niedziela, 14 kwietnia 2013

ot koniec?

Zbytnio przesycone wszystko goryczą, żalem, pretensjami by od tak się dało nad tym przejść i iść dalej. Nie można od tak pogrzebać przyjaźni, postawić nagrobka z oschłym napisem ''umarło''. Ja nie chce. Ja nie potrafię. Ja zwariuje.
Zwariuje. Z braku uczuć. Bo czuje się pusta, wydrążona. Jakby coś umarło. Jakbym ja umarła nieumiawszy znieść tej całej nienawiści, niechęci i pogardy jaką sama do siebie czuje. Nie wyobrażam sobie, że jutro będę musiała wstać, uśmiechać się, udawać, że wszystko jest dobrze. Nie wyobrażam sobie mijania Jej na korytarzu niczym obcej osoby wówczas gdy moje serce, całe moje jestestwo wyrywa się do Niej, skupia się na Niej.
Źle pojęta duma, poddanie się namiętnościom i emocjom.
Ot przyczyna mojego upadku.
Jakże powszechna, jakże częsta, jakże bolesna mimo swej przewidywalności i powtarzalności.

''Bądź ze mną zawsze – w jakiej chcesz postaci – doprowadź mnie do obłędu! Tylko nie zostawiaj mnie w tej otchłani, gdzie cię nie mogę znaleźć! Och, Boże! Tego się nie da wypowiedzieć! Nie mogę żyć bez mego życia! Nie mogę żyć bez mojej duszy!''
Wichrowe wzgórza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz