wtorek, 13 listopada 2012

literatura młodzieżowa, czyli czemu wydawcy uważają nas za tępaków

Usiadłam. Otworzyłam książkę. Przeczytałam pierwsze 20 stron. I...
I stwierdziłam, że wsiadam na miotłę i odlatuje na księżyc.
Kolejna tak szablonowa książka, że nic tylko wrzeszczeć, płakać i spalić to badziewie na stosie razem z autorką.
1. Nowa szkoła
2. Przystojny, tajemniczy chłopak
3. Cudowna przyjaciółka, która się objawia sama z siebie
4. Odkrywanie tajemnicy małego miasteczka: magia/ wampiry/ wilkołaki/ anioły/ demony/ potwory
5. Wielka miłość
6. Kłopoty
7. Happy end.
Po tych 20 stronach jestem w stanie ze 100 % pewnością w stanie przewidzieć jak potoczy się akcja.
To takie smutne.

Generalnie każdy kto widzi jakie książki ja czytam załamuje się i stwierdza, że jestem dziwna.
18 latka czytająca młodzieżową fantastykę to widok dość niezwykły.
Szczególnie, że to co szumnie wydawnictwa nazywają bestsellerami dla młodzieży jest totalną, bezwartościową papką i zlepkiem ciągle tych samych wątków.

Czemu to więc czytam?
Bo wciąż usiłuje zrozumieć jak coś takiego może stać się bestsellerem, czemu wydawcy wydają i promują książki, które różnią się od siebie tylko okładką oraz co te wszystkie nastolatki w tym widzą.
I owszem czasem zdarza się jakaś perełka, która nie sprowadza się tylko do nieszczęśliwej miłości i walki z przeznaczeniem ale jest to książka 1 na 100 i to wygrzebana z najdalszego konta biblioteki i oskrobana z kurzu.

Nie rozumiem czemu wydawcy wciskają nam - nastolatkom totalne buble i uważają, że będziemy to czytać bez słowa protestu i czemu książki, które coś ze sobą noszą są traktowane przez nich ''po macoszemu''.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz