Dzisiaj dowiedziałam się, że najeżdżam na ludzi, żeby rozbijać im związki
i niszczyć im świat.
Oraz jestem samolubną istotą, żywiącą się ludzkim nieszczęściem.
No i zostałam wywalona z pewnego życia.
Znaczy w sumie, życzę powodzenia w tym wywalaniu jako, że chodzimy
do jednej klasy i jesteśmy w jednej drużynie i choćby stanęła na głowie
i tańczyła salsę to i tak nie zrobi nic z tym, że będzie mnie codziennie widywać.
No i rozumiem, że dzwoniłam do niej żeby się spytać czy wszystko w porządku
tylko po to żeby usłyszeć jej zdołowany głos i się jeszcze bardziej nasycić jej nieszczęściem?
Zawsze wiedziałam, że jestem wredna no ale że aż tak?
sama siebie przerażam... -.-
Generalnie po dwóch godzinach dołowania się, fazy dziecko emo
i wielkich wyrzutów sumienia pt ''a może to jednak moja wina''
stwierdziłam, że ona sama wykopała pod sobą dół i sama do niego się wrzuciła.
Ja nie mam z tym nic wspólnego.
No i szkoda mi, że mój miesięczny wysiłek nad próbą wybaczenia jej i zrozumienia
jej motywów poszedł na marne.
Od początku września pracowałam sama nad sobą by gryźć się w język,
nie wygarniać jej wszystkiego, wybaczyć jej i zapomnieć.
No i odbudować nawet jeśli nie przyjaźń to chociaż koleżeństwo.
Na a teraz wszystko szlag trafił.
Przykro mi. Nie chciałam, nie przypuszczałam nawet, że wszystko tak się potoczy.
Ostatni miesiąc przypomina jakąś żałosną farsę.
Co za szczęśliwa byłam przed i na obozie (no nie licząc kłótni z nią, bo oczywiście kto
inny wbijał by szpilki w moje tęczowe baloniki naiwności), za szczęśliwa byłam
mając grupę przyjaciół dla których zrobiłabym wszystko? Za szczęśliwa byłam
mając stadko przyjaciółek na których naprawdę polegałam?
Teraz za to wszystko mam płacić, bo nie oczywiście ja nie mogę być szczęśliwa.
Nie wiem czemu los się na mnie uwziął no ale zdecydowanie trzeba pogratulować mu złośliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz