czwartek, 29 września 2011

Pójde boso

Jakoś tak przez post Agaty mi się przypomniał feralny wyjazd na ryby...
Masakra. Nigdy więcej nie jadę z rodziną Agaty nad Wisłe. Nigdy :P
Choć tekst kolesia, który ze mną rozmawiał no może 3 raz w życiu pt. ''będę
Cię chronił'' był po prostu cudowny.
Tak rzeczywiście jestem osobą, która potrzebuje ochrony przed złym światem
i złymi facetami...

Dzisiaj uczyłam się szyć na maszynie co wyglądało tak, że ja naciskałam pedał z maszyny
a Wiktoria robiła wszystko inne. No ale teoretycznie teraz wiem jak się obsługuje maszyne.
Mam nadzieje, że nigdy nie będę musiała użyć swojej wiedzy w praktyce.

Zapowiada się cudowny weekend. Zamiast gór będzie katowicki las
i cudowna perspektywa ciupania drewna przez całą sobotę i niedziele.
Biorąc pod uwagę jak szło mi rąbanie drewna na obozie to po prostu
cóż... będzie ciekawie.
A no i będę musiała zbudować szałas, który się nie rozpadnie przez tydzień.
Dam radę. Chyba.
A no i jeszcze zaraz obok miejsca gdzie mam się rozbić jest ostoja zwierząt
więc mam nadzieje, że żaden dzik mnie nie zje.



 Nie chce być głęboka. Nie chce się przejmować życiem i brać go na poważnie.
Nie chce myśleć ''wychowawczo''. Chce być beztroską nastolatką. Szaloną, nieodpowiedzialną
Kundzią. Chciałabym mieć proste nastoletnie problemy.
Tak by było łatwiej prościej.
No i mogłoby tak być. Wystarczyłoby odejść z Leśnych.
Ale patrząc na wszystko to co im zawdzięczam to nie potrafiłabym odejść.
 Zamiast marznąć w sobotę w lesie mogłabym siedzieć przed komputerem.
Większość moich rówieśników tak robi.
Idzie na dyskotekę, na piwo, do kina czy po prostu serfuje po necie.
Ja wolę spakować plecak, wziąć ze sobą dobry humor i iść w las. Wędrować.
Siedzieć zasłuchana w cisze lasu, zapatrzona w płomień ogniska.
Odkrywać nowe szlaki. Pokonywać własne słabości.
By jakoś przeżyć to życie. Nie dać się beztrosko nieść fali.
Ja chcę od życia więcej. Chce mieć co na starość wspominać.

Błądzić pośród lasów
Zagubiony wśród kamiennych pejzaży,
przytłoczony hałasem, pośpiechem,
zagubiony w labiryncie zdarzeń,
pragnę ciszy, ciszy pragnę.
ref. Błądzić pośród lasów,
kąpać się w zieleni,
zgubić ziarnka czasu
w harcerskiej przestrzeni
Pochylony nad życia wykresem,
przygnieciony wspomnień tomami,
gdy już życia nadchodzi jesień
pragnę ciszy, ciszy pragnę.
ref. Błądzić pośród lasów...

Prawdziwa przyjaźń- kolejna odsłona

Dzisiaj dowiedziałam się, że najeżdżam na ludzi, żeby rozbijać im związki
i niszczyć im świat.
Oraz jestem samolubną istotą, żywiącą się ludzkim nieszczęściem.
No i zostałam wywalona z pewnego życia.
Znaczy w sumie, życzę powodzenia w tym wywalaniu jako, że chodzimy
do jednej klasy i jesteśmy w jednej drużynie i choćby stanęła na głowie
i tańczyła salsę to i tak nie zrobi nic z tym, że będzie mnie codziennie widywać.

No i rozumiem, że dzwoniłam do niej żeby się spytać czy wszystko w porządku
tylko po to żeby usłyszeć jej zdołowany głos i się jeszcze bardziej nasycić jej nieszczęściem?
Zawsze wiedziałam, że jestem wredna no ale że aż tak?
sama siebie przerażam... -.-


Generalnie po dwóch godzinach dołowania się, fazy dziecko emo
i wielkich wyrzutów sumienia pt ''a może to jednak moja wina''
stwierdziłam, że ona sama wykopała pod sobą dół i sama do niego się wrzuciła.
Ja nie mam z tym nic wspólnego.
No i szkoda mi, że mój miesięczny wysiłek nad próbą wybaczenia jej i zrozumienia
jej motywów poszedł na marne.
Od początku września pracowałam sama nad sobą by gryźć się w język,
nie wygarniać jej wszystkiego, wybaczyć jej i zapomnieć.
No i odbudować nawet jeśli nie przyjaźń to chociaż koleżeństwo.
Na a teraz wszystko szlag trafił.

Przykro mi. Nie chciałam, nie przypuszczałam nawet, że wszystko tak się potoczy.
Ostatni miesiąc przypomina jakąś żałosną farsę.
Co za szczęśliwa byłam przed i na obozie (no nie licząc kłótni z nią, bo oczywiście kto
inny wbijał by szpilki w moje tęczowe baloniki naiwności), za szczęśliwa byłam
mając grupę przyjaciół dla których zrobiłabym wszystko? Za szczęśliwa byłam
mając stadko przyjaciółek na których naprawdę polegałam?
Teraz za to wszystko mam płacić, bo nie oczywiście ja nie mogę być szczęśliwa.
Nie wiem czemu los się na mnie uwziął no ale zdecydowanie trzeba pogratulować mu złośliwości.

wtorek, 27 września 2011

Praca, praca i jeszcze raz praca

Koniec nic nie robienia. Postawiłam przed sobą wyzwanie. W ciągu miesiąca ewentualnie dwóch zamknę Samarytankę. No w końcu ile lat można nic nie robić? Biorę się szybciuchno do roboty.
W weekend wędrówka w czasie, której zaliczę sobie parę punktów, muszę też pojęczeć o jakimś biwaku
no i przede wszystkim WZIĄĆ się za sprawności.
Zaparłam się i zrealizuje. Jak się uprę to jestem w stanie zrobić wszystko.
Przez ostatnie miesiące nie robiłam prawie nic. Jestem leniem i tyle. A stopień sobie leży i kwitnie. I korzonki zapuszcza. Jak mogę wymagać czegokolwiek od moich dziewczyn skoro sama nie mam żadnego stopnia?
Nie wiem w sumie co mnie tak dzisiaj wzięło.
Może mam dość wypominania mi, że nad sobą nie pracuje. Gdy zdobędę stopień samarytanki i stopień wędrowniczy nikt mi nie będzie mógł zarzucić, że nic nie robię.

No a może dzięki temu udowodnię sobie, że jestem coś warta i że wcale nie jestem taka głupia i beznadziejna
jak uważają niektóre ''inteligenty'' z mojej klasy.


Make it stop.
Let this end,
All these years pushed to the ledge.
But proud i stand of who i am
I plan to go on living.

poniedziałek, 26 września 2011

Po i pierwsza pomoc ciąg dalszy

Nie wiem jakim cudem ale Weronika też ma obecnie na PO pierwszą pomoc.
No i w każdym razie podsumowałyśmy swoją wiedze.
1. w apteczce powinieneś mieć dwa rodzaje rękawiczek, bo ktoś może mieć uczulenie na lateks
2. możesz używać tylko półokrągłych nożyczek, bo przy rozcinaniu komuś ubrania możesz
go skaleczyć, więc nie wolno ci używać zwykłych chirurgicznych pod żadnym pozorem
3. rehabilitacja też jest etapem pierwszej pomocy
4. podnoszenie nóg do góry przy omdleniach itp. jest wręcz zakazane
5. odchylasz głowę do tyłu? odchylaj bardzo, bo może mu ten język jednak opaść
6. nieprzytomny cię i tak nie słyszy więc się nie produkuj
7. po ataku padaczki poszkodowanego najlepiej nie ruszać
8. w apteczce to tylko i wyłącznie gazy i bandaże, bo przecież wszelakie środki odkażające
mogą się nagrzać na słońcu i zmienić właściwości, po za tym odkażanie ran to przecież
nie jest pierwsza pomoc, bo to życiu nie zagraża
9. gdy ktoś zemdleje to powinno się sprawdzić jego ręce czy nie jest narkomanem czy coś

Cóż. na pewno będę się pytała kogoś poszkodowanego, krwawiącego i w ogóle nie wiem
z kością wystającą z nogi ''Przepraszam, a ma może pan/pani uczulenie na lateks?''.
No sorry! Tak stworze w apteczce kolekcje rękawiczek, każde innego rodzaju.
Przepraszam bardzo, a jak nie mam półokrągłych nożyczek to mam sobie darować
ewentualne rozcinanie ubrania, bo mogę skaleczyć nożyczkami?
Arrrr!
Może pani sobie powinna przeczytać czym jest powodowana utrata przytomności
i dlaczego się te nogi podnosi... Hmmm... Nawet jeśli to nie podziała to na pewno
nikogo nie zabije!
A i tak rzeczywiście będę komuś tą głowę odchylała tak żeby sobie na niej stał co najmniej.
No i po ataku padaczki gdy ktoś mi nie odzyska przytomności to tak w sumie nie powinnam
go ruszać, bo przecież może sobie tylko śpi. Tak w sumie co mnie obchodzi czy zemdlał
czy co, a co jeśli bym go obudziła...?
Skoro rozwalone kolano nie zagraża życiu to w sumie złamana ręka też nie.
Po co mi choćby głupia woda utleniona czy Leko w apteczce. Bandaże i gazy przede wszystkim!
A bandaże muszę sobie wiązać, bo agrafką to mogę przecież skaleczyć, a spinacz do bandaży
też może być niebezpieczny...
A po kija mam sprawdzać te ręce? Owszem mogę sprawdzić czy nie ma np. bransoletki
Jestem cukrzykiem  czy coś no ale sprawdzanie do łokcia, bo może być narkomanem...? Argh.
A skąd mam wiedzieć czy jest narkomanem, honorowym dawcą krwi albo przed chwilą mu krew
pobierano albo coś jeszcze innego? Co ja duch święty jestem i od razu to wiem?
A nawet jeśli to narkoman to co mam nie ratować?

A no i na lekcji następnej po mojej babka świeciła wiedzą o cukrzykach.
Założę się że gdyby nie Gosia to by jej przez myśl nie przeszło mówienie o cukrzykach,
 bo jakoś tak dopiero po lekcji z moją klasą się jej przypomniało.
A no i bardzo mi się podobało jak kazała Gośce pokazać jak się jej mierzy cukier.
Kij z tym, że i tak większość z nas wie jak, a po za tym gdy Gośce odbije i zacznie ''chodzić
po suficie'' to i tak żadna z nas nie będzie w stanie jej uspokoić na tyle by jej ten cukier zmierzyć.
A nawet gdy zemdleje i jej ten cukier zmierzymy to co nam to da? I tak ona glukagenu
ze sobą nie nosi, więc i tak nic nie zrobimy. A ratownicy i tak jej jeszcze raz ten cukier zmierzą.

PO i pierwsza pomoc, czyli czego ciekawego się można dowiedzieć

Im więcej lekcji PO tym bardziej opadają mi ręce.
Dobrze, ze nie było mnie na na lekcji na której babka stwierdziła, ze hospitalizacja
też jest częścią pierwszej pomocy.
Mnie zawsze uczono, że pierwsza pomoc trwa do przyjazdu karetki no ale może się mylę.
No ale w każdym razie dzisiaj dowiedziałam się, że
osoby po ataku padaczki, która zemdleje lub ewentualnie zaśnie lub coś nie wolno wybudzać
I gdy ktoś zemdleje, straci przytomność to trzeba go położyć w pozycji bocznej ustalonej.
Nie wiem mnie uczono, żeby dawać nogi do góry, a ewentualnie gdy utrata
świadomości przekroczy tą magiczną barierę 3 minut to wtedy się będę bawić w
boczną ustaloną no ale cóż ja się nie znam.
Ciekawe czego się jeszcze dowiem.
A no i dowiedziałam się, że po co mówić do poszkodowanego gdy jest nie przytomny
skoro i tak on mnie nie słyszy...
#$@$@$%@%$!

 BŁAGAM!


Śpiewanie mimo braku gitary na zbiórce poszło całkiem nieźle.
No i generalnie nie było źle.
No i orbitki to jednak mimo wszystko najlepsza kara, która zawsze działa.

niedziela, 25 września 2011

Generalnie masakra

Jakoś mnie tak męczyło wczoraj, że tak totalnie olewam sprawę zastępu,
więc zwlokłam się w nocy z łóżka
i wzięłam się za plan pracy.
No i generalnie stwierdziłam, że masakra.
Nie mam zielonego pojęcia co ja chcę robić z moim zastępem.
Mam na razie ogólny plan na zbiórki do końca tego roku
a potem cóż, czarna dziura, zero pomysłu.
I już teraz we wrześniu wiem, że będę w stanie prowadzić ten zastęp przez rok
potem nie dam rady.
Nie dość, że nie będę miała na ten zastęp żadnego pomysłu to do tego jeszcze matura.
MASAKRA! Arrr!
W co ja sama się wplątuje?
Jakoś tak po dwóch latach nie działania
i po pół roku w sumie bycia wolnym elektronem
będącym zastępową bardziej w teorii niż w praktyce
nie potrafię sobie teraz wyobrazić co tygodniowych zbiórek.
No ale mam nadzieje, że dam radę.
Oby.


Generalnie ten tydzień to będzie totalna masakra.
Dzień w dzień sprawdzian lub kartkówka.
W poniedziałek zbiórka zastępu.
W piątek lub sobotę zbiórka wędrowników
w sobotę zbiórka zastępu zastępowych.
Ja już wędrówkę.
Tylko ja, plecak i góry.


 Pocztówka z Beskidu
Po Beskidzie błądzi jesień
Wypłakuje deszczu łzy
Na zgarbionych plecach niesie
Worek siwej mgły
Pastelowe cienie kładzie
Zdobiąc rozczochrany las
Nocą rwie w brzemiennym sadzie
Grona słodkich gwiazd złotych gwiazd

Ref.: Jesienią góry są najszczersze
Żurawim kluczem otwierają drzwi
Jesienią smutne piszę wiersze
Smutne piosenki śpiewam ci

Po Beskidzie błądzą ludzie
Kare konie w chmurach rżą
Święci pańscy zamiast w niebie
Po kapliczkach śpią
Kowal w kuźni klepie biedę
Czarci wydeptując trakt
W pustej cerkwi co niedzielę
Rzewnie śpiewa wiatr pobożny wiatr

sobota, 24 września 2011

Jej zaś pozostało...

Ufff. Żyje. Cieszę się, że mam tylko 11 dziewczyn. Biedny Lesio z tą jego 20.
20 osobowy zastęp. Masakra.
Zanim mu się część sypnie to on dostanie szału.
Życie jest takie okrutne ;D

Mój zastęp jest pełen małych feministek,
czyli faceci są głupi i błe
a dziewczyny są lepsze, mądrzejsze i ładniejsze

A i Justin Bieber jest beznadziejny

Uwielbiam je! xD
Jakby mi się trafiło grono plastików zakochanych w JB
i latających za zastępem Leszka to by mnie chyba coś trafiło.



No a Birkuty prą do przodu.
Przy czym bardzo mi się podoba obecny podział zastępów.


Przy czym oczywiście jasne 5 tysięcy zbiórek
akurat wtedy gdy ja chcę jechać na samotną wędrówkę.
Guzik z pętelką choćbym miała opuścić te zbiórki i tak jadę.
Muszę odpocząć od wszystkiego.


Biorę się za prowadzenie zastępu bez planu pracy.
Z ogólnym tylko zarysem poniedziałkowej zbiórki,
na którą nie mam jakiegoś konkretniejszego planu.
I w ogóle wchodzę w to totalnie nieogarnięta
z głową zaprzątniętą wszystkim dookoła i niczym.
Muszę się jutro ogarnąć.



Cóż. Ognisko. I oczywiście wnerwiający brat, którego
miałam ochotę wrzucić do ogniska.
I pyszne pianki. I świetna sałatka Gośki.
I śpiewanki.
I standardowe rozmowy o polityce, czyli to wszystko wina Tuska!
''Tusk biega z łopatką i robi dziury w polskich drogach''
I standardowe już od pewnego czasu rozmowy w czasie, których
ja staje okoniem jako, że jestem realistką i wiem jak będzie i jakoś
tak optymistyczne wizje reszty do mnie nie przemawiają.
No i oczywiście standardowe już dogryzki mi.
No super.



Błagam. Babciu/ pani Kundziu?
Panie Lesiu?
Babciu drużynowo?
 Czy my naprawdę wyglądamy tak staro?

piątek, 23 września 2011

Nabór

Nabór udany. Przyszło 25 dzieciaków. Zobaczymy ile się z tego utrzyma.
No ale generalnie czułam się dzisiaj jak drużynowa, biegając pomiędzy grupkami,
ogarniając i czuwając nad wszystkim.
I dziwnie się czułam mówiąc Leszkowi i Idze co mają robić.
No ale cóż.
No i nauczyłam się trudnej sztuki konstruktywnego darcia się.
I jestem w szoku, że dzieciaki mnie słuchały.

No i po dzisiejszej zbiórce stwierdzam, że z Miśki będzie dobra zastępowa :)
Moja krew ;P


No a jutro gra terenowa, która pewnie będzie niespodzianką nawet dla organizatorów
bo nie wiadomo co też Druh wymyślił od siebie.
No a potem odejście od mojej diety ;)
czyli ognicho = kiełbaski i ziemniaki
mniam
no i omawianie planów na przyszłość :)

Będę pozytywna! Za wszelką cene! Optymizm i uśmiech.
Udało mi się poprowadzić zbiórkę mimo tego, że w środku
byłam w kawałkach to i przez życie mi się uda przejść.



Kamila wszystkiego najlepszego sweet 17 :)

czwartek, 22 września 2011

Alright, everything is alright

Teoretycznie każdy jest kowalem swojego losu.
Ale w praktyce nasz los bardzo silnie zależy od innych ludzi.
A nic nie możemy poradzić na ich uczucia.
I nawet powiedzenie sobie, że wszystko będzie dobrze
Nic nie zmienia. Bo w głębi duszy się wie, że dobrze nie będzie.

Za każdym razem gdy jaśniej spojrzę w przyszłość
gdy obiorę ''kurs na gwiazdy''
to życie mi rzuca kolejną kłodę pod nogi.
Gdy ludzie, którym się ufa nagle zaczynają zawodzić
to żadne pozytywne myślenie nie pomoże.




Cóż. Leszek ma niezwykły talent do podrzucania mi piosenek, które dołują mnie jeszcze bardziej...








Oddam brata za darmo. A jak chcecie to nawet dopłacę.

środa, 21 września 2011

Hipokryzja

Nienawidzę hipokrytów, ludzi fałszywych i okłamujących wszystkich na około...
Jak można własnego chłopaka, którego się niby KOCHA
okłamywać przez hmmmm... PÓŁ ROKU?
I taka osoba mi jeszcze będzie robić wykłady na temat
''prawdziwej miłości''.

Muszę częściej przychodzić do Leszka, choć w sumie po tygodniu
bym się przestała w spodnie mieścić.
Kawa, czekolada, ciacha, ciasto... Żyć nie umierać
(tak w dalszym ciągu jestem na diecie;P
całe życie na niej jestem;))
No ale wszystko w miarę zaplanowane i ogarnięte, będzie fajnie :)
 Chciałabym być na miejscu tych dzieciaków :)
Łażenie po drzewach, podchody i w ogóle full wypas :)
No ale za to dla wędrowników w sobotę też będzie rozrywka
+ wychodzi na to, że jako, że robię tą cudowną sprawność
Mistrzyni Cukiernictwa
to będę robić pianki i krówki
mniamciu :)
i w ogóle dawno nie śpiewałam przy ognisku
i brakuje mi tego :)

Kto za mnie napisze plan pracy?
I HATE THIS!

Czy już człowiek nie może spokojnie wracać ze szkoły?
No żeby nie móc spokojnie iść chodnikiem, bo się 
taki Szczypior napatoczy i już chce po plecach bić...

wtorek, 20 września 2011

Nauczyciele i pierwsza pomoc, czyli nie dostawaj krwotoku z nosa w LO3.

A więc. Od razu czuje się bezpieczniejsza w szkole...
Dzisiaj na lekcji angielskiego mojej koleżance zaczęła lecieć krew z nosa. Okej spoko.
Nauczycielka wyskoczyła, że ma odchylić głowę do tyłu, na co nam opadły ręce.
No ale spoko. Sytuacja opanowana, głowa pochylona w przód, zimny okład. Lajt.
Nauczycielka w totalnej panice, biegająca po korytarzu i wrzeszcząca, że nie wie co ma robić...
Dobra. Krew przestała lecieć ale dla odmiany zrobiło się dziewczynie słabo i zaczęła nam wręcz lecieć
przez ręce. No to spoko. Położyłyśmy ją, nogi do góry. Dziewczyna prawie mdleje. Nauczycielka wrzeszczy i lata w panice. Przez co oczywiście dziewczyna jest na skraju histerii. My starałyśmy się nie śmiać. Potem wleciały nauczycielki  z wf i po oraz wicederyktorka. Wuefistka stwierdziła, że skoro dziewczyna miała krwotok z nosa to powinna siedzieć, oczywiście wydarła się o tym tuż nad uchem biednej dziewczyny i szarpnięciem, gwałtownie ją posadziła na co krew znowu zaczęła jej z tego nosa lecieć. Dziewczyna totalnie zestresowana, wrzeszczące nauczycielki wiszące tuż nad nią jak sępy, klasa wystawiona za drzwi.
No a potem wylatująca w dalszym ciągu bardzo spanikowana anglistka wrzeszcząca jaki jest numer
na pogotowie, na co generalnie nam opadły szczęki.
Po czym gdy w końcu zadzwoniła na to pogotowie, to pogotowie zamiast przyjąć zgłoszenie
to zaczęło się wypytywać czemu my jesteśmy we wszinsie, a nie w budynku LO 3 i
stwierdzające, że kierowca nie wie gdzie jest wszins no i tłumaczenie anglistki, że w LO 3 jest
remont i dlatego mamy gdzie indziej lekcje, bo w budynku nie ma warunków itd. W końcu moja wychowawczyni się wnerwiła, wyrwała telefon
i stwierdziła, że co ich obchodzi gdzie mamy lekcje, że ktoś będzie czekał na nich pod Apteką pod arkadami,
 bo oczywiście podanie ulicy gdzie jest wszins nic nie dało, bo oni nie wiedzą gdzie to jest. Generalnie
gdyby nie moja wychowawczyni to anglistka by sobie prowadziła cudowną konwersacje z przyjmującą zgłoszenie na temat remontu w LO 3. Przepraszam bardzo, a co to ich obchodzi?
No ale wzywanie pogotowia do krwotoku z nosa było po prostu piękne.
Założę się, że dziewczynie nie byłoby słabo gdyby nie panika nauczycielki zachowującej się jakby ktoś co
najmniej umierał, generalnie ona wpadła przez to w totalną panikę, a my nie byłyśmy w stanie ogarnąć
nauczycielki szczególnie, że po chwili wleciały spanikowane i wrzeszczące inne nauczycielki.
Moja wychowawczyni i facet z historii mimo powagi sytuacji mieli niezły ubaw patrząc na spanikowane
blondynki. Brawa dla nauczycielki angielskiego, wfistki i baby z po, która jako osoba z teoretycznie
największą wiedzą na temat pierwszej pomocy, powinna wystawić panikujące za drzwi, a sama siała panikę
zachowując się jakby ta dziewczyna miała za chwile tam umrzeć co najmniej.
A no i pogotowie też było świetne. Co ich obchodzi, że mamy lekcje we wszinsie? No mamy i już.
Generalnie miałyśmy dzisiaj pokaz jak bardzo nauczyciele nie znają się na pierwszej pomocy
i jak bardzo panika osób postronnych wpływa na samopoczucie osoby, której się pomocy udziela.
Gdy ktoś się zachowuje jakbyś zaraz miał umrzeć to oczywiste jest, że wpadasz w histerie
i zaczynasz tak się czuć. Przy czym tak oczywiście głowa do tyłu zadław się dziecko tą krwią.
Ja nie chce wiedzieć co by było gdyby Gośce nagle skoczył lub spadł cukier i by zemdlała.
Co nauczycielki by ją utopiły w coca coli stwierdzając, że trzeba jej natychmiast podnieść cukier?
Wcale bym się nie zdziwiła! A gdyby był pożar? Ludzie apeluje! Znajcie się na pierwszej pomocy,
bo nauczyciele wam nie pomogą, bo są absolutnie do tego nie przygotowani. Moja klasa zachowała
zupełny spokój, ogarniałyśmy sytuacje bez problemu no ale oczywiście spanikowane nauczycielki
wiedzą lepiej. A no i oczywiście natychmiast się dziewczynie poprawi samopoczucie gdy wisi
nad nią spanikowane grono nauczycielskie zachowujące się jakby ona się co najmniej wykrwawiała
przez co dziewczyna wcale się nie uspokajała. Cudownie się musiała czuć gdy traktowano
ją co najmniej jakby umierała im na rękach owijana kocem ratowniczym i z miłą świadomością,
że pogotowie już jedzie, choć tak właściwie to pogotowie nie bardzo wie gdzie ma dojechać, a nauczycielki
totalnie nie wiedzą co mają robić i wrzeszczące na klasę za drzwiami (co w środku oczywiście było słychać),
że jesteśmy za mało poważne. A co miałyśmy tam płakać za tymi drzwiami? Sytuacja choć tragiczna była
śmieszna no i tyle.
Mam nadzieje, że nigdy nie zemdleje w szkole...

Aha i dziewczyna miała przed angielskim pobieraną krew, a ludzie różnie na to reagują
więc cóż...

poniedziałek, 19 września 2011

Zwyczajnie

Nigdy nie wierzyłam w przyjaźń damsko-męską
Chyba pora żebym uwierzyła.
Tylko czy oprócz moich przyjaciółek ludzie uwierzą, że to tylko przyjaźń?
Jeśli nie? To cóż... Życie. Trudno niech się cmokną w nos.
Miło jest tak po prostu pogadać z kimś komu naprawdę ufam
i wiem, że nigdy nie wykorzysta tego co mu powiem
i że nigdy nie rzuci mi tym w twarz.

Agat jeszcze z 10 lat i się w końcu nauczę grać.
No chyba, że po prostu gra na gitarze nie jest mi pisana.


Dzisiaj pomoc w naborze u Sikorki,
jutro msza i plecenie sznurów.
+ trzeba dopracować grę, piątkową zbiórkę
i w ogóle masakra.

Ja chcę już sobotę! Całodniowe cioranie dzieciaków po lesie,
a potem ognicho :)


nie wiem co mnie tak nagle wzięło na tą piosenkę ale cały dzień mnie męczy
jest świetna :)


Generalnie jakoś tak dobry dzień mam :)
Długa rozmowa, która sprawiła, że spojrzałam jaśniej w przyszłość
Lekcja gry na gitarze
i jeszcze pewne wydarzenia sprawiły, że dzisiaj cały dzień się uśmiechałam

+


Aaaaaa... Coraz częściej myślę o zuchach. Zdecydowanie jak tylko wychowam
zastęp i siebie to się muszę za nie wziąć.

''Każdy wybiera własną ścieżkę.
 Nasze wartości i działania definiują to, kim jesteśmy.''

TVD

Obrałam kurs na gwiazdy i mam nadzieje, że kiedyś ich dosięgnę. Że nie zejdę z obranej ścieżki. I że służba zawsze będzie dla mnie tak ważna jak teraz. Że będzie całym moim życiem.


- Faceci zawsze wracają gdy dziewczyna, którą kochają o to poprosi.
Tak działa mózg faceta. No powiedz, że nie!
- Czyli uważasz, że faceci to idioci, bo są ufni i wam wierzą?
- Tak. Bo dziewczyny to wredne, fałszywe suki.  

niedziela, 18 września 2011

Codzienność

Postanowiłam, że nie będę się nad sobą użalać
przy czym dzisiaj cały dzień walczę żeby tego nie robić.
Bo czy to coś zmieni?
Powinnam wyjść w świat i w pełni cieszyć się życiem.
Powinnam...

... zająć się czymś...
Choćby człowiek stanął na rzęsach nie da się wypełnić całego czasu
na tyle by nie mieć czasu na myślenie. Po prostu zwyczajnie się nie da i już.
Ba nawet gdy jest coś czym powinnam się zając, przykładowo nauka z chemii
to i tak nie jestem się w stanie na tym skupić.
Z utęsknieniem czekam na przyszłą sobotę, bo wiem, że nie dość, że będę
cały dzień na tyle zajęta by nie mieć czasu na myślenie to do tego wrócę
na tyle zmęczona, że od razu pójdę spać i nie będę się tak jak codziennie
obracać z boku na bok.


Czym wypełnić dni?
Najbardziej dobija mnie to, że nic z tym nie zrobię
'' Jestem jedną z tych co się nie narzuca i woli dusić uczucia w sobie''
a zresztą i tak nic nie mogę zrobić

sobota, 17 września 2011

Służba

No cóż. Gdy weszłam do domu padłam do łóżka i wstałam dopiero teraz.
Już dawno nie byłam tak ściorana.
Po miesiącu nic nie robienia ciężko się nagle przestawić na wstawanie 5-6 rano,
intensywne działanie przez cały dzień, powrót do domu o 23 i weź człowieku się jeszcze poucz
w tzw międzyczasie.
No ale mimo tego, że momentami nie mam chwili dla siebie dobrze mi z tym
i najchętniej robiłabym jeszcze więcej, bo wtedy nie miałabym w ogóle
czasu użalać się nad sobą. Może zacznę jeszcze szydełkować, książkę pisać
czy coś.

I gdyby nie to, że prowadzę zastęp to bardzo chętnie wzięłabym się za zuchy,
bo w końcu dorosłam do tego by nie mordować nadmiernie aktywnych
i wnerwiających 8 latków, a zuchy są fajne, bo gdy z nimi pracujesz
to namacalnie czujesz jak inni są szczęśliwi gdy coś dla nich robisz.
Praca z dziećmi choć męcząca i wymagająca naprawdę dużo cierpliwości
daje niesamowitego powera.
Może za rok.

Jestem szczęśliwa gdy działam i czuje, że ''robię innym dobrze''.
Po za tym gdy działam to nie mam czasu na użalanie się nad sobą
i bycie typową nastolatką z problemami, których ''nikt nie rozumie''.
Kurcze nie ja jedna na świecie mam problemy, więc nie ma co
się nad sobą użalać. Niech mnie ktoś kopnie gdy znowu zacznę to robić.
Jestem potrzebna, niezastąpiona na swoim polu, pomagam, realizuje się.


Zapowiadają się intensywne dni. Tony nauki, sprawdzianów,
plan pracy dla zastępu do napisania, piątkowa zbiórka ponaborowa, sam nabór,
sobotnia całodniowa zbiórka, ognisko, muszę zaplanować samotną wędrówkę,
wziąć się za kończenie sprawności Pływaka Doskonałego
(500 m do przepłynięcia... owszem w podstawówce, to nie byłby najmniejszy problem
ale to było 20 kg temu), wziąć się za konfitury do Mistrzyni Cukiernictwa
i to szybko zanim mi się sezon skończy, jeszcze po drodze msza Sybiraków,
muszę pouczyć Pawła, Wojtka i Were pływać i znaleźć czas na lekcje
gry na gitarze, jechać na samotną wędrówkę, przeczytać lektury z polskiego,
nadrobić zaległości z chemii no i pracować nad sobą.
No i momentami byłoby fajnie tak się przespać parę godzin.
Zapewne w początkach października padnę na twarz i będę spała cały tydzień,
po czym gdy wszystko się uspokoi będę się nudziła i żałowała,
że te tygodnie intensywnej pracy nie trwały dłużej.
Owszem gdyby sprawy potoczyłyby się tak, że przykładowo
przez dwa miesiące bym intensywnie działała nie mając 5 minut dla siebie
i dając z siebie 200 % to bym się wypaliła.
Ale tak od czasu do czasu lubię sobie zawalić harmonogram,
bo działanie jest fajne ;)

Nie jestem idiotką, wiem, że dzisiaj jest świetnie, bo dzisiejsza akcja
była niesamowicie pozytywna i mimo tego, że mnie wykończyła
to mogłabym robić takie rzeczy codziennie i że zapewne jutro, pojutrze
znowu mogę wpaść w dołek, bo generalnie jestem teraz na emocjonalnej
kolejce górskiej i to, że uciekam przed myśleniem o pewnych sprawach
to wcale nie znaczy, że one wcześniej czy później mnie nie dopadną
ale na razie jest dobrze więc cieszę się chwilą póki trwa
i mimo zmęczenia biorę się za oglądanie Pamiętników wampirów,
bo miło popatrzeć sobie na problemy innych mimo, że ich problemy
są fikcyjne.
A jutro siądę z kalendarzem i ołówkiem i zaplanuje sobie czas tak, by się
nie wykończyć ale też nie mieć za dużo niewykorzystanego czasu.

piątek, 16 września 2011

Refleksyjnie

Usiądzie sobie cichutko w kąciku,
zapatrzona w fiolet nieba
Wody kropli, kromki chleba
i uśmiechu nieśmiałego, zapatrzona w jego oczy
słońce po niebie nieśmiało się toczy

Kolejny dzień mija, kolejny się zacznie
Płynącą łzę obetrze nieznacznie
Nie jest dość silna.
Wszystko się sypie, wciąż się rozpada
miała być twarda, a ciągle upada
Zgubiła swą drogę
Nie słyszy ptaków, nie słyszy strumienia
Zamknięta wpadła w rutynę cierpienia.


Wszystko było tak proste, tak stałe
tak śmiesznie zbyt błahe, trywialne, zbyt małe
Trochę zbyt proste by trwało zbyt długo

Żyła nadzieją, snami, ułudą.

środa, 14 września 2011

Broken

Uśmiecham się. Mój uśmiech jest szczery.
Znowu jestem radosną, pogodną Kundzią.
Szalejącą z Agatą i zażerającą się pizzą XXL
mimo tego, że obydwie jesteśmy na diecie.

Usłyszałam niedawno, że jestem uważana za osobę pełną siebie.
Nic bardziej mylnego.
Pod pozorami radosnej, wrednej, wariatki kryje się mała, nieśmiała, rozbita dziewczynka.
Która boi się jutra.

I owszem jestem pogodna, omijam życiowe rafy, pracuje nad sobą, realizuje cele, plany.
Idę z uśmiechem na ustach i uśmiechem zarażam innych.
Ale gdy idę biegać na tą jedną godzinę pozwalam sobie się rozpaść.
Dni mijają, a ja każdego dnia biegnę tą samą ulicą, w to samo miejsce
siadam, patrze w gwiazdy i żałuje, że wtedy pół roku temu
pozwoliłam sobie znowu stać się podatną na zranienie.
Każdego dnia siedząc we łzach chciałabym wierzyć, że tam gdzieś w górze
jest Bóg, który ma dla mnie plan, którego nie dostrzegam
i że ten plan jest dla mnie dobry, że będę szczęśliwa.
Że nie jestem zdana tylko na siebie.
I każdego dnia coraz bardziej się boję, że spełni się to o czym teraz nawet boję się myśleć.
Że myśli spychane w ciągu dnia, o których wręcz zapominam, znowu zawładnął moim życiem.
Że każdego dnia będę się budzić i nienawidzić nowego dnia.
Że moje życie będzie polegało tylko na tym by przetrwać, przetrwać bez łez
i nie rozpaść się do końca.

Kogo ja oszukuje? Samą siebie? Na co liczę? Na cud?
Albo gorzej, na litość?
Powinnam sobie odpuścić.

A co gdy przyjdzie zima, spadnie śnieg i nie będę mogła
na tą jedną godzinę uciec i się wypłakać?
Gdy będę musiała zmierzyć się sama ze sobą?

Porwał mnie Dziki Gon, a ja nie umiem się uwolnić.





Dziękuje K. za podrzucenie mi tej piosenki.

wtorek, 13 września 2011

Szkoła charakteru

Człowiek rano sobie siada, piję kawę, przegląda walające się po stole papiery po czym otwiera gazetkę Oskardowską i...




Wczoraj mimo koszmarnego samopoczucia ruszyłam dupsko i cały wieczór spędziłam rozdając ulotki i rozwieszając plakaty reklamujące Dzień Dawcy Szpiku Kostnego:
Klik

i zapewne całą sobotę spędzę jako wolontariuszka na tej akcji
ale jakoś nie przeszkadza mi to.
Przynajmniej mogę zrobić dla innych coś dobrego.


Już człowiek nie może nawet spokojnie hodować swojego garba
w drodze do szkoły...



Wieczór spędzony z Agat.
I w końcu jakaś konkretna decyzja odnośnie
mojej nauki gry na gitarze.
Zaczynam od poniedziałku.
Ludzie trzymajcie kciuki.



Po prostu ręce mi opadły gdy przechodziłam przed chwilą obok kościoła.
Była jakaś msza i szedł pochód z figurką Maryi na przedzie.
Średnia wieku: +50.
Ilość podbródków księdza: jakieś 3
To bardzo dobrze pokazuje jak bardzo dzisiejszy Kościół
upada.
Bo co się z nim stanie gdy ''moherowa armia'' przestanie być
w stanie uczęszczać na msze?
I co się stanie gdy księża przestaną mieścić się w drzwiach... -.-
Tak żyją wręcz w ubóstwie
jak to się żalił w zeszłym roku mój ksiądz z religii.
Państwo tak prześladuje Kościół, że księża są coraz biedniejsi.
Tak to dlatego mój ksiądz ma telefon dotykowy z dostępem do internetu...
No naprawdę ubóstwo...


Po raz pierwszy w życiu tyle się męczyłam nad tłumaczeniem piosenki.
Gdy weszłam na tekstowo i zobaczyłam tłumaczenie
''Make it stop''
to momentalnie wzięłam się za poprawianie i okazało
się, że ta piosenka jest masakryczna do tłumaczenia.
Nie jestem z mojego dumna ale jest lepsze niż to co jest w chwili obecnej.
Pozostaje tylko czekać aż je opublikują.

Uwielbiam tą piosenkę. Za tekst. Za przesłanie. Za melodie. Za wszystko.
Zdecydowanie za mało jest piosenek, które poruszają sprawy trudne i nie boją się z
nimi zmierzyć.

Moje ego się podniosło :)
Po tym jak dowiedziałam się od Leszka, że punktowy był ze mnie dumny,
że pokonałam swój lęk wysokości.
Po tym jak Leszek docenił, że nie marudziłam przez całe manewry.
No i po tym jak chłopak o którym zawsze sądziłam, że mnie nie lubi
na mój widok ucieszył się i podszedł się przywitać :)

W ciągu ostatnich dni powoli zaczynam się uczyć bycia zawsze pogodnym
i pokonywania trudności z uśmiechem na ustach.
Zdecydowanie ostatnie tygodnie zahartowały mój charakter.
Choć jednocześnie uświadomiłam sobie jak bardzo boję się odpowiedzialności i
podejmowania decyzji na własne ryzyko.
Nawet bycie zastępową mnie przeraża, a przecież nie mogę nią być nie wiadomo ile.
Owszem miło czasem jest sobie ''porządzić'' ale na dłuższą metę nie chce władzy,
bo wtedy będę musiała być odpowiedzialna nie tylko za siebie ale też i za innych,
a ja sama ze sobą sobie nie radzę.


BŁAGAM NIECH KTOŚ MI DA KORKI Z CHEMII
I TO SZYBKO.

 ''Żyj z całych sił
I uśmiechaj się do ludzi
Bo nie jesteś sam
Śpij, nocą śnij
Niech zły sen Cię nigdy więcej nie obudzi
 Teraz śpij''

niedziela, 11 września 2011

Pokonać strach

A więc.
Od piątku do dzisiaj byłam na Manewrach Techniczno- Obronnych w Bieruniu.
Świetna impreza, niezapomniana przygoda i wspaniali ludzie :)
No i Leśni zajęli I i III miejsce :)

Cóż ludzie obsługujący jeden z punktów na grze terenowej pewnie szybko nie zapomną mojej absolutnej paniki (jako, że mam paranoiczny wręcz lęk wysokości i mam czasem problemy z wyjściem na balkon) na wieść o tym, że mam przeleźć przez barierkę wiaduktu i dać się im opuścić na dół na linie. Generalnie zapewne bym się spuścić nie dała gdyby nie szantaż ze strony Weroniki. No ale jestem z siebie dumna, że przelazłam przez tą barierkę i nie wrzeszczałam ani nie piszczałam gdy zjeżdżałam w dół.

A no i w końcu mogłam być złą, wredną babą, która może sobie po rozkazywać, jako, że byłam patrolową.
Choć w sumie swojej ''władzy'' użyłam dopiero wtedy gdy faceci zaparli się by iść w inną stronę niż w tą, w którą chciałam iść ja. Przy czym punktowy (w dodatku ten od wiaduktu) cały czas mi dokuczał (''mam dwa latka dwa i pół'' oraz ''no i tupnij sobie nóżką''), ''Moje dzieci'' mnie nie słuchały więc skończyło się na tym, że szli później cały czas w szyku i w idealnym milczeniu.


Co ten weekend mi dał...
Poćwiczyłam cierpliwość, jako, że mój brat po 15 minutach zaczął narzekać, że go nóżki bolą i jest głodny i narzekał tak od godziny 10 do godziny 17.
Pokonałam mój paniczny lęk przed wysokością.
Powoli pokonuje mój paniczny lęk przed pająkami.
Pobawiłam się w strażaka ;)
Pobawiłam się w ASG ;)
I w końcu naładowałam baterie :)
W czasie tego wyjazdu odnalazłam spokój, którego tak ostatnio potrzebowałam.
Plus wychodzi na to, że z moich licznych problemów zostały do rozwiązania tylko dwa.
Kij z tym, że są one najtrudniejsze ale przynajmniej wiem, że nie jestem sama i że mogę
liczyć na wsparcie od naprawdę wielu ludzi :)

A teraz wrzucam Endgame na telefon, jako, że wcześniej gdy przesłuchiwałam tą płytę,
byłam w takim stanie ducha, że nic do mnie nie docierało,
wyłączam komputer
wsadzam w słuchawki w uszy i idę biegać :)


Czuwaj!

wtorek, 6 września 2011

Wędrówka do sukcesu

Strasznie się bałam, że książki pisane przez Baden-Powella okażą się dla mnie za trudne i że po prostu ich nie zrozumiem. A tu niespodzianka... ''Wędrówka do sukcesu'' jest świetną książką, która wciągnęła mnie od pierwszej strony i coś czuję, że ją sobie kupię i będę do niej sięgała za każdym razem gdy nie będzie mi się w życiu układać.
Żałuje, że wcześniej nie postarałam się jej zdobyć. Ona jest idealna na ten moment mojego życia.

Standardowo jak to Kundzia dałam się ponieść emocjom i zamiast opanować swoją chandrę i ból głowy do którego zaczynam się powoli przyzwyczajać to plotłam co mi ślina na język przyniosła i byłam wnerwiająco niekumata. Gdy tak na siebie patrzę teraz to sama siebie bym udusiła...

Czemu już drugi raz gdy mam życiowe dylematy to w lesie za Czterema porami roku, czy jak to się to osiedla nazywa, płonie ognisko?


Nie wiem czemu Leśni stanęli na mojej drodze ale gdyby nie mój powrót do harcerstwa ja bym utonęła, zgubiła samą siebie i stoczyła się na dno.

''Nawet najciemniejsza przeszkoda ma swą jasną stronę. Jest też nagroda dla tych, którzy aktywnie pracują, aby osiągnąć sukces, zamiast biernie dryfować ku klęsce. W ten sposób kształtujesz charakter - gdy omijasz ''rafy'' symbolizujące przeszkody, by osiągnąć cel, którym jest szczęście. Widzisz tę gwiazdę wysoko na niebie? Ustaw swój szlak wędrówki na nią. Weź tę gwiazdę na swą przewodniczkę.
Innym słowem - MIERZ WYSOKO!"
 Wędrówka do sukcesu
Wieczorne Ogniobranie
 
Kiedy cisza świat zaległa
Bóg rozpostarł tren ciemności
I gdy gwiazdy w noc wybiegły
Szukać ciepła swej światłości
Śpiewam do was i do nieba
Że przyjaźni mi potrzeba
Płomiennego ogniobrania rąk przyjaciół
I kochania i kochania
Kiedy wieczór nas połączył
Z rąk do serca mkną iskierki
I gdy oczy są wpatrzone
W płomień szczęścia i podzięki
Kiedy przyjaźń w nas rozkwita
Czas zatrzymał sie zbawiony
I gdy rozstać się nie chcemy
Świat jest w duszach uwięziony


sobota, 3 września 2011

Upaść jest łatwiej niż wstać

Koniec użalania się nad sobą. Postanowiłam wstać. Walczyć.
Jutro zawiśnie u mnie w pokoju Prawo Harcerskie. Z podkreślonym najtrudniejszym punktem.
Harcerz jest zawsze pogodny. 
Użalanie się nad sobą nie ma sensu. Do niczego nie prowadzi. Potrzebowałam paru dni by to zrozumieć.
Dziś pod wpływem impulsu postanowiłam pobiegać. Stare, wygodnie buty, ''This I love'' w słuchawkach i ciepły, pogodny wieczór.
Postawiłam przed sobą cel. Dobiec do harcówki. No i dobiegłam.
Po tylu dniach użalania się nad sobą i wżerania czekolady nie było to wcale takie proste.
Gdy biegałam zobaczyłam w lesie ognisko. To było zwykłe ognisko jakiejś tam grupy nieźle już zresztą pijanej. Ale nie liczyło się kto tam siedział. Ważny był ogień.
Przypomniały mi się warsztaty wędrownicze, biwak, wędrówki, obóz.
Przypomniała mi się noc z obozu. Noc w czasie, której tyle osób złożyło Przyrzeczenie, właśnie przy blasku ognia.
Ja przykręcająca Gosi Krzyż trzęsącymi się rękami i przeraźliwy szept Szczypa, żebym czasem go nie upuściła.
Trzęsąca się Miśka.
Zdziwienie Bartka. Szok, że on już dostaje Krzyż. Że uznano go za gotowego.
I przypomniało mi się moje Przyrzeczenie.
Grono przyjaciół.
Ognisko, las, jezioro.
Mój szok, radość. Zdecydowanie, że chce iść tą drogą. Tak ''mam szczerą wolę''!
Po czym okres buntu. Krzyż porastający kurzem.
Po co mi harcerstwo? Są inne drogi, prostsze!
Szara codzienność.
A potem pierwsza zbiórka u Leśnych.
Śpiewanki, gitara.
To za czym tak tęskniłam
Wróciły wyjazdy, las ''ogniska blask, przyjaciół krąg,
płonące serca i uściski rąk.''
I znowu zaczęłam iść trudniejszą drogą. Ba, trudniejszą niż w moim wcześniejszym harcerskim życiu.
Trudniejszą, wędrowniczą.
''droga wędrownika nie zawsze jest łatwa, często jej wyboje i zakręty mogą nas zniechęcić do dążenia do celu z pomocą Harcerskich Ideałów. A czymże jest cel wędrownika ? Osiągnięciem szczęścia...''
Szkoda, że osoba, która napisała te słowa, teraz sama siebie nie słucha...

To były trudne dni. O mało nie przekreśliłam tego wszystkiego co osiągnęłam przez ostatnie pół roku.
Dziś, biegając, a potem siedząc przy harcówce i patrząc w gwiaździste niebo doszłam do wniosku, że nie chce by moje życie znów było szare i monotonne. Że potrzebuje wyzwań. Potrzebuje gór. Potrzebuje trudniejszej drogi. I że nawet jeśli będzie ciężko to dam radę. Dam radę, bo mam ludzi, którzy mnie wesprą i mam drogowskaz. Krzyż. Gdybym znowu się go wyrzekła i schowała do pudełka to byłoby tak jakbym wyrzekła się przyjaciela. A tak się nie robi.
Nie ważne jakie zakręty los postawi na mojej drodze. Kto powiedział, że życie ma być łatwe?
Dam radę. Dam radę, bo mam cel w życiu. Dążenie do szczęścia. Dążenie do ideałów.
Do życia w zgodzie z samą sobą.
A harcerstwo jest czymś co pomaga w osiągnięciu tych celów.

Bieszczadzkie wspomnienia
Tam, w Bieszczadach, nad Wetliną
Te obozy to nie sny
Tyle rajdów już przeżyłeś
Zapomniałeś, a przecież ty
Tyle kilometrów masz za sobą
Tyle ognisk, biwaków i tras
Tyle lat wędrówki wspólną drogą
Więc dlaczego chcesz zostawić nas
Życie płynie, czas ucieka
Obowiązków masz już dość
A na ciebie ciągle czeka
Tych bieszczadzkich lasów moc
Wspominając tamte lata
I te wszystkie inne dni
Rogatywka, mundur, mapa
Niech przypomną one Ci.

Nasze hasło brzmi „błękitne niebo”, ponieważ pod błękitnym niebem, w świetle słońca spędzimy nasze życie i nasze myśli są błękitnego nieba, to znaczy radosne, a kiedy są chmury, wiemy, że błękitne niebo jest poza nimi i ukaże się znowu. Chcemy uczyć się życia pod gołym niebem, bowiem tylko tam sprawnie ukształtujemy nasze ciała i uszlachetnimy nasze dusze...
Ernest Thomson Seton

piątek, 2 września 2011

Cena przetrwania?

I przetrwałam. Kolejny dzień. Uśmiechałam się, plotkowałam, byłam miła. Starałam się jej nie ignorować, ba traktować jak koleżankę. I starałam się to robić szczerze.
Ale i tak jej słowa mnie niszczą. Gdzieś tam w głębi rozgadanej, roześmianej Kundzi kryje się cień.
Powinnam dostać oskara. Nikt nie zauważył.
Ludzie widzą tylko to co chcą widzieć. Gdy pytają co u ciebie tak naprawdę nie chcą usłyszeć, że jest źle.

Agat. Jesteś absolutnie najlepsza. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła.


Wczoraj nadeszła w końcu chwila w której musiałam zmierzyć się ze swoją decyzją o odejściu. Rozmowa z Druhem choć długa tak naprawdę nie zmieniła mojej decyzji. Owszem, jesteśmy już dużymi dziećmi. Mogę z nimi szczerze porozmawiać ale to i tak nie znaczy, że wybaczę.
To i tak nie znaczy, że wszystko będzie dobrze.
No i moja decyzja ma nieco głębsze podstawy niż kłótnie.
Choćby to, że po moim ostatnim dogłębnym zastanowieniu się nad sobą doszłam do wniosku, że choćby na przyszłorocznym obozie ja nie dam sobie rady. Wątpię żebym zmieniła się aż tak. A jestem zupełnie pewna, że będę miała więcej problemów, obowiązków, więcej rzeczy na głowie niż w tym roku, a w tym roku ledwie sobie dałam radę!
No i jest jeszcze jeden powód o którym nie będę mówić głośno.
Który wczoraj u Druha nie chciał mi przejść przez gardło.
Mimo tego, że to tak naprawdę tajemnica Poliszynela to i tak mi ciężko o tym Druhowi powiedzieć.

Jest mi jakoś tak głupio po prostu i tyle.


Dzień po dniu oswajam się z myślami. Wmawiam sobie, że wszystko będzie dobrze. Część mnie mówi: Wstań! Działaj! Ale ja i tak się poddałam i poddaje dalej. Bo wiem, że nie będzie tak jakbym chciała żeby było. Po za tym nie mam dla kogo, bo dla samej siebie nie jestem już nic w stanie zrobić.