wtorek, 14 lutego 2012

i tak nie pójdę do nieba

Społeczeństwo blogowe i facebookowe podzieliło się dziś na 3 grupy.
  1. Nienawidzę walentynek
  2. Walentynki jeeee super <33 ;***
  3. Mam dzisiejszy dzień gdzieś
Wszystkie trzy grupy zaiste są barwne, a ich argumentacja doprowadza czasem do łez
i bynajmniej nie są to łzy wzruszenia.
Najbardziej podoba mi się grupa numer 3, która podkreśla na każdym kroku jak bardzo
ten dzień ich nie obchodzi. No tak. Przecież jakby napisali wprost, że nienawidzą walentynek
to ludzie by pomyśleli, że czują się samotni.
(tak wiem nie wszyscy mieszczą się w podanych tu kategoriach)

Cóż. Pozwólcie, że ja się wstawię do ramy numer 2 jako, że Walentynki stały się pretekstem by się
nad sobą poużalać wżerając puszkę masy krówkowej,
no a jako, że pojutrze jest tłusty czwartek to wychodzi na to, że cześć suchy chlebie i wodo
w dniu jutrzejszym <3

I tak sobie przeglądam ostatnio fotoblogi i przeglądam i jak tak patrzę na te sweet focie
czternasto czy piętnastoletnich emo dziewczynek z cyckami na wierzchu i to dosłownie
(tak się kończy robienie sobie zdjęć z góry w dekoltach po pępek i w za dużym, odstającym
staniku)
I tak sobie stwierdzam, że
''i don't wanna live on this planet anymore''




Odsuwam to jak najdalej w czasie ale jak długo mogę uciekać?
W końcu muszę stanąć z tym twarzą w twarz.
Co wzbudza we mnie lęk?
Wiem, że dramatyzuję i przesadzam ale nie potrafię nic na to poradzić.
A mundur sobie dynda na wieszaku i ten brązowy sznur na ramieniu
krzyczy żebym się w końcu wzięła w garść.
A mną na samą tylko myśl ogarnia panika. I to panika pozbawiająca oddechu,
zmiękczająca kolana.
''Nie dam rady''. ''Zawiodę.''
W mojej głowie jest głośniej niż na dworcu kolejowym.
Ciągle wynajduje jakieś usprawiedliwienia żeby przełożyć jakiekolwiek działanie
na jutro. A z jutra na kolejne jutro. Byle dalej.
Wszystko się we mnie gotuje na samą myśl o byciu zastępową, no ale cóż.
Wyboru nie mam.
Nie pozwolę sobie po raz kolejny poddać się, uciec.
Po za tym... gdybym znowu upadła to nie wiem czy pozostał ktoś kto pomógł by
mi wstać...


Zbyt wiele piwa nawarzyłam i teraz nie jestem w stanie go wypić.
Każda decyzja ma konsekwencje. Każdy upadek, wspinaczka, płacz i śmiech.
A ja upadałam i płakałam zdecydowanie za często.
Jakoby ''nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło''
Cóż. Zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz