poniedziałek, 19 marca 2012

nie pamiętam?

''Ale kiedy człowiek dorasta, to traci też przyjaciół - jeśli ma szczęście, to tylko tych niewłaściwych,
którzy może nie są tak dobrzy, jak się o nich kiedyś myślało. Jeśli masz szczęście, to uda ci się
utrzymać tych, którzy są prawdziwymi przyjaciółmi, tych, którzy zawsze przy tobie trwali... Nawet
jeśli tobie się wydawało, że nie trwają.''
PK
Meg Cabot
Za każdym razem gdy słyszę zdanie w stylu ''zacznij od siebie'', ''wyciągnij rękę'', ''postaraj się'',
to mam ochotę krzyczeć. Jestem tylko człowiekiem. Nie można wymagać ode mnie anielskiej
cierpliwości i bezgranicznej miłości do bliźniego. Nie jestem ''dzieckiem kwiatem''. I nigdy nie będę. 
Bo owszem można pracować nad sobą, stawać się lepszym, uczyć się panować nad swoimi emocjami
etc. ale niektóre cechy charakteru są zbyt głęboko zakorzenione by się ich pozbyć. Poza tym
gdybyśmy zmienili cały swój charakter to czy nadal bylibyśmy sobą?

Tak sobie przeglądam blogi od znajomych i jedno mnie martwi.
Rozpaczliwa chęć brzmienia głęboko sprawia, że ludzie tworzą dziwne zbitki wyrazów, które 
są kompletnie bezsensowne. Czytając niektóre wypowiedzi przypomina mi się książką,
którą niegdyś czytałam i nie przetrwałam nawet przez pierwsze dwie strony, bo zdania w stylu
'' jej głowa była lekka jak jedwab'' zbyt mnie wytrąciły z równowagi. No albo opisy drzewek,
pagórków, zamku i generalnie okolicy wciśnięte w sam środek opisu ''brutalnej'' sceny zabójstwa.
No ale cóż. Krytykiem literackim nie jestem i widać się nie znam.

Jakoby posiadam zdolność łatwego wyrażania myśli. Tia. Chciałabym.
Moja wypowiedź na włoskim zawierała głównie aaaeeeyyuuu.
A może to co mi w głowie zostało uaktywnia się tylko na polskim, a na pozostałych
lekcjach jest zwyczajnie uśpione?

Jak na osobę nietowarzyską mam zdecydowanie zbyt dużo znajomych.
Nawet nie mam czasu zamknąć się w domu z książką nad czym niesamowicie ubolewam.

Niektóre rzeczy przemijają ale niektóre zdają się być zbyt trwałe by tak po prostu zniknąć.
Wydawać by się mogło, że różnica charakterów, odmienne grono znajomych i różne szkoły
sprawią, że przyjaźń moja i Kamili od tak się rozpadnie. A jednak się jakoś trzyma.
Sporo naszych dalszych i bliższych znajomych nigdy nie potrafiło tej przyjaźni zrozumieć.
Jak tak popularna osoba jak Kamila może zadawać się z takim wyrzutkiem społecznym jak ja?
Jak widać może. I to od jakiś hmm... 11 lat.

Siedzenie na ławce przy górce K i podziwianie nowego pokolenia dzieci skate parku
zawsze spoko. 
I generalnie ja przeżywająca widok dwunastolatek z makijażem petem w jednej ręce i piwem
w drugim. 
Masakra.

Wieczorem zrobiłam coś czego nie robiłam jeszcze nigdy, a mianowicie wykradłam się w domu
korzystając z tego, że gdy mój brat śpi to nie obudzi go kompletnie nic. Mogłabym w pokoju imprezę
wyprawić, a on by nawet nie zauważył.
Wykradzione pół godziny poświęciłam tej największej na świecie wariatce zwanej Agatą,
która przeżywa kryzys osobowościowy związany z kończeniem gimnazjum.

A no i pozdrowienia dla dzieci McDonalda czytaj Wirgi i Piotrusia. 

Kamila dziękuje, że wciąż jesteś.
Agat dziękuje, że wciąż otwierasz mi drzwi ;)

I've been treated so wrong,
I've been treated so long
As if I'm becoming untouchable
I'm a slow-dying flower
In the frost-killing hour
Sweet turning sour and untouchable
I need the darkness, the sweetness, the sadness, the weakness
Oh I need this
I need a lullaby, a kiss goodnight, angel, sweet love of my life
Oh I need this




Nie pamiętam żebym płakała. Nad brzegiem Wisły. Upojona pierwszymi promieniami wschodzącego
słońca. Nie pamiętam łez. Wyparły je z moje pamięci fale leniwie obmywające mi stopy.
A może wcale nie płakałam? Byłam przecież szczęśliwa. W tych ostatnich godzinach przed burzą.
Pamiętam. Wschodzące słońce nadało niebu różowy odcień. Ostatni dzień gdy potrafiłam się tym 
cieszyć? Na pewno ostatni w którym potrafiłam tańczyć boso nad brzegiem rzeki w rytm 
melodyjnego śpiewu ptaków dobiegającego gdzieś z pól nie zastanawiając się nad tym co zostawiłam z tyłu,
bo wtedy wciąż wierzyłam, że moje życie jest na tyle trwałe, że nie muszę wciąż go piastować
i  trzymać, by nie uciekło mi między palcami. 

2 komentarze:

  1. Hmmm, tyle spraw poruszasz w poście, że sam nie wiem do czego się odnieść. Może do sprawy, która pociąga mnie najbardziej, czyli do wyrażenia siebie w słowach. Widzisz, każdy z ludzi ma swoją świadomość istnienia słów i budowy z nich zdań. Tyle, że jedni robią to odruchowo, genetycznie wyczuwając fałsz i niepoprawność sformułowań. Inni zadowalają się schematami, których pełno w języku. Gotowych formuł, które bez świadomości używają po to, by zaistnieć w sferze rozmowy. Wszak im większy hałas, tym podnosi się prestiż własnej osoby, inteligencji, czy czegoś tam między uszami. I teraz powstaje pytanie - czy równać z ziemią i piętnować? Chciałoby się nie raz i nie dwa. Ale bądźmy szczerzy, choć razi nas "głowa lekka jak jedwab", to wolę się uśmiechnąć nad takim tekstem widząc nieporadność wyrażania myśli i budowy świata, niż czytać, że: "mam ciągle wyjebane na wszystko, bo zło mieszka we mnie i wszystko niszczę na swej drodze i jesteś papuśna i lofciam cie. Więc...? Cenne jest to, że ktoś próbuje. Nieporadnie, z mozołem, układać swoją drogę ze słów, może nie zawsze tych najszczęśliwszych. Gorzej z tymi, którzy nie wyjdą nigdy poza kanon loffciania i schematu. Ale czy wszyscy muszą? Ktoś w końcu musi czytać książki, które kiedyś napiszemy... ;) Pozdrawiam - WN

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm. Owszem na pewno cenniejsza jest próba wyjścia poza schemat niż trzymanie się go, bo tak jest... łatwiej, modniej ale taki już mój charakter, że nieporadne sformułowania budzą częściej we mnie irytacje niż uśmiech. No i chęć przywalenia autorowi słownikiem języka polskiego w momentach gdy zdanie wygląda jakby ktoś posklejał je ze słów mądrze brzmiących, kompletnie nie przejmując się ich znaczeniem.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń