poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Pogoda ducha

Nie wiem co się stało z moją pogodą ducha ale chyba ją gdzieś zgubiłam.
Nie dość, że wróciłam z wędrówki z absolutnie spalonymi plecami, zmęczona fizycznie i psychicznie i z językiem niemal przegryzionym na pół żeby nie powiedzieć momentami czegoś czego potem bym żałowała to jeszcze zapomniałam o tym, że mam pustą lodówkę i jedyne co mam do jedzenia to wyschnięte placki na tortille. Jestem zła, zmęczona, głodna i rozżalona na cały świat. Mój ukochany plecak oczywiście cały wilgotny, bo złapało mnie oberwanie chmury, a ten dziad przemaka po paru sekundach.
Nie mam siły ani rozpakować plecaka, ani iść do sklepu, ta notka to dla mnie wyzwanie.
Nienawidzę jak mnie boli głowa. Boli mnie rzadko naprawdę rzadko ale jak już boli to jest mnie to w stanie wyłączyć z życia na dwa dni. Choć w sumie dzisiaj jest lepiej niż wczoraj. Wczoraj czułam się jakbym zeszła z karuzeli. Ale jakoś przeżyłam, kwestia przyzwyczajenia i tabletki przeciwbólowej. Da się z bólem głowy żyć, do lekarza mnie nikt za chiny nie zaciągnie. Koniec kropka, nie ma opcji.
Bardziej dobijają mnie spalone piekące plecy i brak jakiegokolwiek balsamu w domu.




JA CHCE TĄ KOSZULKĘ Z GNR!!!

ktoś ma pomysł jak się wdrapać na 1 piętro? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz