czwartek, 7 czerwca 2012

wszystko i nic

Przez ostatni miesiąc wybierałam łatwiejszą drogę i byłam z siebie niesłychanie dumna. Wybrałam łatwiejszą przyjaźń, brak pokus, a gdy mimo wszystko się łamałam to przecież nie była moja wina tylko okoliczności.
Przymykałam oczy na to, że ''przyjaźń'', którą sama sobie wybrałam jest przyjaźnią złudną, działającą tylko w jedną stronę. Przyjaźnią, która głownie bierze, a mało daje w zamian.
I cóż mi z tego przyszło? Kac moralny i złość na samą siebie.
Przymykanie oczu na przywary naszych drogich ''przyjaciół'' na dłuższą metę nie działa.

Znowu powrócił wczoraj temat dorosłości...
Dorosłość.
Trywialnie postrzegana jako dowód w kieszeni.
Gdy słyszę zdanie ''jaka ja jestem/czuje się przy was dorosła/ dorosły'' to wszystko się we mnie gotuje.
Co jak co ale macdonald nie jest miejscem w którym rozmawia się o jakże to trudnym, dorosłym życiu
ale raczej plotkuje się beztrosko o błahostkach przy kartonowym kubku kawy.
Poza tym wbrew pozorom mamy jeszcze czas żeby dorosnąć.
Nie oszukujmy się. Dowód w kieszeni nie znaczy, że jesteśmy dorośli.
Dorosłością nie jest też stawianie wszystkiego na jedną kartę i ucieczką przed problemami z domu rodziców
w wielki świat.
Dorosłością nie jest to durne piwo, które można legalnie kupić w sklepie by zapić problemy.
Ba ja uznałabym to raczej za niewybaczalnie dziecinne.
Zdefiniuj dorosłość. Czym jest? Życiem na własny rachunek, walką o byt, martwieniem się o dach nad
głową?
Tylko?
Bo wiesz ja sądzę, że dorosłość to także coś głębszego.
Ale... nie mi o tym mówić.
Wszak jestem dzieckiem.
(i tak wiem, że się powtarzam ale ten temat ciągle wraca. niczym bumerang)


Za każdym razem gdy usiłuje hamować czyjeś działanie spowodowane emocjami lub wytykam skutki
jakie ów działanie przyniesie w przyszłości spotykam się z zarzutem, że udaję dorosłą.
Cóż. Zdarza mi się.
Pierwsza kamieniem nie rzucę, bo jakże często dziecinnie unoszę się złością, a potem żałuje słów i czynów.
Ale czy znaczy to, że mam bezczynnie patrzeć gdy ktoś popełnia moje błędy?
Zarzucono mi wtrącanie się bez przyczyn i powodów. Bez prawa do tego.
Mimo wszystko wole być postrzegana jako wredna suka czy nadęta harcereczka, która usilnie stara
się być dorosła niż później mieć okazje do powtarzania w duchu ''a nie mówiłam''.


I dopiero teraz zaczynam rozumieć. Dopiero gdy sama stanęłam przed taką sytuacją.
I ujrzałam samą siebie wczoraj. Uparcie walącą głową w ścianę mimo przestróg.
I zrozumiałam czemu uparcie odciągają mnie od tej ściany mimo mojeg braku wdzięczności,
mimo tego, że ciągle do tej ściany wracam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz