytrzymać. Tyle tylko, że nie od osoby, która tak o mnie myśli tylko przez pośrednika.

Gdyby chociaż oni byliby ze mną szczerzy wcześniej! Gdyby mi w twarz powiedzieli co o nich myślą.
Po prostu gratulacje. Zupełnie niezależnie od siebie mnie totalnie dobili!

I może chcąc odejść z Leśnych uciekam. Uciekam przed myślą, że mogłabym im kiedyś wybaczyć. Przed tym, że nie będę miała na kim polegać. No i też przed tym, że boję się, że nie poradzę sobie jako zastępowa.
Gdybym miała chociaż w kimkolwiek oparcie! Bo to, że osoba z którą nie rozmawiam i której już nie ufam ma pomóc mi w zastępie raczej nie wchodzi w grę!

niedziela, 28 sierpnia 2011

Prozaicznie

Wychodzi na to, że więzy przyjaźni jednak ''rozłączył promień zła''.
Dzisiejsza rozmowa sprawiła, że opadły mi ręce. Zamiast się choćby usprawiedliwić to
pogrążył się jeszcze głębiej.
Plus to czego się dowiedziałam przez ostatnie dni sprawia, że ciężko mi teraz uwierzyć
w jakikolwiek autorytet.
Naprawdę wolałabym nie wiedzieć tego co teraz wiem.
Mówiąc prozaicznie: moje złudzenia legły w gruzach.




''Ludzie umierają...
Piękno blednie...
Miłość odchodzi...
A ty zawsze będziesz sama.''









Taką wodą być

Wczoraj Czechowice (według mojego telefonu dalej tam jestem) i koncert Happysadu. Oczywiście jak to w moim świecie były dodatkowe rozrywki w postaci zepsutego pociągu. Nie powiem żeby to mnie jakoś zdziwiło. No cóż... PKP sobie ostatnio chyba jaja robi. Każdy pociąg spóźniony, jeden zepsuty, do Czechowic jechaliśmy jakieś 40-50 minut, gdy zazwyczaj się jedzie tyle do Bielska, przepełniony pociąg i drogie bilety. Jeszcze tylko rok i będę niezależna od PKP. No w każdym razie jeśli zarobie na reanimacje samochodu. Przy czym pewnie nawet jak wsadzę w niego kupę kasy żeby go postawić na nogi znając moje szczęście i tak się potem zaraz zepsuje.
Oto bardzo dobrze opisująca mój los sytuacja z Łysiny:
- Ten samochód jest pechowy. Spadł na niego zamrożony bigos z bloku i stłukł przednią szybę, po czym jak moi rodzice wymienili szybę to się zepsuł
- To nie samochód jest pechowy, to ty jesteś pechowa.
- Ja nie jestem pechowa!
( w tym momencie Kundzia dostaje w łeb piłką do siatkówki)


Dzisiaj osiągnęłam absolutne dno siedząc przed telewizorem i jedząc lody łyżeczką z pudełka.
Jeszcze trochę a będę jak Bridget Jones.




sobota, 27 sierpnia 2011

''Ktoś kiedyś napisał, że każdy z nas nosi w sobie nielotny sekret. Tęskonote za dalekim krajem, z światem, którego nie znamy.Wszyscy pragniemy pokonać przepaść pomiędzy jawą a snem... Połączyć się z częścią wszechświata, od której jesteśmy odcięci (...) Ta przepaść... Czujesz, że gdzieś jest coś jeszcze, gdzieś tam , a ty nie masz do tego dostępu. (...) Czujesz, że świat skrywa przed tobą wielki sekret i chcesz go poznać.''

Potrzebuje azylu. Ucieczki. Mam ochotę wybiec w miasto i krzyczeć. Wykrzyczeć wszystko. Wszystkie te tłumione uczucia, które się we mnie zbierają. To jak bardzo boję się jutra, przyszłości. W końcu będę musiała zmierzyć się z rzeczywistością i nie wiem czy to przetrwam. Bo raczej wątpię żeby ktoś mógł mnie kochać. Nie jestem na tyle wartościowa żeby ktoś mógł mnie kochać.

,,Świat bez jedynego celu w życiu. No mniej więcej. Wiem
oczywiście, że kobieta potrzebuje mężczyzny
jak ryba roweru i tak dalej. Tylko że go kochałam''

,,Żałowałam (...)że nie mogę być ciągle w
jego ramionach, gdzie nic nie mogło mnie zranić.
Bo on by do tego nie dopuścił''

piątek, 26 sierpnia 2011

Przyjaźń ciąg dalszy

Nie sądziłam, że moje życie przybierze taki kierunek. Że gdy coś się będzie działo to będę gadała o tym z Weroniką, o której nasłuchałam się jaką to ona jest kosmitką, a okazało się, że jest świetną osobą i z Miśką, która ma tylko 12 lat, a i tak potrafi mnie zmotywować. Gdyby nie one no i oczywiście Agat, to nie wiem co bym zrobiła. Bo oczywiście osoba na którą najbardziej liczyłam w tej sytuacji nie ma dla mnie czasu. Ba nawet jej nie obchodzi co się dzieje. Tylko, że dalej jestem żałosną idiotką, która czeka na to, że ona się jednak zainteresuje moimi problemami, bo dotychczas mogłam liczyć na jej pełne wsparcie i ciężko mi teraz bez niego.

Nie wiem co mam zrobić, targają mną rozterki. Nie chcę wyjść na idiotkę, która żyje w świecie marzeń. Przyzwyczaiłam się już, że moje życie tak nie działa. W moim świecie nie ma happy endów i nigdy nie było.
Nie jestem pesymistką tylko realistką, a i tak gdy widzę swoje błędy to mam ochotę palnąć sobie w łeb.
Więc realistycznie podchodząc do rzeczy i wyłączając moją rozmarzoną część, która mówi ''a może jednak'' stwierdzam, że to jest absolutnie niemożliwe.
Jestem Kundzią na miłość boską! Ja żyje raczej w czarnej komedii, a nie w bajce...


czwartek, 25 sierpnia 2011

Obóz









jestem w dalszym ciągu totalnie zła, więc stwierdziłam, że poprzeglądam sobie po raz kolejny zdjęcia z obozu co zaowocowało tym, że postanowiłam je tu powrzucać

Forever

Dzięki wszystkim siłom wyższym za przyjaciół i za mój prywatny kubełek zimnej wody, który leczy mnie z paranoi. Zawsze gdy moje prywatne paranoje wkraczają do akcji Agat mną potrząsa, a właściwie potrząsa mentalnie (gdyż zazwyczaj przez telefon) i opanowuje moją histerie. Przez jej trzeźwość myślenia mój świat, który przez chwile stanął na głowie, wrócił do normy. Każdy ma głosik, który mówi ''zatrzymaj się na chwile i to przemyśl''. Moim jest Agata.
Pewnie gdyby nie ona to cały dzień spędziłabym miotając się po mieście przywalona natłokiem myśli, a tak po krótkiej chwili histerii i wrzasków pod tytułem ''co ja mam teraz zrobić'', uspokoiłam się, przemyślałam i stwierdziłam, że powinnam iść jednak do psychiatry, bo naprawdę mam bardzo rozbudowaną paranoje i wyobraźnie no ale mogę z tym żyć.

Miło mieć świadomość, że o każdej porze dnia i nocy masz kogoś do kogo możesz zadzwonić, kto zawsze ma czas jeśli dzieje się coś ważnego.

Mimo tego, że spędziłam cały dzień z Weroniką i z Miśką to i tak znalazłam czas żeby przemyśleć parę spraw. Coś czuje, że czekają mnie dwie trudne rozmowy. Jedna na temat dwulicowości, a druga na temat przyjaźni.
Mam nadzieje tylko, że nie skończy się to jedną wielką awanturą.
Ale ile można budować domki z kart nie mając pewnej podstawy?
Nie da się na wszystko przymknąć oko.

Nie lubisz mnie to mi powiedz, głowy Ci nie urwę ale nie mów o mnie za plecami, bo to i tak zawsze trafia do adresata. Chyba nie byłeś tak naiwny, że myślałeś, że się nie dowiem?

Wnerwiam Cię, nie masz ochoty się ze mną przyjaźnić, spoko, zostańmy koleżankami. Sorry nie lubię być pionkiem spychanym na bok gdy nie jest potrzeby i wystawianym na honorowe miejsce z powodu chwilowego przypływu dobrego humoru. Przyjaciel powinien chyba wspierać, nawet gdy nie jest to dla niego nic ważnego, w momencie gdy dla drugiej osoby to jest najważniejsze na świecie.

Rozstaj dróg

Pierwszy raz w życiu dosłownie spadłam z krzesła, po czym po paru głębokich wdechach stwierdziłam, że mam paranoje. To jest na pewno tylko moja paranoja. Inaczej... Nie wiem. Mój umysł tego nie ogarnia. Zdecydowanie tego nie ogarnia. Muszę wyjść z domu i iść gdzieś gdzie będę mogła pomyśleć.
Ja nie wiem co mam zrobić, czy mam coś zrobić, czy nie popełnię największego błędu w moim życiu.
Jestem dalej w takim jakimś lekkim szoku. Plus nie pomogło to, że osoba do której zadzwoniłam po radę najzwyczajniej w świecie mnie olała. Tak na przyjaciół zawsze można liczyć...

Wędrówka



 Plus filmik ;)
Klik


środa, 24 sierpnia 2011

Życie jest proste?








Już dawno powinnam wsiąść w pociąg i jechać w góry. Tęsknie za nimi. Tam wszystko jest... prostsze.
Tyle tylko, że wiem, że w obecnym stanie ducha zwariowałabym sama ze sobą. Przy ludziach, czy w domu niechciane myśli da się bez problemu zagłuszyć. W górach, wśród ich spokoju, musiałabym stanąć twarzą w twarz ze swoimi problemami, a wiem, że nie jestem na to gotowa. Tyle tylko czy kiedykolwiek będę?

Łatwo jest radzić komuś. ''Weź się w garść'' ''Działaj'' ''Zrób pierwszy krok'' tylko samemu raczej ciężko to realizować.
Przeglądałam sobie teraz wszystkie notki i stwierdziłam, że są pomnikiem mojej sromotnej porażki. Tego, że jestem zbyt nie wiem... nieśmiała, strachliwa, niepewna siebie? Od miesiąca jęczę, że chce cudu, że jestem nieszczęśliwa i dalej nic z tym nie robię. I pewnie nie zrobię, modląc się do wszystkich sił wyższych jakie mi przyjdą na myśl o to, żebym nie musiała robić nic, żeby się wszystko samo potoczyło i ułożyło.

A może mój stworzony ostatnio plan jest lepszy? Czyli mój kot moją jedyną, życiową miłością? Kota nie obchodzą rozmiary mojego tyłka, kot zawsze na mnie czeka, kot zawsze się cieszy gdy mnie widzi, nigdy z własnej woli nie odejdzie i jest bezinteresowny. No i najważniejsza zaleta: nigdy nie złamie mi serca dając mi kosza.





Czasami nie wiem czy w ogóle dotrwam do następnego dnia. Duszę się w ścianach własnego umysłu. Zawieszona gdzieś pomiędzy bezdenną rozpaczą, a nadzieją. Ostatnio rozpacz bierze górę. Nieszczęśliwa szukam drogi ucieczki z siatki w którą się zaplątałam. Nie wiem co mam zrobić z myślami. Mogę je co najwyżej ładnie poskładanie i ułożone wsadzić do szuflady, zamknąć i udawać, że zgubiłam kluczyk. Powoli zaczynam wariować. Tonąć w łzach. Gdy tylko zostaje sama zapominam jak wygląda uśmiech. Jeszcze trochę i zapomnę jak smakuje szczęście. Obsesyjnie zagłębiam się we wspomnieniach by choć na chwile przestać tęsknić.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Pogoda ducha

Nie wiem co się stało z moją pogodą ducha ale chyba ją gdzieś zgubiłam.
Nie dość, że wróciłam z wędrówki z absolutnie spalonymi plecami, zmęczona fizycznie i psychicznie i z językiem niemal przegryzionym na pół żeby nie powiedzieć momentami czegoś czego potem bym żałowała to jeszcze zapomniałam o tym, że mam pustą lodówkę i jedyne co mam do jedzenia to wyschnięte placki na tortille. Jestem zła, zmęczona, głodna i rozżalona na cały świat. Mój ukochany plecak oczywiście cały wilgotny, bo złapało mnie oberwanie chmury, a ten dziad przemaka po paru sekundach.
Nie mam siły ani rozpakować plecaka, ani iść do sklepu, ta notka to dla mnie wyzwanie.
Nienawidzę jak mnie boli głowa. Boli mnie rzadko naprawdę rzadko ale jak już boli to jest mnie to w stanie wyłączyć z życia na dwa dni. Choć w sumie dzisiaj jest lepiej niż wczoraj. Wczoraj czułam się jakbym zeszła z karuzeli. Ale jakoś przeżyłam, kwestia przyzwyczajenia i tabletki przeciwbólowej. Da się z bólem głowy żyć, do lekarza mnie nikt za chiny nie zaciągnie. Koniec kropka, nie ma opcji.
Bardziej dobijają mnie spalone piekące plecy i brak jakiegokolwiek balsamu w domu.




JA CHCE TĄ KOSZULKĘ Z GNR!!!

ktoś ma pomysł jak się wdrapać na 1 piętro? 

sobota, 20 sierpnia 2011

Nie powrócą już

 Dzisiaj w końcu dostałam od Miśki zdjęcia z obozu, więc proszę :)
''Przyjdzie rozstań czas
I nie będzie nas
Na polanie tylko pozostanie
Po ognisku ślad.''













''My tu jeszcze powrócimy
Nie za rok, no to za dwa
Więc dlaczego płacze Kundzia
Więc dlaczego szumi las''
Raczej notka nie będzie długa, bo wiem, że jeśli się rozpisze stanie się ona jednym, wielkim wyrzutem, a przecież obiecałam.
Jutro wędrówka. Jakoś to będzie. Przetrwamy, może nawet będzie fajnie ;) Może niedokładnie tak jak to było w mojej wizji ale jakoś to będzie. Dam sobie przecież rade, jestem dużą, rozsądną (bu ha ha) dziewczynką.

Pora się pakować, sprzątać, ogarniać. Gdyby mi się jeszcze chciało. No ale nic. Najwyżej się zagoni Gohe do roboty ;P (nie ona wcale nie siedzi obok i tego nie czyta ;))



Jestem mistrzynią komplikowania sobie życia. Najlepiej udawać, że wcale nie jestem aż tak wielką idiotką i zapomnieć o wczorajszym dniu.

Do zobaczenia w zakonie.

środa, 17 sierpnia 2011

Samotność

Jakoś tak nie umiem się przyzwyczaić do odbicia w lustrze z którego patrzy jakaś zupełnie mi obca czarnowłosa osoba. Pozostaje mi się tylko modlić żeby kolor się choć trochę zmył, owszem nie jest źle, przynajmniej nie wyglądam jak chodzące zombi jak co po niektórzy no ale jakoś tak nie wiem. Czarne włosy do mnie nie pasują.

Pilnie potrzebuje kogoś kto pomoże mi doprowadzić rower do stanu używalności!!! Chcecie mieć na sumieniu tragiczną śmierć Kundzi z powodu braku działających hamulców w rowerze? Serio?
No ludzie... Niech się ktoś nade mną zlituje, ruszy tyłek i mi pomoże!

Zaczynam odliczać dni do wędrówki i zastanawiać się ile rzeczy może się nie udać...
I zaczynam się coraz bardziej zastanawiać czy ja to w ogóle przeżyje...

Wiecie jaki jest minus samotnego bycia w domu? Nikt za Ciebie nie posprząta -.-



a właśnie, że ja chcę włóczęgę, niespokojnego ducha...


''Z daleka od siebie będziemy spoglądać w to samo niebo''


Dorosłość

Cóż rodzinka (obudziwszy przy okazji pół osiedla) wybyła w Polskę o 5 nad ranem, nie żeby skończyli się pakować o 3. I weź się człowieku wyśpij. Koło 4 stwierdziliśmy, że nie ma sensu iść spać, więc po krótkiej acz burzliwej kłótni uruchomiliśmy stare radio i poszła w ruch kaseta SDM no i oczywiście Czarny blues o czwartej nad ranem i cudowny fałsz mojego taty. Biedni sąsiedzi. Musze przyznać, że pożegnałam rodzinkę z ulgą. W końcu cisza i spokój i nie muszę udawać, że jestem wesoła i radosna.
Teraz będę bawić się przez tydzień w dom. Udawać, że jestem dorosła. Świętowanie wolności rozpoczęłam od usmażenia jajecznicy o 5 rano. Ciekawe co będzie jutro... Pieczenie ciasta o 6?
Teraz dochodzi 8 i muszę przyznać, że zapowiada się piękny dzień. Mam nadzieje, że przyniesie coś dobrego. No a jak na razie dopinanie na ostatni guzik Karty biwaku. Będę niesamowicie szczęśliwa gdzieś tak za tydzień we wtorek jak już będę miała to wszystko z głowy.

Im bardziej wracam do słuchania SDM tym bardziej marzy mi się gra na gitarze. Moja przygoda z tym instrumentem była krótka acz malownicza. Oczywiście Agata stwierdziła, że jestem beznadziejna i moje wszelakie plany co do tego instrumentu kwituje ''hahaha''. Cóż może ma racje. Jednak moich prób grania trochę widziała.
No ale stwierdziłam nieodwołalnie, że na 17 urodziny kupuje gitarę. Tak wiem, że już raz kupiłam po czym gdy ją sprzedałam to mi pieniądze ukradli no ale to się pominie milczeniem.Na ale teraz będę się męczyć tak długo aż się nauczę grać. Koniec kropka. Tylko ciekawa jestem jak na ten projekt zareagują rodzice. Coś mi się widzi, że nie będą zachwyceni.


Różowych okularów

Przydałaby mi się w życiu odrobina optymizmu ale bądźmy szczerzy, pozostaje mi tylko łkanie w poduszkę... Ciekawe ile pomieści jeszcze łez.
Pozostaje mi czekać. Czekać na sama nie wiem na co. Na cud chyba.

''(...)
Maybe I was naive, got lost in your eyes
 (...)
My mistake, I didn't know to be in love''






Nie cierpię książek Paula Coelha. Są jednowymiarowe, nierzeczywiste, nudne. Wiele rzeczy można by w nich ująć idąc prostszą drogą ale co jak co dla niektórych cytatów warto się czasami pomęczyć nad jego książkami.

''To chęć wędrówki stwarza naszą drogę, jednak gdy zaczynamy podróż w kierunku marzenia, odczuwamy ogromny strach, tak jakbyśmy się czuli zmuszeni wykonać wszystko poprawnie. A przecież jeśli każdy z nas przeżywa własne życie, to kto wymyślił wzorzec poprawności?''


''Miłość nie pyta o nic, bo kiedy zaczynamy się nad nią zastanawiać ogarnia nas przerażenie, niewypowiedziany lęk, którego nie sposób nazwać słowami. Może jest to obawa bycia wzgardzonym, odrzuconym, obawa, że pryśnie czar? Może wydaje się to śmieszne, ale właśnie tak się dzieje. Dlatego nie należy stawiać pytań, lecz działać. Trzeba wystawiać się na ryzyko.''




''Miłość? Jak będę chciała pocierpieć przytrzasnę sobie palce drzwiami.'' 

Rodzinne więzi

Po prostu już się wszystko we mnie gotuje. Mam wręcz ochotę tak jak kiedyś pokazać im, że skoro jestem według nich taka zła i okropna to proszę bardzo. Tak jak kiedyś. Wracanie po nocy, znikanie na cały dzień, wyłączanie telefonu, imprezy. Może teraz nie potrafiłabym łamać zasad aż tak, bo po pierwsze zdecydowałam, że koniec z tym, że pora żyć tak jak przyrzekałam, zgodnie z Prawem Harcerskim, no a po drugie faza buntu już dawno za mną. No ale czasami już po prostu nie mogę, choćbym na rzęsach stanęła zawsze coś będzie nie tak.
''Bo jesteś starsza'' ''Bo jesteś dziewczyną'' ''A ty byś najchętniej to w tym domu tylko spała''
No i nie zacznij tu dziewczyno być feministką. No przepraszam bardzo to skoro jestem dziewczyną to nie dość,  że powinnam prać, sprzątać i gotować to jeszcze powinnam facetów w domu no nie wiem, wachlować chyba.
No i brata to w ramki oprawić i powiesić na ścianie, no ale ta ściana to by musiała blisko komputera być...

No a po całym dniu sprzątania usłyszeć, że w domu syf i chlew i ja nic nie robię, to można po prostu szału dostać. No przepraszam bardzo, że nie umyłam okien i nie wypolerowałam całego szkła w domu... No i przepraszam, że ośmieliłam się stwierdzić, że po coś mam brata...

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Lenistwo



Jestem z siebie dumna, pokonałam swojego lenia co zaowocowało tym, że ciasto na Karpatkę właśnie się piecze w piekarniku.
Dodatkowo jestem dumna z siebie, że po dniu spędzonym w czterech ścianach wraz z rodziną nikt nie zginął.



Jeden wieczorny spacer dał mi do myślenia na tydzień....
Znam dziewczyny z różnymi problemami miłosnymi. Jeden nie kocha, drugi zdradza, trzeci właśnie zerwał, a czwarty nie wie, że istnieje. Ile ludzi tyle problemów.
A więc przechodząc do sedna... o ludziach, którzy poznali się i zakochali w sobie przez internet słyszał chyba każdy ale tak naprawdę mało kto zna osobiście taki przypadek. Ja znam. I niesamowicie mnie to zastanawia. No ale to jest chyba jeden z tych przykładów z których jasno wynika, że lepiej mieć mózg niż urodę. No i że są tacy ludzi, którzy kochają człowieka za to jaki jest, a nie za to jak wygląda.
Ale czy w rzeczywistości cudowni ludzie poznani przez internet są w realu tacy cudowni to już inny temat.

Walka

Po raz pierwszy od końca ''fazy buntu'' zaczęłam coś pisać. Nazwijmy to coś roboczo wierszem, choć ja bym moich prób poskładania myśli tak nie nazwała. Ale nie dokończyłam pisać. Po prostu w pewnym momencie powróciły natrętne myśli, które wytrąciły mnie z równowagi.
Wraz z końcem mojego buntu skończyła się moja szczerość, w tamtych czasach nie bałam się być sobą i wyrzucać z siebie co czuje. Nie liczyło się jutro. Liczyło się tutaj, teraz. Teraz jestem nieszczęśliwa więc teraz się pozbieram, to moje życie i nie będę liczyć na cud. To moja walka. A teraz? Nie liczy się chwila, liczy się to, że ten konkretny moment jest tylko pomostem do bliżej nieokreślonej przyszłości. Łatwiej płynąć z prądem, walka? A po co mi to... jutro przecież będzie nowy dzień...


Tak strasznie boję się odrzucenia, że mnie to paraliżuje. Bo z odrzuceniem kończy się nadzieja. A to dzięki nadziei ja jeszcze jakoś funkcjonuje.
Najbardziej lubię wieczory, kiedy jestem sama z moimi myślami. Gdy: ''Łagodny mrok zasłania mi twarz
 Jakby przeczuł, że chcę być sobą chociaż raz'
'

Nie wiem, może jestem jakaś niedojrzała, niedopasowana, może urodziłam się nie w tych czasach, nie w tym świecie. Może romantycy są skazani na wyginięcie, a prawdziwa, szczęśliwa miłość istnieje tylko w bajkach? Może rzeczywiście ludzie mają racje. Nie ten to inny. A tak w ogóle to najlepiej być z kimś dla wyglądu i lansu, bo do charakteru można się przyzwyczaić. A tak w ogóle to miłość jest przereklamowana i sprawia co najwyżej ból. A na księcia z bajki to się czekało w przedszkolu. Teraz to dziecinne.


,,Nie kocha się kogoś z powodu wyglądu, ciuchów, czy samochodu. Kocha się go dlatego, że śpiewa pieśń, której nikt poza tobą nie potrafi zrozumieć ''

Nie wiem. Usiłuje zapełnić szum w swojej głowie. Zająć myśli. Momentami może i potrafię być szczęśliwa. ''Szczęście to stan umysłu''. Tyle że tak do końca nie da się wyciszyć myśli. Wspomnienia są jak narkotyk. Uzależniają. Beznadziejnie nieszczęśliwa chciałabym wrócić do czasów gdy wszystko było proste. Tylko wspomnienia stanowią niezaprzeczalny dowód, że kiedyś nie byłam rozdarta. Ciągłe oglądanie się za siebie hamuje mi drogę na przód. Ale czy chce gdzieś dojść? Czy jeszcze potrafię nie bać się przyszłości?
Nieodparta, egoistyczna, paląca chęć bycia szczęśliwą za wszelką cenę. Owszem mogę pójść tą drogą. Spalić, puścić z dymem wszystkie idee, wszystko to co sobie obiecałam. Odwrócić się, odejść zapomnieć. Przecież już wiele razy tak robiłam. Wymazywałam wspomnienia, zrywałam znajomości.
Gdybym dostała możliwość żeby spełniło się moje jedno jedyne marzenia. Wtedy wiem, że całe te pokłady egoizmu, które tkwią w każdym z nas wydostałyby się na wierzch. Liczyłoby się moje szczęście, moje marzenia.

Jest we mnie chęć ucieczki. Drzemie we mnie lęk przed bezsensownością. Nie chcę po prostu trwać. Chce być. Boję się, że zostanę zdeptana przez przeznaczenie.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Przyjaźń

Jakoś tak zabieram się do tej notki i zabieram i zabrać nie mogę.
Wczoraj zrobiłyśmy sobie z Kamilą babski wypad. Było fajnie, brakowało mi tego.
Ale zdecydowanie Dub Step do mnie nie przemawia. I jakoś tak nie wiem... Może to to, że nie umiem tańczyć no ale po prostu nie czuje się w klubie komfortowo.
Owszem życie jest zmienne ale mam nadzieje, że ta jedna rzecz się nie zmieni. Poznałyśmy się z Kamilą jak miałyśmy 7 lat, teraz mamy 17 i nasza przyjaźń ciągle trwa.I oby trwała dalej jak będziemy miały 27, 37 itd ;P

A wieczorem, krótki wypad z Agat.
Tak naprawdę gdyby nie czysty zbieg okoliczności to nigdy byśmy się nie poznały. Gdyby nie moja krótka faza religijności nie poszłabym tego konkretnego dnia do kościoła, nie dostałabym ulotki o zbiórce, gdyby nie moje uparte trwanie w harcerstwie mimo urywania się momentami kontaktu z zastępową, mimo tego, że tak naprawdę w zastępie byłam tylko ja... Gdyby parę lat później koleżanka nie wyciągła Agaty na zbiórkę.
Gdyby...
Cóż w każdym razie... rozumiemy się wyjątkowo dobrze. Potrafimy plotkować godzinami. Marzymy o tym samym....

A teraz konkluzja. Gdyby nie przyjaźń nie wiem czy byłabym teraz tym kim jestem. Przyjaciele mają na nas niesamowicie duży wpływ. Owszem są ''przyjaźnie'', które trwają rok, dwa i rozbijają się o byle głupotę ale są też przyjaźnie, które trwają latami, które przetrwają każdą burze i które zmieniają nasze życie. Po za tym przyjaciel to osoba z którą nie tylko możesz gadać o wszystkim, to osoba z którą możesz milczeć godzinami i osoba z którą komunikować się możesz bez słów. To osoba, która zna Cię lepiej niż ty sam.


Na początku stwierdziłam, że nie wiem co Szczyp widzi w tej piosence. Piosenka jak piosenka. Po czym skończyło się tym, że nie umiem się od niej uwolnić, podśpiewuje ją pod nosem cały dzień, a mój brat zaczyna jej serdecznie nienawidzić.
A pomyśleć, że przez cały rok unikałam Guns N' Roses, bo mam zdecydowanie za dużo wspomnień w których, że tak to ujmę, w tle są ich piosenki. A zdecydowanie wolałabym o tych czasach zapomnieć. W ogóle najchętniej wyrzuciłabym cały tamten rok z pamięci i udawała, że nigdy nie istniał.

sobota, 13 sierpnia 2011

Otwarta książka

Owszem jestem osobą emocjonalną, owszem gdy jestem szczęśliwa lub smutna okazuje to, no ale zazwyczaj udawało mi się skrywać emocje o których nie chciałam żeby ktoś wiedział. No a tu nagle kubeł zimnej wody i okazuje się, że akurat w tej sytuacji jestem przejrzysta jak kryształ i można we mnie czytać jak w otwartej książce. No cudownie. Nic tylko się cieszyć.
Może jednak schowanie się w domu i zostanie tam do końca życia to nie jest taki zły pomysł, przynajmniej nie będę robić z siebie idiotki.

Mam nadzieje, że nie porywamy się z Weroniką z motyką na słońce i wyjdzie nam to co zaplanowałyśmy.
No w sumie tworzymy niezły team doprowadzający Sławka wręcz do płaczu ze złości, zgrzytania zębami i rwania włosów z głowy ;) A tak na serio to uzupełniamy wzajemnie swoje pomysły i co jak co ale poweru to nam nie zabraknie. Kurcze z energią, którą prezentowałyśmy przez ostatnie dni to byłybyśmy w stanie zaplanować co najmniej tysiąc wyjazdów, bo planów nam nie brakuje. A dodatkowo Wera jest na tyle motywująca, że przezwycięża mój wrodzony pesymizm pt ''plany planami ale i tak się nam to nie uda''.
Biedna cała ludzkość ziemi. Zagadamy was na śmierć ;P





uwielbiam :)

piątek, 12 sierpnia 2011

Bratnie dusze

Cóż. Dzień zdecydowanie pozytywny. Postanowiłam, że zamiast wad, będę odkrywać w sobie zalety. No i jednak mimo wszystko trochę się tego nazbierało, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu.
Plan do końca tego roku: walczyć z wadami i pracować nad pewnością siebie.
Odkryłam dzisiaj kolejną bratnią duszę. Nieczęsto spotyka się ludzi, którzy potrafią mnie przegadać. I mają praktycznie takie same poglądy jak ja.

Pora odnowić kontakt z Kamą, ostatnio mało czasu spędzałyśmy razem, a to się mi zdecydowanie nie podoba. Ta przyjaźń za wiele znaczy w moim życiu żeby mogła się sypnąć. No w końcu okrągłe 10 lat życia to jest coś:)
Owszem nie było idealnie i kłóciłyśmy się nieraz. No ale na zawsze będziemy dla siebie jak siostry.
Nie wszystkie rzeczy w życiu się zmieniają, wystarczy tylko trochę starań :)

Wow. Nie sądziłam, że pójście na zbiórkę do Leśnych aż tak zmieni moje życie.
Nie sądziłam, że tak bardzo zmieni mnie.
Kiedyś napisałam, że zdjęcie w nagłówku ma dla mnie dużą wartość sentymentalną.
Ma ją dlatego, że robiąc je postanowiłam, że pora coś zmienić w moim życiu i wrócić do starej Kundzi.
Co prawda realizacja tego planu zajęła mi duuużo czasu ale zdecydowanie się powiodła.
Znowu mam jakieś cele do zrealizowania, plany na przyszłość i nie muszę już sumienia upychać po kątach, tylko znowu zaczęłam go słuchać.
Jestem szczęśliwa i w końcu przestało mnie gryźć to, że nie działam.
W końcu mogę się realizować.
No i przede wszystkim poznałam wspaniałych ludzi, na których zawsze mogę liczyć.
I w końcu przestałam się nudzić. Mój wolny czas jest zapchany totalnie i jest mi z tym bardzo dobrze.
Przez ostatnie dni ciągle byłam zajęta i cieszy mnie to.
Tych wakacji zdecydowanie nie będę żałować.



Trzymajcie za mnie kciuki, czyli Kundzia przechodzi na dietę. Nie wiem jak to zrobię ale zdecydowanie pora się za siebie wziąć.

czwartek, 11 sierpnia 2011

Kompleksy

Taaaak. Miło słyszeć, że się ma figurę modelki... tyle tylko, że ja jakoś tego nie dostrzegam. Wręcz przeciwnie. Mogę być pozytywna i optymistyczna ale co jak co to z kompleksów się szybko nie wyleczę. Tak samo z moich licznych wad. To że je widzę nie znaczy, że jestem w stanie z nimi coś zrobić. Czasami mam wrażenie, że ja mam więcej wad niż zalet. I nie widzę w sobie potencjału. No ale większość ludzi nie dostrzega swojego potencjału, jestem tego świadoma. No i większość ludzi ma kompleksy. No ale za to większość ludzi nie potyka się o własne nogi, nie wpada we wszystkie możliwe dziury i ma w miarę rozwiniętą koordynacje ręka - oko. Większość ludzi panuje nad wysokością i głośnością swojego głosu, nie garbi się na okrągło i nie słyszy wiecznego ''plecy''. No cóż. Gdyby nie to, że nie wytrzymałabym sama ze sobą to najchętniej zamknęłabym się w domu i nigdy z niego nie wyszła. Gdybym miała wypisać wszystkie swoje wady i kompleksy to pewnie by mi papieru w domu brakło. Mam ten cudowny i rozkoszny rodzaj charakteru, że zupełnie nie wierze w siebie i żadna motywacja mi nie pomoże, no i zdecydowanie nie jestem ideałem. No nikt co prawda nie jest...
Sama coraz częściej zauważam, że zbudowałam wokół siebie mur, postawiłam ostrokół i wyhodowałam sobie kolce. Wszystkie uwagi nawet te motywujące odbijają się od niego, a na wszelakie krytyczne, poprawiające mnie etc wystawiam kolce.

Generalnie rzecz biorąc mam dzisiaj ochotę na depresje i zamartwianie się. Jutro wstanie nowy dzień, znowu zwinę wszystko w kłębuszek, upcham gdzieś i o tym zapomnę.
No bo przecież w końcu jestem optymistką, marudzącą, bo marudzącą ale optymistką. No i skoro Druh we mnie widzi jakieś zalety to pewnie je mam. Martwi mnie to, że pewnie tylko on je widzi.

wtorek, 9 sierpnia 2011

Życie

Dzisiaj zbiórka => ćwiczenie musztry i moje standardowe, odwieczne problemy pt: która strona jest lewa, która prawa. Chodź i tak tego gdy, któraś z moich dziewczyn na obozie po komendzie ''w tył zwrot'' spytała się mnie w który tył... No ale dotarło do mnie ile ja przez ostatnie lata straciłam. Kiedyś umiałam musztrę idealnie, miałam ją wyćwiczoną do perfekcji, a teraz to jest jakaś porażka i mam problem z podstawowymi komendami -.-
Potem Katowice i Pentagon i zawał serc na widok cen. Masakra jak wszystko podrożało...
Potem pomarańczowe włosy Agaty i jej niebieska twarz. Dosłownie niebieska. Czyli farbowanie przez Agatę włosów na blond i zabawa jej siostrzenicy cieniem do powiek.

Padam z nóg. Wyszłam z domu po 10, a wróciłam po 22. Jestem wykończona, a czeka na mnie jeszcze plakietka do przyszycia. Uwielbiam szyć -.-


Uwielbiam jeść jajecznice u Leszka o różnych, dziwnych porach;P



poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Prawda jest okruchem lodu

Dawno już nie czytałam Wiedźmina. Ostatni raz w zamierzchłych czasach gimnazjum. Zapomniałam już jak bardzo lubię sposób pisania Sapkowskiego; jego sarkazm i humor. I to w jaki sposób ujmuje pewne rzeczy, a ujmuje je wbrew pozorom prosto.

''Emocje, kaprysy i kłamstwa, fascynacja i gra. Uczucia i ich brak... Dary, których nie wolno
przyjąć... Kłamstwo i prawda. Czym jest prawda? Zaprzeczeniem kłamstwa? Czy stwierdzeniem
faktu? A jeśli fakt jest kłamstwem, czym jest wówczas prawda? Kto jest pełen uczuć, które nim
targają, a kto pustą skorupą zimnego czerepu? Kto? Co jest prawdą, Geralt? Czym jest prawda?
- Nie wiem, Yen. Powiedz mi.
- Nie - powiedziała i spuściła oczy. Po raz pierwszy. Nigdy przedtem nie widział, by to robiła.
Nigdy.
- Nie - powtórzyła. - Nie mogę, Geralt. Nie mogę ci tego powiedzieć. Powie ci to ten ptak,
zrodzony z dotknięcia twojej dłoni. Ptaku? Czym jest prawda?
- Prawda - powiedziała pustułka - jest okruchem lodu.''

No ale muszę przyznać, że już dawno się tak dobrze nie bawiłam czytając książkę. Brakowało mi Jaskiera, brakowało mi malowniczych scen w rodzaju:
''Pod samym moim nosem! Niech no ja się tylko dowiem, kto go wpuszczał nocą do zamku! Niech no dobiorę się do dam dworu, z którymi chodziłaś zbierać pierwiosnki. Pierwiosnki, cholera!''

sobota, 6 sierpnia 2011

Zmiany

Zdecydowanie jestem wredną babą ale cóż lubię to :P A mianowicie wykorzystałam Sławka do noszenia mi zakupów. No a potem dorwałam się do ekspresu Leszka i jako, że nauczyłam się go już sama obsługiwać Leszek na pewno się ode mnie nie uwolni:P
Mój zastęp się rozrasta i to bez jakichkolwiek działań z mojej strony:) Słodko:)
Coś czuje, że wkrótce spełnię swoje marzenie i pojadę w góry Świętokrzyskie :]

Gdyby mi ktoś rok temu powiedział, że harcerstwo znowu będzie całym moim życiem to bym go wyśmiała i popukała się w głowę. Jeszcze pół roku temu uważałam, że jestem totalnie wypalona i gdyby nie namowy Gohy  to pewnie nie poszłabym na zbiórkę. Jestem dłużniczką Gohy do końca życia :) Gdyby moje życie potoczyło się inaczej to zapewne te wakacje wyglądałyby inaczej. Ba, moje zachowanie byłoby zupełnie inne. No i nie dość, że ja się zmieniłam na lepsze to jeszcze życie Miśki i Oliwi też się zmienia. Jak to stwierdziła Misia: ''Gdybym cię nie poznała, nie wiedziałabym, że harcerze istnieją naprawdę. Myślałam, że są tylko w bajkach.''
Dobranoc :)

piątek, 5 sierpnia 2011

Hmmm

Z Agatą już od lat robimy tak, że gdy coś się wydarzy to do siebie dzwonimy.
Cóż... tym razem gdy jej zadzwoniłam, że Lepper się powiesił to stwierdziła, że bardzo śmiesznie i że mi nie wierzy i że to później sobie sprawdzi. Choć w sumie ja sama na początku nie uwierzyłam i stwierdziłam, że Onet sobie jaja robi.

Usiadłam do komputera z jasno ułożoną notką w głowie i teraz zapomniałam co chciałam napisać. Po czym gdy przeczytałam artykuł o śmierci Leppera i komentarze pod nim to mi ręce opadły. Oczywiście: To wszystko wina Tuska! A jakże by inaczej...

Udało mi się w końcu dorwać Wiedźmina. Teraz tylko jeszcze dorwę serial i będę szczęśliwa.

Wow. Dorobiłam się kolejne śmiertelnego wroga. Jakże mi przykro. Ośmielam się twierdzić, że deskorolka nie jest całym światem, plus nie boję się jej wytknąć wad w obawie, że się obrazi... Ciekawe jakie nowe plotki o mnie się pojawią. Niezły będę miała ubaw dowiadując się w kim jestem śmiertelnie zakochana oraz pikantnych szczegółów mojego życia osobistego. Oj ludzie, ludzie

Hmmm... gdy patrze w przyszłość wiem, że przez najbliższe kilka lat czeka mnie radosna perspektywa chodzenia wszędzie per apostolos, czyli pieszo, bo rower mojego brata doszedł już do tej granicy, że jazda na  rozpadającym się składaku mojego dziadka to przy nim lans i przyjemność. No ale jak to stwierdził mój brat hamulce działają ( tak czasami po przyciskaniu ich z całych sił przez jakieś 10-15 metrów zaskakują), a łańcuch spada tylko przy zmienianiu przerzutek (cóż jak ja na nim jeżdżę to spada kiedy chce, chyba mnie nie lubi), więc on go naprawiać nie będzie, bo po co. A no i jak ładnie podsumował bieg za jadącą Gosią dobrze wpłynie na moją kondycje... To moja kondycja nieźle się poprawi przez rok szkolny, może do biblioteki do, której zazwyczaj jeździłam z kumpelą też będę biegać, a ona będzie jechać... Co tam pół Tychów do przebiegnięcia. Dam radę!
No a tak na serio... Jeśli ktokolwiek wsparł by mnie pomocą przy usiłowaniu reanimowania tego grata zaskarbi sobie moją wdzięczność i jako, że muszę upiec 5 rodzajów ciast i zrobić deser to... :P


Agat w Warszawie, Goha na jakiejś wsi, a Kama gdzieś w Polsce. I weź tu człowieku spędzaj w wakacje czas z przyjaciółmi. No chyba, że wymyślonymi... Pozostaje mi zakopać się w książkach i czekać na cud, a dokładniej powrót Gosi lub strzelić sobie w łeb. Pierwsza opcja wydaje mi się jednak lepsza choć średnio pociągająca. Gdybym miała za co i z kim to wsiadłabym w pociąg i pojechała w Góry Świętokrzyskie o czym marzę od lat ale jakoś nikt się nie pali żeby ze mną jechać, jak się wnerwię pojadę sama, choć pewnie zanim dojadę choćby w ich pobliże zaczną się kłopoty ale i tak pojadę. No ale na razie to sobie mogę jęczeć i się nudzić, bo moja świnka morska wpadła w anoreksje, a mój portfel przymiera z głodu. No ale gdy się pojawi jakiś cud finansowy na horyzoncie to na pewno pojadę w Beskidy. No a potem porwę kogoś, zwiąże i wsadzę do walizki i spełnię swoje marzenie i wlezę na Święty Krzyż no i może nawet jakiś sabat czarownic zobaczę jako iż się podobno tam ongiś odbywały :)

czwartek, 4 sierpnia 2011

Plecy!

No dobra jak na razie wystarczy mi hasła ''Plecy''. W sumie to wystarczyło by mi do końca życia. No ale cóż...
dziękuje za dbanie o mój kręgosłup



http://przyjemneodchudzanie.blog.onet.pl/164-wypasacze,2,ID432502285,n
Po obejrzeniu filmu podanego w linku ta dzisiejsza czekolada z Biedronki i późniejszy lód z Maca
stanęła mi kością w gardle. Koniec. Od dzisiaj jem sałatę, bo jeszcze trochę i będę wyglądać tak jak one.
Chociaż w sumie jeśli będziemy częściej grali w koszykówkę to raczej mi to nie grozi.
Jestem padnięta. No i trochę dziwnie się czułam otoczona gołymi, męskimi klatami :P
No ale wracając do odchudzania. Mimo wszystko i tak otworzę Mistrzynie cukiernictwa, po prostu wystarczy, że jak coś upiekę to zaproszę Sławka, Leszka, Wojtka itd i nie będę musiała się martwić kaloriami. Będę musiała się martwić tym żebym w ogóle zdążyła coś zjeść. No ale należy im się. Tak często ich wykorzystuje, że pora się odwdzięczyć. Chociaż w sumie skończy się pewnie tym, że ich zaprzęgnę żeby mi pomogli to ciasto robić.


A i tak btw
będę do końca życia wielbić osobę, która mi pożyczy Wiedźmina (książkę), a dokładnie Ostatnie życzenie i Miecz przeznaczenia. Błagam! Przede mną właśnie leży Krew elfów i się ze mnie śmieje, a ja nie chce od niej zaczynać. A jako, że standardowo mój kabelek od telefonu wyparował (czyli mój tata sobie pożyczył i udaje, że to jego, a obydwoje wiemy, że swój już dawno zgubił, no jakieś czary normalnie, za każdym razem gdy mój znika to jego się pojawia. Cud!), to na telefonie tego nie przeczytam. A na komputerze nie lubię i nie mam jak. (No choć w sumie związanie i zakneblowanie mojego brata, żeby się z nim nie bić o komputer wydaje się bardzo... interesującą opcją)

środa, 3 sierpnia 2011

Ludzie...

Nie ma to jak cudowni byli. Jak usłyszycie jakieś ciekawe plotki to się nimi podzielcie, chętnie się dowiem o sobie czegoś nowego. Nie ma to jak dowiedzieć się, że chce mnie zniszczyć... Słodko.



Ludzie mówią, że rude są fałszywe... A wiecie jak bardzo mi to wisi? Od podstawówki chciałam być ruda, po przeczytaniu Ani z Zielonego Wzgórza. Po za tym prawie każdy jest na swój sposób fałszywy. Plotkuje, obgaduje innych. Kto nigdy nie plotkował niech pierwszy rzuci kamieniem :P
Rozbawił mnie argument dziewczyny, która stwierdziła, że nigdy nikogo nie obgadywała: ''ale ona się nie liczy, ja ją będę obgadywać, bo jej nie lubię i ona też mnie obgaduje i co niby mam być lepsza?'' Na moje stwierdzenie, że tak wzruszyła ramionami i stwierdziła, że niby dlaczego (i wytnie się to, że ta osoba jest starsza ode mnie i sporo starsza od panny, której nie lubi). Cóż dlatego, że gdy zwalczasz ogień ogniem to możesz się co najwyżej poparzyć, a jeśli to jeszcze nie nastąpiło to pewnie nastąpi wkrótce.
I tak przyznaje jestem plotkarą i bardzo dobrze mi z tym. Tyle tylko, że ja nie boję się powiedzieć komuś prosto w oczy co o nim myślę. Jest to cecha bardzo nielubiana ale mi to szczerze mówiąc wisi. Jak kogoś nie lubię lub coś w czyimś zachowaniu mi nie pasuje to nie będę tego tłamsić, bo i tak wcześniej czy później to wyjdzie na jaw.
Tak jestem wredna i ruda i dobrze mi z tym!
Rozumiem, że mottem niektórych jest: ''Co ludzie powiedzą'' ale ja nie pozwolę żeby to rządziło moim życiem i mam w nosie czy ktoś mnie nie lubi, bo mu wygarnęłam.
A co do bycia gadułą... Jest osoba x. Osoba x mówi wielu osobom o czymś co poniekąd dotyczy osoby y. Całe otoczenie osoby y o tym gada ale nikt jej nie uświadamia żeby nie wyjść na gadułę. I tu wkroczyłam ja i uświadomiłam osobę y, bo nie lubię gdy wszyscy o czymś widzą oprócz zainteresowanego. Gadanie za plecami? Przepraszam to nie dla mnie.

Cudowne czasy

Wow. Słońce, 25 stopni na termometrze. Otwieram Onet, czytam artykuły. I cóż... Dowiaduje się, że dzieci nie mają czasu na zabawę, są zbyt zajęte zajęciami dodatkowymi lub grą na komputerze/telewizją, więc wyglądam przez okno na plac zabaw i... cóż Onet ma racje. Pustka. Czuje się teraz jak jakiś zakurzony mamut. Przecież jeszcze niedawno po placu biegały tabuny dzieciaków. Ba jeszcze dwa lata temu nieraz ja tam grałam w piłkę. Ba, z dresami z osiedla, teraz wiecznie pijanymi, grałyśmy w chowanego. To wcale nie było tak dawno. No ale jak się tak teraz zastanowię to już dawno nie widziałam żadnych dzieci na osiedlu. Co się stało z tym wnerwiającym, wrzeszczącym tabunem dzieciaków, doprowadzających mnie do szału? Cóż... witajcie gry komputerowe -.-
Powinnam się ubierać i szykować do wyjścia ale po przeczytaniu paru artykułów opuściła mnie chęć życia -.- Gwiżdżące berety na grobach powstańców, albo opowieść o cudownych uzdrowieniach w sanatorium gdzie ludzie po paru piwach zapominają o kulach i idą na potańcówkę... Nie no słodko. Albo wielka kłótnia pod postem bloga w którym kobieta opisała awanturę w rodzinie po tym jak nie zgodziła się na cywilnym ślubie przyjąć nazwiska męża i mąż przejął jej i przez to jej teść się do niej nie odzywa. Oczywiście niektórzy ''intęligenci'' podnieśli wrzask jak to można łamać tradycje i co to w ogóle za zwyczaje i mąż pantoflarz i jak tak można, jakie baby są głupie itp... Cóż kochani... równouprawnienie jest... A co do tego, że jak coś trzeba będzie zrobić to sobie kobieta nie poradzi... Moja jedna sąsiadka sama wytapetowała i pomalowała mieszkanie, a druga przy pomocy paru przyjaciółek wniosła kanapę na 1 piętro i zniosła szafę. A obie panie mają koło pięćdziesięciu paru lat. Jeśli baby się wezmą do kupy to są w stanie zrobić wszystko. Jak tak czytałam te komentarze to się we mnie żądza mordu obudziła. Jak ja nienawidzę szowinistów!
+
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/dziennikarka-dostala-w-twarz-na-bloniach-jasnogors,1,4811196,wiadomosc.html

cóż -.-

wtorek, 2 sierpnia 2011

Znudzenie

Czuje się fatalnie. Dzień spędzony w łóżku.
Znowu robię rundkę przez ulubione książki, czyli powrót do m.in. Meg Cabot, którą ludzie kojarzą głównie z Pamiętników Księżniczki, a która wbrew pozorom ma parę innych książek.
,,Wiem oczywiście, że kobieta potrzebuje mężczyzny
jak ryba roweru i tak dalej. Tylko że go kochałam
''
,,Nigdy nie porzucaj nadziei. Roześmiałam się z goryczą
- A czemu to ojcze Dominiku?
- Bo, wiesz to wszystko co mamy
''
czyli moja ukochana Pośredniczka, którą w gimnazjum czytałam tysiące razy. Wtedy zaczęła się moja faza na fantastykę.
Potem zapewne wezmę się za Wiedźmina i może w końcu zabiorę się za to, żeby obejrzeć serial, książka jest świetna, o serialu mówią różnie, ja czytałam gdzieś, że jest beznadziejny no ale mojemu bratu się na przykład podobał. Chociaż w sumie opinia mojego brata mnie średnio przekonuje, dlatego zabieram się za to od jakiś 2 lat.
Dzisiaj dzień jak co dzień, czyli rozwalenie drzwi z kabiny i przypalenie naleśnika. Standard.
A no i schizy Agat.
No i a propos Agat to w planach wycieczka do Wrocławia jeśli tylko dopiszę pogoda. Podobno ostatnio odrestaurowali część kamienic, więc pewnie będzie szał fotografowania. I w końcu odwiedzimy Starbucksa, może tam w końcu dorwę mokke z białą czekoladą, na co już powoli tracę nadzieje.

Jakże mi tego brakuje... Wiecznego: wyprostuj się, plecy, ewentualnie Kundziaaaa...

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Wakacje

Cóż... Stwierdziłam dzisiaj, że muszę wyrwać się z domu, bo ledwie mieściłam się w pokoju z ego mojego brata. Więc popołudnie spędziłam z Oliwią i Misią. Niektórych ludzi zastanawia jak mogę przebywać z ''podstawówkowiczami''. Jak widać mogę. Nie wiem może jestem jakaś cofnięta ale nie uważam się za jakąś straszliwie dorosłą, poza tym ciągle pamiętam jaka ja byłam w ich wieku i stwierdzam, że byłam zdecydowanie bardziej dziecinna.
A tak właśnie a propos właśnie mnie dwunastolatki; bardzo długo zastanawiałam się dzisiaj czy nie wywalić mojego cudownego zeszytu powstałego w podstawówce pełnego moich cudownych nieudanych opowiadań, scenariuszy, wierszy, które kiedyś uważałam za bardzo głębokie... To jest jeden z minusów dorastania... Obdziera ze złudzeń. Kiedyś uważałam, że mam niesamowity talent literacki i że napisanie bestselleru to dla mnie tylko kwestia czasu. Teraz wiem, że sklecenie dwóch sensownych zdań jest dla mnie zbyt trudne. Gdy się czyta książkę wydaję się to takie łatwe. Lecz tak naprawdę pisanie wcale nie jest takie łatwe. No ale mimo wszystko i tak łatwiej jest napisać opowiadanie niż porządny wiersz. Jak to dobrze ujął jeden z moich ulubionych pisarzy Terry Pratchet: ''Aby budować zamki w chmurach, trzeba mocno stać nogami na ziemi.''.
A ja zdecydowanie nie stoję mocno nogami na ziemi. Dzisiaj przez to, że się zamyśliłam urwałam rączkę z misy robota kuchennego. No ale w moim życiu wpadki to standard. Zapewne gdybym nie była tak roztrzepana moje życie było by łatwiejsze. Mówiąc kolokwialnie jestem świętą krową i tyle. Cóż. Gdybym była inna zapewne nie byłabym Kundzią.
No i przechodząc do Kundzi. Czasami czuje się jakby siedziały we mnie dwie osoby. Ta porządna i doprowadzająca do porządku to spychana w głąb jestestwa Ewelina, a cała szalona reszta to Kunegunda. Zdecydowanie rzadko czuję się Eweliną. No i zdecydowanie nie cierpię tego imienia. Jest jakieś takie...


''Nie jestem bohaterem. Nikt nigdy mnie nie pokocha.''
Dziedzictwo