piątek, 5 sierpnia 2011

Hmmm

Z Agatą już od lat robimy tak, że gdy coś się wydarzy to do siebie dzwonimy.
Cóż... tym razem gdy jej zadzwoniłam, że Lepper się powiesił to stwierdziła, że bardzo śmiesznie i że mi nie wierzy i że to później sobie sprawdzi. Choć w sumie ja sama na początku nie uwierzyłam i stwierdziłam, że Onet sobie jaja robi.

Usiadłam do komputera z jasno ułożoną notką w głowie i teraz zapomniałam co chciałam napisać. Po czym gdy przeczytałam artykuł o śmierci Leppera i komentarze pod nim to mi ręce opadły. Oczywiście: To wszystko wina Tuska! A jakże by inaczej...

Udało mi się w końcu dorwać Wiedźmina. Teraz tylko jeszcze dorwę serial i będę szczęśliwa.

Wow. Dorobiłam się kolejne śmiertelnego wroga. Jakże mi przykro. Ośmielam się twierdzić, że deskorolka nie jest całym światem, plus nie boję się jej wytknąć wad w obawie, że się obrazi... Ciekawe jakie nowe plotki o mnie się pojawią. Niezły będę miała ubaw dowiadując się w kim jestem śmiertelnie zakochana oraz pikantnych szczegółów mojego życia osobistego. Oj ludzie, ludzie

Hmmm... gdy patrze w przyszłość wiem, że przez najbliższe kilka lat czeka mnie radosna perspektywa chodzenia wszędzie per apostolos, czyli pieszo, bo rower mojego brata doszedł już do tej granicy, że jazda na  rozpadającym się składaku mojego dziadka to przy nim lans i przyjemność. No ale jak to stwierdził mój brat hamulce działają ( tak czasami po przyciskaniu ich z całych sił przez jakieś 10-15 metrów zaskakują), a łańcuch spada tylko przy zmienianiu przerzutek (cóż jak ja na nim jeżdżę to spada kiedy chce, chyba mnie nie lubi), więc on go naprawiać nie będzie, bo po co. A no i jak ładnie podsumował bieg za jadącą Gosią dobrze wpłynie na moją kondycje... To moja kondycja nieźle się poprawi przez rok szkolny, może do biblioteki do, której zazwyczaj jeździłam z kumpelą też będę biegać, a ona będzie jechać... Co tam pół Tychów do przebiegnięcia. Dam radę!
No a tak na serio... Jeśli ktokolwiek wsparł by mnie pomocą przy usiłowaniu reanimowania tego grata zaskarbi sobie moją wdzięczność i jako, że muszę upiec 5 rodzajów ciast i zrobić deser to... :P


Agat w Warszawie, Goha na jakiejś wsi, a Kama gdzieś w Polsce. I weź tu człowieku spędzaj w wakacje czas z przyjaciółmi. No chyba, że wymyślonymi... Pozostaje mi zakopać się w książkach i czekać na cud, a dokładniej powrót Gosi lub strzelić sobie w łeb. Pierwsza opcja wydaje mi się jednak lepsza choć średnio pociągająca. Gdybym miała za co i z kim to wsiadłabym w pociąg i pojechała w Góry Świętokrzyskie o czym marzę od lat ale jakoś nikt się nie pali żeby ze mną jechać, jak się wnerwię pojadę sama, choć pewnie zanim dojadę choćby w ich pobliże zaczną się kłopoty ale i tak pojadę. No ale na razie to sobie mogę jęczeć i się nudzić, bo moja świnka morska wpadła w anoreksje, a mój portfel przymiera z głodu. No ale gdy się pojawi jakiś cud finansowy na horyzoncie to na pewno pojadę w Beskidy. No a potem porwę kogoś, zwiąże i wsadzę do walizki i spełnię swoje marzenie i wlezę na Święty Krzyż no i może nawet jakiś sabat czarownic zobaczę jako iż się podobno tam ongiś odbywały :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz