sobota, 30 marca 2013

przyjaźń - poświęcenie?

Ostatnie dni były... trudne.
Ale też pokazały kto jest tym przysłowiowym przyjacielem, który o 4 rano po odebraniu telefonu leciałby ratować czyjś tyłek do przysłowiowego więzienia w Gwatemali, a kto stwierdziłby, że -wkopałeś się to masz pecha, idę spać.
Z ludzi w nietypowych sytuacjach wychodzą te najgorsze i te najlepsze cechy.
Przykro mi, że osoba po której owszem nie spodziewałam się jakiegoś niesamowitego charakteru, która całą sobą symbolizuje typową ''blondynkę'' ( z góry przepraszam wszystkie blondynki, ja sama nią jestem), którą jednak mimo wszystko uważałam za (jakkolwiek staroświecko to zabrzmi) dobrego człowieka, okazała się być tak... parszywą, pozbawioną jakąkolwiek empatii, niedojrzałą, egocentryczną osóbką.
Która swoje i tylko swoje problemy stawia na piedestale. Która ma na tyle krótką pamięć by nie pamiętać jak to z nią było rok temu. Która nie potrafi zrozumieć, że są sytuacje ważne i ważniejsze. Która co nie usłyszy to zmyśli lub sama sobie dopowie.
Nie znoszę ludzi, którzy dopasowują swoje zdanie do rozmówcy. Nienawidzę ludzi, którzy przyparci do muru nie potrafią swojego zdania bronić. Nie cierpię ludzi, którzy potem się płaszczą i są cukierkowo, ulepkowo słodcy, bo boją się samotności.


Trzeba myśleć co się mówi. Lepiej nie powiedzieć nic, niż udawać, że pozjadało się wszystkie rozumy.  Trzeba mieć pełny obraz sytuacji by oceniać. Trzeba rozumieć, że przyjaźń wybacza wiele ale są granice, których się nie przekracza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz