wtorek, 14 sierpnia 2012

Rower

Jestem w dzikiej desperacji! W. mnie do Pszczyny wręcz za przysłowiowe włosy wlecze i wygląda na to, że będę truchtać do Pszczyny per apostolus (jak to ładnie w jakiejś swojej książce Niziurski ujął), czyli z buta.
Rower; klamot parszywy ażeby się dziad rozpadł, przywleczony z Francji przez ojca działał bezproblemowo hmmm... nigdy! Najpierw klocki były zamontowane tak, że ja do dzisiaj się dziwie jakim cudem mój ojciec jeździł na tym rowerze skoro się przednie koło prawie nie obracało, potem się przetarła linka z tylnego hamulca, a teraz dla odmiany strzeliła linka z przedniej przerzutki. Z czego oni w tej Francji te rowery robią? Z papieru?! Pierwszy lepszy składak jest lepszej jakości niż ten klamot!
Mój brat, któremu musiałam tłumaczyć jak się przykleja łatkę na dętkę o rowerze wie tyle co się na technice nauczył jak na kartę rowerową zdawał. Moja wiedza zaś oprócz klejenia dętek obejmuje co najwyżej montaż odblasków na rowerze, a jak zaszaleje to nawet dzwonka. Nigdy mnie to jakoś nie interesowało, mój rower mi po miesiącu ukradli, a roweru brata przecież naprawiać nie będę. I tak jakoś minęły lata, a ja przy rowerze mało co umiem zrobić.
A wiec. Pora przejść do meritum.
Pilnie poszukuje kogoś kto mi tą durną linkę do tej jeszcze bardziej durnej przedniej przerzutki wymieni.
Płacić mogę ciastem orzechowym upieczonym wczoraj i dozgonną wdzięcznością, ewentualnie kawą w ziarnach ze Starbucksa, którą ktoś mający ekspres może sobie zrobić :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz