sobota, 16 lutego 2013

Dryfowanie

Wróciłam. Przeżyłam. I cóż. Wciąż gór mi mało. Wciąż... Przestrzeni, ciszy, spokoju.
Jakoś ciągle się nie nasyciłam.
I dopiero teraz wróciwszy żałuje, że tak dużo czasu zmarnowałam na puste żale, na zły humor, na kłótnie i odgrywanie małego dziecka.
Byłam okropna i nieznośna przez ten tydzień.

I nadchodzi nieuchronna konkluzja; bawię się w harcerstwo, dryfuje, rozbijam się o skały z zamkniętymi oczami. Płytko traktuje ideały - wybierając te, które są najwygodniejsze.
I nawet nie mam ikry żeby odejść.
Nie nauczyłam się niczego, ten wyjazd nie dał mi nic, był i zgasł.
Bo też i pojechałam z nastawieniem takim, a nie innym.
Miał być ucieczką - stał się mordęgą.
A żale i przemyślenia przyszły zbyt późno i są zbyt słabe by cokolwiek się zmieniło.

Odliczałam każdą godzinę, każdy dzień. Każdy wschód słońca, który przybliżał mnie do kolejnej ''ucieczki'' - ucieczki z więzienia, które sama sobie wybrałam. Traktując Oźną jako schronienie dałam jej tylko kraty i klaustrofobiczną izolacje.


Nie powinnam była uciekać. Zawsze uciekam, zawsze upadam i zawsze płacze.

''-Już dość! Już dość! Już dość!
Odpędź czarne myśli
Porzuć błędny wzrok
Niech to wszystko zabierze już noc.''



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz