Manewry techniczno-obronne w Bieruniu.
Standardowo w patrolu musiałam być ze swoim bratem... Nic mnie bardziej nie wnerwia. I jakkolwiek to egoistycznie i małostkowo brzmi jest to główny powód przez który się zastanawiam czy w ogóle pojadę na następne. Mimo wszystko skoro nie nauczyłam się współpracować z moim kochanym braciszkiem przez 17 lat to nie nauczę się przez manewry. Ponadto marudzenie na każdym, każdziusieńkim kroku przyprawia mnie o płacz i zgrzytanie zębów. Mój brat do tego stopnia przebił mnie w marudzeniu, że dorobił się przezwiska ''księżniczka'', a rok rocznie ludzie z szokiem przyznają, że ja na manewrach nie marudzę w ogóle, a on za to wyrabia ponadprzeciętną normę zarówno za mnie jak i za siebie.
Wychowanie nas wychowaniem ale jednak mimo wszystko na manewry jadę się bawić, a nie użerać z księżniczką.
I jestem samolubna i mam to w nosie.
Poza tym nie tylko ja mam alergie na jego marudzenie, każdy kto go chwile posłuchał przyznaje mi rację.
No i oczywiście była wielka akcja ''leczymy Kundzie z lęku wysokości''. Moje wrzaski i piski słyszało pewnie pół Bierunia.
Uwielbiam zadania wymagające znalezienie się choćby metr nad ziemią. Po prostu kocham.
Paintball po ciemku to był totalny hardcore.
Błądzenie po lesie i galop przez ileś hektarów pola na oślep, skręcanie wiecznie nie w tą stronę, totalnie nie myślenie i robienie stojaczka z drewna na kociołek i rozstawianie przez 20 minut jednego namiotu i to jak gromada nieporadnych dziewczynek = cali my.
A i tak było 3 miejsce. Ja permanentnie zajmuje 3 miejsce i to się nigdy nie zmieni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz