wtorek, 10 grudnia 2019
poniedziałek, 9 grudnia 2019
Pożegnania
"To, co nam było, co nam się zdarzyło.
Do ułożenia w głowie mam.
To nic nie znaczyło, to nie była miłość.
A wciąż mam nadzieję, nowy plan. "
Do ułożenia w głowie mam.
To nic nie znaczyło, to nie była miłość.
A wciąż mam nadzieję, nowy plan. "
Żegnam. Obracam to słowo w głowie. Na każdą strone. Króciutko, a jakże wymownie. Tak naprawdę niewiele lepsze od pierwszej lepszej łaciny tylko ładniej zapakowane.
Równoznaczne z już Cię nie kocham.
Równoznaczne z Końcem.
Różne były końce. Bardziej lub mniej melodramatyczne. Trwające krócej czy dłużej. Ale za każdym razem poprawiałam szminke, wskakiwałam w sukienkę i rzucałam się w wir życia. A tym razem? Nie chce mi się już. Nie mam sił na to. Nie chcę. Po prostu zwyczajnie nie. Tym razem zostanę szarą myszką w jeansach, tshircie i bez makijażu. Koty i wiek odpowiednie do staropanieństwa już mam. Jeśli nie mogę mieć przyszłości z Tobą to już nie chce zadnej. Doskonale wiesz, że tego chciałam. Że chciałam na zawsze. Że to nie była jakaś przelotna miłość, przelotny związek. Że miało być "i że Cię nie opuszczę".
Tym razem czuje się jakbym po prostu trwała siłą rozpędu, zawieszona gdzieś w próżni, bo jutra nie będzie. Nie ma prawa być. Po co miało by być.
Za każdym razem gdy otwierają się drzwi, gdy dzwoni telefon mam nadzieję, że Cię zobaczę, usłyszę. Cholerna nadzieja. Twoje żegnam powinno ją dobić ostatecznie. A ona nie chce umrzeć. Jest jedynym co trzyma mnie przy życiu i wszystkim co ciągnie mnie w dół. To ona ściska mi żołądek i odbiera dech.
Ja po prostu uparcie odmawiam pożegnania. Nie dopuszczam go do siebie.
Zresztą nie tylko ja. Słuchanie wciąż i wciąż, że to niemożliwe i nierealne. Ze przecież byliśmy tacy szczęśliwi, tacy zakochani. Ze mieszkaliśmy razem. Ze to było na poważnie. Jak ja mam się pogodzić z tym, że to koniec skoro moje otoczenie tego nie potrafi?
Wyparcie
Gdy coś się wydarzy odruchowo chce Ci napisać. Wchodzę do sklepu i chce dzwonić co kupić. Wyparcie?
Ja wciąż w to nie wierzę. Ja wciąż to wypieram. Wciąż mam nadzieję, że to sen, ułuda, jakiś kiepski żart. Nie potrafię uwierzyć. Nie chcę uwierzyć.
Jestem pusta. Martwa. Kukiełka na sznurkach.
Nie myślę. Nie czuję. Nie jem. Nie śpię. A wciąż JESTEM. Tylko po co?
Gdy choć na sekundę pozwalam sobie na myślenie i czucie to jest jak uderzenie w twarz. Wraca wszystko. Dziubku. Myszko. Moja.
Wypierdalaj. Kurwo. Szmato.
Powinnam cieszyć się że to już za mną, że święty spokój ale nigdy nie potrafiłam tego co powinnam.
"Wołam wróć. Krzyczę wróć"
Ja wciąż w to nie wierzę. Ja wciąż to wypieram. Wciąż mam nadzieję, że to sen, ułuda, jakiś kiepski żart. Nie potrafię uwierzyć. Nie chcę uwierzyć.
Jestem pusta. Martwa. Kukiełka na sznurkach.
Nie myślę. Nie czuję. Nie jem. Nie śpię. A wciąż JESTEM. Tylko po co?
Gdy choć na sekundę pozwalam sobie na myślenie i czucie to jest jak uderzenie w twarz. Wraca wszystko. Dziubku. Myszko. Moja.
Wypierdalaj. Kurwo. Szmato.
Powinnam cieszyć się że to już za mną, że święty spokój ale nigdy nie potrafiłam tego co powinnam.
"Wołam wróć. Krzyczę wróć"
niedziela, 8 grudnia 2019
Nocne światła
Miasto. Pary. Single. Pijani i trzeźwi. Babski wieczór, co może pójść nie tak? Widzę Cię. Widzę Cię w szybie, widzę Cię w mijanych osobach, widzę Cię kątem oka. To już obsesja? Ja pijaczka, alkoholiczka z trudnością sącze drugie piwo. Nie ma smaku. Nic już nie ma smaku. Uśmiecham się. Śmieje. Udaje. Uśmiech mi już przyrósł na stałe. Maska. Przecież trzeba udawać. I tak lepszy ten gwar, to udawanie, ten sztuczny śmiech niż puste łóżko w którym nikt na mnie nie czeka.
sobota, 7 grudnia 2019
Księżyc
Jak odkrecony kran. Wylewa się ze mnie wszystko.
Wiesz, że pamiętam każdą sekundę z naszej pierwszej oficjalnej randki nierandki? Każdy uśmiech, każde słowo, każda sekundę kiedy powoli rozumiałam, że spotkałam bratnią duszę. Pamiętam jak wracaliśmy pod księżycem, jak całowaliśmy się niczym para zakochanych nastolatków. Pamiętam jak mowilam, że z z tego nic nie będzie, nie może być, że to niemozliwe, nie realne, a Ty całując mnie wciąż i wciąż powtarzałeś, że możemy, że czemu nie, że możemy wszystko.
Pamiętam jak nie mogliśmy się od siebie oderwać, jak nie spaliśmy po nocach, jak wciąż było nam mało.
Wiesz, że pamiętam każdą sekundę z naszej pierwszej oficjalnej randki nierandki? Każdy uśmiech, każde słowo, każda sekundę kiedy powoli rozumiałam, że spotkałam bratnią duszę. Pamiętam jak wracaliśmy pod księżycem, jak całowaliśmy się niczym para zakochanych nastolatków. Pamiętam jak mowilam, że z z tego nic nie będzie, nie może być, że to niemozliwe, nie realne, a Ty całując mnie wciąż i wciąż powtarzałeś, że możemy, że czemu nie, że możemy wszystko.
Pamiętam jak nie mogliśmy się od siebie oderwać, jak nie spaliśmy po nocach, jak wciąż było nam mało.
Nasyciłeś się? Przejadło Ci się? Już nie myszka tylko obca osoba? Już? Wystarczy? Dziękuję za współpracę, następna?
Skinny love
Masz co chciałeś. Pusty dom. Możliwości. Wolność. Ode mnie. Od naszej miłości.
Gdzieś w zakamarkach umysłu, którym nie pozwalałam dojść do głosu oczekiwałam pierścionka na palcu, a jedyne co mam to pustkę obok siebie gdy w nocy odruchowo sięgam żeby się wtulić. Chyba oszalałam. Jak mogłam pozwolić sobie chociaż przez sekundę liczyć na szczęśliwe zakończenie.
Idiotka. Kretynka.
Jeden szczęśliwy rok to było by zdecydowanie za długo.
Brakuje mi tchu.
Liczyłam na zbyt wiele, a gwałtowne pozbawienie marzeń boli jak cios w brzuch.
Dzielenia się opłatkiem, pocałunków pod fajerwerkami, nocnych spacerów po śniegu. Nie będzie tego. Koniec. Skończyło się.
Mam ochotę krzyczeć. Iść przed siebie i krzyczeć tak długo aż opadne z sił, aż nie będę czuć niczego, aż wyschną łzy. Krzyczeć, że wydarto mi serce, że chce je spowrotem razem z moją różą, która zniknęła znad okna.
Dziwne myśli nachodzą człowieka w czasie bezsennych nocy. Zamiast myśleć o przyszłości, o konkretach to mogłam myśleć tylko o róży. Gdzie jest, co się z nią stało. Czy skończyła na śmietniku, połamana jak ja? Wyrzucona. Już niepotrzebna, już niechciana. Kochałam tą różę. Kochałam ją jako symbol tego jak bardzo wtedy byłam szczęśliwa, jak bardzo wtedy byliśmy zakochani. Jak bardzo wtedy miało być na zawsze, po grób, jak mieliśmy walczyć o siebie nawzajem do utraty sił i jeszcze dłużej.
Telefon milczy. Z każdą sekundą milczenia pokazuje jak bardzo byłam naiwna, jak bardzo chciałam wierzyć w te miłość, jak bardzo wykreowałam sobie w głowie obraz, który wychodzi na to nigdy nie istniał. Do ostatniej sekundy liczyłam na wróć, na zostań, na cud. Nie nadszedł. A ja wciąż czekam i wiem że to bez sensu i wiem że żadna dawka bezsensownej wiary niczego nie zmieni, a wciąż czekam. I powtarzam sobie, że to nie jest zły sen i szczypie się i przygryzam wargi do krwi, a mimo to wciąż tak bardzo chciałabym żeby to był jakiś chory, cholerny koszmar z którego obudzę się w ramionach.
W życiu nie sądziłam, że to będzie boleć aż tak, dławić aż tak, ściskać żołądek aż tak, pozbawiać sił aż tak.
Nie sądziłam że aż tak się zakocham, że aż tak uwierzę w bajki o żyli długo i szczęśliwie. Może uda mi się zagłodzić ten ból. Czemu jestem takim tchórzem. Czemu nie potrafię tego skończyć. Po co mam trwać, po co mam istnieć skoro dzieci, którym zaczęłam już imiona wybierać nigdy nie zaistnieją?
Gdzieś w zakamarkach umysłu, którym nie pozwalałam dojść do głosu oczekiwałam pierścionka na palcu, a jedyne co mam to pustkę obok siebie gdy w nocy odruchowo sięgam żeby się wtulić. Chyba oszalałam. Jak mogłam pozwolić sobie chociaż przez sekundę liczyć na szczęśliwe zakończenie.
Idiotka. Kretynka.
Jeden szczęśliwy rok to było by zdecydowanie za długo.
Brakuje mi tchu.
Liczyłam na zbyt wiele, a gwałtowne pozbawienie marzeń boli jak cios w brzuch.
Dzielenia się opłatkiem, pocałunków pod fajerwerkami, nocnych spacerów po śniegu. Nie będzie tego. Koniec. Skończyło się.
Mam ochotę krzyczeć. Iść przed siebie i krzyczeć tak długo aż opadne z sił, aż nie będę czuć niczego, aż wyschną łzy. Krzyczeć, że wydarto mi serce, że chce je spowrotem razem z moją różą, która zniknęła znad okna.
Dziwne myśli nachodzą człowieka w czasie bezsennych nocy. Zamiast myśleć o przyszłości, o konkretach to mogłam myśleć tylko o róży. Gdzie jest, co się z nią stało. Czy skończyła na śmietniku, połamana jak ja? Wyrzucona. Już niepotrzebna, już niechciana. Kochałam tą różę. Kochałam ją jako symbol tego jak bardzo wtedy byłam szczęśliwa, jak bardzo wtedy byliśmy zakochani. Jak bardzo wtedy miało być na zawsze, po grób, jak mieliśmy walczyć o siebie nawzajem do utraty sił i jeszcze dłużej.
Telefon milczy. Z każdą sekundą milczenia pokazuje jak bardzo byłam naiwna, jak bardzo chciałam wierzyć w te miłość, jak bardzo wykreowałam sobie w głowie obraz, który wychodzi na to nigdy nie istniał. Do ostatniej sekundy liczyłam na wróć, na zostań, na cud. Nie nadszedł. A ja wciąż czekam i wiem że to bez sensu i wiem że żadna dawka bezsensownej wiary niczego nie zmieni, a wciąż czekam. I powtarzam sobie, że to nie jest zły sen i szczypie się i przygryzam wargi do krwi, a mimo to wciąż tak bardzo chciałabym żeby to był jakiś chory, cholerny koszmar z którego obudzę się w ramionach.
W życiu nie sądziłam, że to będzie boleć aż tak, dławić aż tak, ściskać żołądek aż tak, pozbawiać sił aż tak.
Nie sądziłam że aż tak się zakocham, że aż tak uwierzę w bajki o żyli długo i szczęśliwie. Może uda mi się zagłodzić ten ból. Czemu jestem takim tchórzem. Czemu nie potrafię tego skończyć. Po co mam trwać, po co mam istnieć skoro dzieci, którym zaczęłam już imiona wybierać nigdy nie zaistnieją?
środa, 31 lipca 2019
Wszystko we mnie krzyczy, że popełniłam błąd. Błąd. Błąd. Błąd.
Klatka zatrzaskuje się.
Sama do niej oddałam kluczyk i z uśmiechem do niej wlazłam.
Głupia. Głupia. Głupia.
Ile razy można powtarzać ten sam błąd?!
Ile bym oddała żeby być tam. Słuchać muzyki przez ściany namiotu, widzieć wokół ludzi usmiechajacych się do siebie, błądzić wśród kurzu, nawet pić to okropne, ciepłe piwo.
I dla kogo porzuciłam to do czego ciągnie mnie serce?
Dla kogoś dla kogo jestem nic nie warta, a jedyne co potrafię to rozkładać nogi.
Brawo ja.
Klatka zatrzaskuje się.
Sama do niej oddałam kluczyk i z uśmiechem do niej wlazłam.
Głupia. Głupia. Głupia.
Ile razy można powtarzać ten sam błąd?!
Ile bym oddała żeby być tam. Słuchać muzyki przez ściany namiotu, widzieć wokół ludzi usmiechajacych się do siebie, błądzić wśród kurzu, nawet pić to okropne, ciepłe piwo.
I dla kogo porzuciłam to do czego ciągnie mnie serce?
Dla kogoś dla kogo jestem nic nie warta, a jedyne co potrafię to rozkładać nogi.
Brawo ja.
wtorek, 11 czerwca 2019
Słodko gorzko.
Obydwoje jesteśmy połamani. Wydawało by się, że wręcz nienaprawialnie. Trzymamy się siebie nawzajem niczym rozbitkowie dryfujący ostatkiem sił. Ciagniemy się nawzajem w dół czy w górę?
Kocham. Kocham. Kocham. Kocham.
Tęsknię gdy nie ma go obok. Nigdy nie jest wystarczająco blisko.
Ale czuję, że jestem w klatce. Brakuje mi powietrza. Brakuje mi wyjść ze znajomymi, zdzierania gardła na karaoke, bycia panią siebie.
Twierdzi, że chce dobrze. Że to dla mojego dobra. Że za dużo pije. Że alkoholizm.
Tylko na ile to troska o mnie, a na ile obsesyjna chęć kontroli? Na ile strach przed "spuszczeniem mnie ze smyczy"?
A na ile boi się po prostu, że nie kocham aż tak?
Kocham. Kocham. Kocham. Kocham.
Tęsknię gdy nie ma go obok. Nigdy nie jest wystarczająco blisko.
Ale czuję, że jestem w klatce. Brakuje mi powietrza. Brakuje mi wyjść ze znajomymi, zdzierania gardła na karaoke, bycia panią siebie.
Twierdzi, że chce dobrze. Że to dla mojego dobra. Że za dużo pije. Że alkoholizm.
Tylko na ile to troska o mnie, a na ile obsesyjna chęć kontroli? Na ile strach przed "spuszczeniem mnie ze smyczy"?
A na ile boi się po prostu, że nie kocham aż tak?
piątek, 24 maja 2019
Puzzle
Moje serce jest podzielone na kawałki. Jeden największy już zawsze będzie zielony. Choćby minęło 100 lat, choćbym zapomniała dźwięków gitary i żaru ogniska i tak wciąż to będzie we mnie tkwić. Moje serce nie pękło na pół. Rozpadło się na kawałki. Nie zapomnę.
I choć dawno wspomnienie głosu czy twarzy rozmyło się przytłoczone mijającymi latami to wciąż gdzieś tkwi. Jak drzazga, która już dawno wrosła się w tkankę i tylko chwilowym bólem przypomina o istnieniu.
Reszta kawałków jest podzielona na tych, którzy na nie nigdy nie zasłużyli. Na większe i mniejsze milostki, które za każdym razem kończyły się źle. Na ludzi, którzy tylko brali zamiast dawać. A głupia ja sciagnelabym dla nich gwiazdkę z nieba gdyby tylko poprosili. Do końca życia będę nienawidzić słów "zależy mi".
Ten jeden ostatni wolny kawałek należy do Niego. Chcę żeby należał. Modlę się o to. Nie jest idealny. Nie jest wymarzony. Ale jest najlepszym co mnie w życiu spotkało. Może on ułoży mnie na nowo.
Gorzej, że to bardziej mój mózg tego pragnie niż serce.
Kocham. Owszem. Ale nie tak jak kiedyś kochalam. A może po prostu już nie jestem zdolna do takiej miłości?
Może ostatnia miłość obdarła mnie z resztek wiary i tych puzzli już nigdy nie będzie dało się ułożyć, bo brakuje najważniejszego elementu?
I choć dawno wspomnienie głosu czy twarzy rozmyło się przytłoczone mijającymi latami to wciąż gdzieś tkwi. Jak drzazga, która już dawno wrosła się w tkankę i tylko chwilowym bólem przypomina o istnieniu.
Reszta kawałków jest podzielona na tych, którzy na nie nigdy nie zasłużyli. Na większe i mniejsze milostki, które za każdym razem kończyły się źle. Na ludzi, którzy tylko brali zamiast dawać. A głupia ja sciagnelabym dla nich gwiazdkę z nieba gdyby tylko poprosili. Do końca życia będę nienawidzić słów "zależy mi".
Ten jeden ostatni wolny kawałek należy do Niego. Chcę żeby należał. Modlę się o to. Nie jest idealny. Nie jest wymarzony. Ale jest najlepszym co mnie w życiu spotkało. Może on ułoży mnie na nowo.
Gorzej, że to bardziej mój mózg tego pragnie niż serce.
Kocham. Owszem. Ale nie tak jak kiedyś kochalam. A może po prostu już nie jestem zdolna do takiej miłości?
Może ostatnia miłość obdarła mnie z resztek wiary i tych puzzli już nigdy nie będzie dało się ułożyć, bo brakuje najważniejszego elementu?
sobota, 13 kwietnia 2019
Wąż zjada swój własny ogon?
Powiadają, że każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. Jak pisał ks. Twardowski, kiedy Bóg zamyka drzwi to otwiera okno. Ile w tym prawdy? Ile w naszym losie jest przeznaczenia, ile wyborów, a ile czystego przypadku i zbiegu okoliczności?
Kochałam Cię. Byłam przekonana, że Cię kocham. Nie wiem na ile obraz jaki wykreowałam sobie w mojej głowie, nie wiem na ile to była sprawka chemii pomiędzy nami, kwestia podobieństw czy małych rytuałów, które tak szybko sobie stworzyliśmy. A może wcale nie kochałam Ciebie tylko ten obraz idealnego faceta, który stworzyłam w głowie jako nastolatka, a którego byłeś poniekąd ucieleśnieniem? A może wcale Cię nie kochałam. Może po prostu fartem trafiłeś na moment w którym rozpaczliwie potrzebowałam pokochać kogokolwiek by zamknąć drzwi, których nigdy więcej nie chce otwierać? Może sama sobie wmowiłam uczucie, myląc pożądanie i samotność z miłością?
Zamknęłam te drzwi. Kolejne. Dołączą do nawarstwiającej się liczby trupów w mojej szafie.
W momencie gdy zamknęłam drzwi otworzyło się okno. Tyle tylko, że momentami mam wrażenie, że to okno jest na szczycie wieżowca i jedyne co mnie czeka po przejściu przez nie, to długa droga w dół.
Wplątuje się wciąż i wciąż w dziwne, skomplikowane relacje. Za każdym razem znajduje sobie najbardziej poplątaną osobę jaką się da z bagażem emocjonalnym, którego wystarczyłoby dla tuzina ludzi. Niekończący się krąg, niekończące się błędy wciąż i wciąż. Nowe początki? Raczej nowa wersja tej samej historii.
Kochałam Cię. Byłam przekonana, że Cię kocham. Nie wiem na ile obraz jaki wykreowałam sobie w mojej głowie, nie wiem na ile to była sprawka chemii pomiędzy nami, kwestia podobieństw czy małych rytuałów, które tak szybko sobie stworzyliśmy. A może wcale nie kochałam Ciebie tylko ten obraz idealnego faceta, który stworzyłam w głowie jako nastolatka, a którego byłeś poniekąd ucieleśnieniem? A może wcale Cię nie kochałam. Może po prostu fartem trafiłeś na moment w którym rozpaczliwie potrzebowałam pokochać kogokolwiek by zamknąć drzwi, których nigdy więcej nie chce otwierać? Może sama sobie wmowiłam uczucie, myląc pożądanie i samotność z miłością?
Zamknęłam te drzwi. Kolejne. Dołączą do nawarstwiającej się liczby trupów w mojej szafie.
W momencie gdy zamknęłam drzwi otworzyło się okno. Tyle tylko, że momentami mam wrażenie, że to okno jest na szczycie wieżowca i jedyne co mnie czeka po przejściu przez nie, to długa droga w dół.
Wplątuje się wciąż i wciąż w dziwne, skomplikowane relacje. Za każdym razem znajduje sobie najbardziej poplątaną osobę jaką się da z bagażem emocjonalnym, którego wystarczyłoby dla tuzina ludzi. Niekończący się krąg, niekończące się błędy wciąż i wciąż. Nowe początki? Raczej nowa wersja tej samej historii.
sobota, 9 marca 2019
To nie ty
To wszystko było grą. Może i kiedyś Ci zależało, może i kiedyś chciałeś. Może... W momencie gdy zrozumiałeś, że możesz wykorzystać moją miłość, w momencie gdy pomyślałes, że wszystko Ci ujdzie na sucho, włączył się Twój wewnętrzny psychopata. Byłam dmuchaną lalką. A myślałam, że widzisz MNIE.
środa, 6 lutego 2019
Gorzkie podsumowania
Od 10 lat z przerwami na harcerstwo moje życie kręci się wokół alkoholu.
Od 10 lat każdy kolejny facet z popijania zrzuca mnie w otchłań pijaństwa.
Za każdym razem słyszę od świata, że to ich wina, że to oni są nic nie warci, nie normalni, nie zasługują na nic.
A może to jednak ja? Może to we mnie tkwi coś zepsutego, co spala mnie od środka, co odpycha ode mnie każdego porządnego faceta?
Tyle straciłam. Tyle błędów popełniłam.
Która 24 latka ma za sobą dwa narzeczeństwa?
Która ma za sobą taki szlak zlamanych serc?
Wybierałam zawsze źle. Łamałam serca dobrym facetom. A potem za to płaciłam. A potem robiłam to znowu i znowu i znowu, nie wyciągając żadnych wniosków.
Straciłam jedynego prawdziwego przyjaciela.
Straciłam przyjaciółki, które miały być na zawsze.
Przegrałam.
Ach gdyby łatwym było zapicie się na śmierć.
Od 10 lat każdy kolejny facet z popijania zrzuca mnie w otchłań pijaństwa.
Za każdym razem słyszę od świata, że to ich wina, że to oni są nic nie warci, nie normalni, nie zasługują na nic.
A może to jednak ja? Może to we mnie tkwi coś zepsutego, co spala mnie od środka, co odpycha ode mnie każdego porządnego faceta?
Tyle straciłam. Tyle błędów popełniłam.
Która 24 latka ma za sobą dwa narzeczeństwa?
Która ma za sobą taki szlak zlamanych serc?
Wybierałam zawsze źle. Łamałam serca dobrym facetom. A potem za to płaciłam. A potem robiłam to znowu i znowu i znowu, nie wyciągając żadnych wniosków.
Straciłam jedynego prawdziwego przyjaciela.
Straciłam przyjaciółki, które miały być na zawsze.
Przegrałam.
Ach gdyby łatwym było zapicie się na śmierć.
poniedziałek, 7 stycznia 2019
Różne drogi
- Śpisz? Wiem, że tak. My dzieci epoki internetu wiemy więcej niż kiedyś. Śnisz? Nie wiem. Nie wiedziałam. Wiedzieć nie będę. Myślisz czasem o mnie? Wiem, że tak. Gdy zakładasz skarpetki w te bzdurne wzory, które wykreowały nasze czasy. Z jednej strony łatwiej z drugiej trudniej. Są rzeczy, które nasze czasy ułatwiły. Są takie, które czynią wszystko jeszcze trudniejszym.
- Wspominałam dzisiaj jak bardzo byłeś częścią. Jak bardzo byłeś zarówno gościem jak i domownikiem. Jak bardzo byłeś częścią mojego domu, a ja Twojego. Pamiętasz mnie tam jeszcze? Dla mnie wciąż siedzisz w moim fotelu. Ja w Twoim już pewnie nawet nie bywam...
Subskrybuj:
Posty (Atom)