sobota, 15 października 2011

Post bez tytułu

Jutro robię sobie wolne od życia. zatopię się w książkach i pożyje chwile czyimiś problemami
nawet jeśli nie są prawdziwe.

''Pragnąłem pragnienie piaskiem ugasić i morze starałem się spalić.
Pragnąłem o Tobie zapomnieć.''
Rytuał



 Nie wiem czemu dzisiaj stanął mi przed oczami pewien dzień. Dzień w którym spóźniłam
się na spotkanie z moją najlepszą przyjaciółką (która powoli staje się byłą najlepszą przyjaciółką)
i beztrosko w podskokach biegłam przez miasto bez trosk. Gdzie pełna nadziei na przyszłość
plotkowałam z nią beztrosko na ławce. Gdy wierzyłam, że moje życie zaczyna nabierać
rozpędu, rozpędu w dobrym kierunku. Dzień w którym dziewczyna z którą przyjaźnie się
od 1 klasy podstawówki była mi ciągle bliska niczym siostra. Teraz jest osobą wręcz mi obcą.
Ja nie wiem co dzieje się w jej życiu, a ona co w moim. Po prostu nasze drogi się rozeszły.
Inna szkoła, inni znajomi, inne spojrzenie na świat. I szkoda mi tego. No ale cóż.
Tak bywa. Żeby przyjaźń się rozpadła nie trzeba ani wielkich kłótni, ani wielkich słów.
Wystarczy pójść w dwie różne strony.
Przyjaźń się już chyba skończyła, nadzieje na przyszłość umarły, życie straciło rozpęd
i toczy się już tylko z przyzwyczajenia.
Pozostaje mi tylko cieszyć się, że nie odeszłam z Leśnych.
Owszem część powodów dla których chciałam odejść jest ciągle aktualnych
ale generalnie część się rozwiązała.
No i jedna z rzeczy, która męczyła mnie najbardziej, czyli moje bycie zastępową
też się już jakoś unormowało i cóż... jest dobrze. Daje radę.
Przyjaciół krąg się odbudował. Ja podniosłam się i daję radę.
I jest dobrze.
I w sumie tylko dzięki harcerstwu to ja wychodzę z domu.
 I w sumie do końca życia będę wdzięczna osobom, które mnie kopały w dupę
i nie pozwalały mi się poddać.
Bo przecież ja już nie chce, ja nie dam rady, to jest za trudne, nikt mnie nie lubi,
ze wszystkimi się pokłóciłam, nikomu nie ufam, dziewczyna z zastępu mnie nie słucha,
''przyjaciółka'' uważa mnie za beznadziejny przypadek i pasożyta
i tak w ogóle to się zamknę w domu i będę płakać.
Masakra. Zachowywałam się jak małe, biedne dziecko emo.
I w sumie (tak wiem powtarzam się) po tym gdy się zmieniłam
nagle okazało się, że ze starych znajomych została mi tylko Agat, która
wiernie przy mnie trwa no i w sumie tyle, jestem outsiderem bez znajomych.
Bo gdy oczy mi się otworzyły zrozumiałam, że życie to nie tylko skate park, imprezy
i tanie wino i nagle okazało się, że ja nie mam z ludźmi z którymi spędziłam
ostatnie dwa lata o czym rozmawiać.



Słodko gdy wyciągam do kogoś rękę, staram się, wsadzam dumę i urazę w kieszeń,
bo chcę po prostu pomóc, bezinteresownie, szczerze pomóc, a ten ktoś
stwierdza, że jestem żałosna ( i to przez pośredników, bo żeby powiedzieć to przez telefon
to trzeba mieć choć odrobinę cywilnej odwagi) i robię to z jakiś dziwnych pobudek,
zapewne po to żeby tą osobę jeszcze bardziej zniszczyć
i nasycić się jej nieszczęściem -.-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz