piątek, 2 września 2011

Cena przetrwania?

I przetrwałam. Kolejny dzień. Uśmiechałam się, plotkowałam, byłam miła. Starałam się jej nie ignorować, ba traktować jak koleżankę. I starałam się to robić szczerze.
Ale i tak jej słowa mnie niszczą. Gdzieś tam w głębi rozgadanej, roześmianej Kundzi kryje się cień.
Powinnam dostać oskara. Nikt nie zauważył.
Ludzie widzą tylko to co chcą widzieć. Gdy pytają co u ciebie tak naprawdę nie chcą usłyszeć, że jest źle.

Agat. Jesteś absolutnie najlepsza. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła.


Wczoraj nadeszła w końcu chwila w której musiałam zmierzyć się ze swoją decyzją o odejściu. Rozmowa z Druhem choć długa tak naprawdę nie zmieniła mojej decyzji. Owszem, jesteśmy już dużymi dziećmi. Mogę z nimi szczerze porozmawiać ale to i tak nie znaczy, że wybaczę.
To i tak nie znaczy, że wszystko będzie dobrze.
No i moja decyzja ma nieco głębsze podstawy niż kłótnie.
Choćby to, że po moim ostatnim dogłębnym zastanowieniu się nad sobą doszłam do wniosku, że choćby na przyszłorocznym obozie ja nie dam sobie rady. Wątpię żebym zmieniła się aż tak. A jestem zupełnie pewna, że będę miała więcej problemów, obowiązków, więcej rzeczy na głowie niż w tym roku, a w tym roku ledwie sobie dałam radę!
No i jest jeszcze jeden powód o którym nie będę mówić głośno.
Który wczoraj u Druha nie chciał mi przejść przez gardło.
Mimo tego, że to tak naprawdę tajemnica Poliszynela to i tak mi ciężko o tym Druhowi powiedzieć.

Jest mi jakoś tak głupio po prostu i tyle.


Dzień po dniu oswajam się z myślami. Wmawiam sobie, że wszystko będzie dobrze. Część mnie mówi: Wstań! Działaj! Ale ja i tak się poddałam i poddaje dalej. Bo wiem, że nie będzie tak jakbym chciała żeby było. Po za tym nie mam dla kogo, bo dla samej siebie nie jestem już nic w stanie zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz