sobota, 7 grudnia 2019

Skinny love

Masz co chciałeś. Pusty dom. Możliwości. Wolność. Ode mnie. Od naszej miłości.
Gdzieś w zakamarkach umysłu, którym nie pozwalałam dojść do głosu oczekiwałam pierścionka na palcu, a jedyne co mam to pustkę obok siebie gdy w nocy odruchowo sięgam żeby się wtulić. Chyba oszalałam. Jak mogłam pozwolić sobie chociaż przez sekundę liczyć na szczęśliwe zakończenie.
Idiotka. Kretynka.
Jeden szczęśliwy rok to było by zdecydowanie za długo.
Brakuje mi tchu.
Liczyłam na zbyt wiele, a gwałtowne pozbawienie marzeń boli jak cios w brzuch.
Dzielenia się opłatkiem, pocałunków pod fajerwerkami, nocnych spacerów po śniegu. Nie będzie tego. Koniec. Skończyło się.
Mam ochotę krzyczeć. Iść przed siebie i krzyczeć tak długo aż opadne z sił, aż nie będę czuć niczego, aż wyschną łzy. Krzyczeć, że wydarto mi serce, że chce je spowrotem razem z moją różą, która zniknęła znad okna.
Dziwne myśli nachodzą człowieka w czasie bezsennych nocy. Zamiast myśleć o przyszłości, o konkretach to mogłam myśleć tylko o róży. Gdzie jest, co się z nią stało. Czy skończyła na śmietniku, połamana jak ja? Wyrzucona. Już niepotrzebna, już niechciana. Kochałam tą różę. Kochałam ją jako symbol tego jak bardzo wtedy byłam szczęśliwa, jak bardzo wtedy byliśmy zakochani. Jak bardzo wtedy miało być na zawsze, po grób, jak mieliśmy walczyć o siebie nawzajem do utraty sił i jeszcze dłużej.
Telefon milczy. Z każdą sekundą milczenia pokazuje jak bardzo byłam naiwna, jak bardzo chciałam wierzyć w te miłość, jak bardzo wykreowałam sobie w głowie obraz, który wychodzi na to nigdy nie istniał. Do ostatniej sekundy liczyłam na wróć, na zostań, na cud. Nie nadszedł. A ja wciąż czekam i wiem że to bez sensu i wiem że żadna dawka bezsensownej wiary niczego nie zmieni, a wciąż czekam. I powtarzam sobie, że to nie jest zły sen i szczypie się i przygryzam wargi do krwi, a mimo to wciąż tak bardzo chciałabym żeby to był jakiś chory, cholerny koszmar z którego obudzę się w ramionach.
W życiu nie sądziłam, że to będzie boleć aż tak, dławić aż tak, ściskać żołądek aż tak, pozbawiać sił aż tak.
Nie sądziłam że aż tak się zakocham, że aż tak uwierzę w bajki o żyli długo i szczęśliwie. Może uda mi się zagłodzić ten ból. Czemu jestem takim tchórzem. Czemu nie potrafię tego skończyć. Po co mam trwać, po co mam istnieć skoro dzieci, którym zaczęłam już imiona wybierać nigdy nie zaistnieją?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz