Wczoraj Czechowice (według mojego telefonu dalej tam jestem) i koncert Happysadu. Oczywiście jak to w moim świecie były dodatkowe rozrywki w postaci zepsutego pociągu. Nie powiem żeby to mnie jakoś zdziwiło. No cóż... PKP sobie ostatnio chyba jaja robi. Każdy pociąg spóźniony, jeden zepsuty, do Czechowic jechaliśmy jakieś 40-50 minut, gdy zazwyczaj się jedzie tyle do Bielska, przepełniony pociąg i drogie bilety. Jeszcze tylko rok i będę niezależna od PKP. No w każdym razie jeśli zarobie na reanimacje samochodu. Przy czym pewnie nawet jak wsadzę w niego kupę kasy żeby go postawić na nogi znając moje szczęście i tak się potem zaraz zepsuje.
Oto bardzo dobrze opisująca mój los sytuacja z Łysiny:
- Ten samochód jest pechowy. Spadł na niego zamrożony bigos z bloku i stłukł przednią szybę, po czym jak moi rodzice wymienili szybę to się zepsuł
- To nie samochód jest pechowy, to ty jesteś pechowa.
- Ja nie jestem pechowa!
( w tym momencie Kundzia dostaje w łeb piłką do siatkówki)
Dzisiaj osiągnęłam absolutne dno siedząc przed telewizorem i jedząc lody łyżeczką z pudełka.
Jeszcze trochę a będę jak Bridget Jones.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz