No cóż. Gdy weszłam do domu padłam do łóżka i wstałam dopiero teraz.
Już dawno nie byłam tak ściorana.
Po miesiącu nic nie robienia ciężko się nagle przestawić na wstawanie 5-6 rano,
intensywne działanie przez cały dzień, powrót do domu o 23 i weź człowieku się jeszcze poucz
w tzw międzyczasie.
No ale mimo tego, że momentami nie mam chwili dla siebie dobrze mi z tym
i najchętniej robiłabym jeszcze więcej, bo wtedy nie miałabym w ogóle
czasu użalać się nad sobą. Może zacznę jeszcze szydełkować, książkę pisać
czy coś.
I gdyby nie to, że prowadzę zastęp to bardzo chętnie wzięłabym się za zuchy,
bo w końcu dorosłam do tego by nie mordować nadmiernie aktywnych
i wnerwiających 8 latków, a zuchy są fajne, bo gdy z nimi pracujesz
to namacalnie czujesz jak inni są szczęśliwi gdy coś dla nich robisz.
Praca z dziećmi choć męcząca i wymagająca naprawdę dużo cierpliwości
daje niesamowitego powera.
Może za rok.
Jestem szczęśliwa gdy działam i czuje, że ''robię innym dobrze''.
Po za tym gdy działam to nie mam czasu na użalanie się nad sobą
i bycie typową nastolatką z problemami, których ''nikt nie rozumie''.
Kurcze nie ja jedna na świecie mam problemy, więc nie ma co
się nad sobą użalać. Niech mnie ktoś kopnie gdy znowu zacznę to robić.
Jestem potrzebna, niezastąpiona na swoim polu, pomagam, realizuje się.
Zapowiadają się intensywne dni. Tony nauki, sprawdzianów,
plan pracy dla zastępu do napisania, piątkowa zbiórka ponaborowa, sam nabór,
sobotnia całodniowa zbiórka, ognisko, muszę zaplanować samotną wędrówkę,
wziąć się za kończenie sprawności Pływaka Doskonałego
(500 m do przepłynięcia... owszem w podstawówce, to nie byłby najmniejszy problem
ale to było 20 kg temu), wziąć się za konfitury do Mistrzyni Cukiernictwa
i to szybko zanim mi się sezon skończy, jeszcze po drodze msza Sybiraków,
muszę pouczyć Pawła, Wojtka i Were pływać i znaleźć czas na lekcje
gry na gitarze, jechać na samotną wędrówkę, przeczytać lektury z polskiego,
nadrobić zaległości z chemii no i pracować nad sobą.
No i momentami byłoby fajnie tak się przespać parę godzin.
Zapewne w początkach października padnę na twarz i będę spała cały tydzień,
po czym gdy wszystko się uspokoi będę się nudziła i żałowała,
że te tygodnie intensywnej pracy nie trwały dłużej.
Owszem gdyby sprawy potoczyłyby się tak, że przykładowo
przez dwa miesiące bym intensywnie działała nie mając 5 minut dla siebie
i dając z siebie 200 % to bym się wypaliła.
Ale tak od czasu do czasu lubię sobie zawalić harmonogram,
bo działanie jest fajne ;)
Nie jestem idiotką, wiem, że dzisiaj jest świetnie, bo dzisiejsza akcja
była niesamowicie pozytywna i mimo tego, że mnie wykończyła
to mogłabym robić takie rzeczy codziennie i że zapewne jutro, pojutrze
znowu mogę wpaść w dołek, bo generalnie jestem teraz na emocjonalnej
kolejce górskiej i to, że uciekam przed myśleniem o pewnych sprawach
to wcale nie znaczy, że one wcześniej czy później mnie nie dopadną
ale na razie jest dobrze więc cieszę się chwilą póki trwa
i mimo zmęczenia biorę się za oglądanie Pamiętników wampirów,
bo miło popatrzeć sobie na problemy innych mimo, że ich problemy
są fikcyjne.
A jutro siądę z kalendarzem i ołówkiem i zaplanuje sobie czas tak, by się
nie wykończyć ale też nie mieć za dużo niewykorzystanego czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz