niedziela, 21 października 2012

Shinedown

Depresja pokoncertowa trwa.

Generalnie trochę obawiałam się jechać z gromadą studentów (ba już nawet nie studentów tylko ludzi mających obronę w tym roku) ale muszę przyznać, że jakoś nie czułam tej różnicy wieku między nami.
Na szczęście nie byli to ludzie, którzy na każdym kroku podkreślają jacy to są dorośli, a ze mnie jaka to gówniara. Nienawidzę tego. A szczególnie gdy są ledwo, ledwo starsi.
Ekipa świetna, z miejsca się zgraliśmy.
No a koncert był jednym z najlepszych na jakim byłam. Wokalista śpiewał dokładnie tak samo jak na płycie, zespół dawał z siebie wszystko, a tłum krzyczał, skakał i śpiewał jak opętany.
Ja chcę jeszcze raz!

Supporty sprawiły się całkiem nieźle, nagłośnienie dawało radę, a klub choć malutki nie sprawiał klaustrofobicznego wrażenia.

Nocowanie w poczekalni dworcowej, a potem jeżdżenie metrem tam i z powrotem żeby zabić czas zawsze spoko <3














na koncertach brzmią dużo lepiej niż na singlach. smutne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz