Nie wiem czemu przypomniał mi się fragment wiersza, który napisałam gdy w podstawówce uznałam, że zostanę poetką (tak, wiem, bez komentarza)
"Mały książę oswoił róże
Ja oswoję burzę
Będę grzmiała i wiała, latała"
"Zawsze masz traktować człowieka jako cel sam w sobie, a nie tylko środek do celu."(I.Kant)
Nie wiem w którym momencie absolutnie stała się celem nie środkiem. A może od początku była? A może tylko zranię ją i siebie? Do czego to dąży? Tylko do oswojenia? Nie da się zamknąć burzy w ramach. A nie da się oswoić bez choćby odrobiny poskromienia. Wydawałoby się... spokojna, wyrafinowana i diabelnie (gdzie diabelnie jest słowem kluczowym) inteligentna, jedna z wielu, a jest tak niesamowicie trudną, niemożliwą do ogarnięcia enigmą. I to mnie zgubi. Wrodzona przekora. Wrodzona chęć odkrywania i poznawania nieznanego, odmiennego.
''Struktura naszych umysłów ogranicza zarówno gamę pytań, które zadajemy
przyrodzie, jak i upośledza zrozumienie odpowiedzi, których ona nam
udziela.''(I.Kant)
Struktura mojego umysłu, moje prywatne kategoryczne imperatywy sprawiają, że nie umiem jej zrozumieć. Mogę co najwyżej szanować jej absolutną odmienność. I to mnie najbardziej boli i stoi mi belką w oku; że zrozumieć nie potrafię.
Tyle dobrze, że znalazłam pocieszenie w ideach Kata (dzięki niebiosom, że nawet ja mam swoich ukochanych filozofów); "Czasami ceni się kogoś za bardzo, aby można go było pokochać".
Tego jednego nie muszę się bać. Zbyt jest celem. Zbyt jest dalekosiężną bym musiała się bać, że zabrnę za daleko. Bo w momencie gdy to wszytko poszłoby za daleko, jakkolwiek melodramatycznie to zabrzmi, było to by moją zgubą, a dla niej tylko kolejnym powodem do wyrzutów sumienia i wystawienia jeszcze twardszych i wyższych murów.
Po raz pierwszy tak umieram z lęku na myśl o miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz