Do ułożenia w głowie mam.
To nic nie znaczyło, to nie była miłość.
A wciąż mam nadzieję, nowy plan. "
Żegnam. Obracam to słowo w głowie. Na każdą strone. Króciutko, a jakże wymownie. Tak naprawdę niewiele lepsze od pierwszej lepszej łaciny tylko ładniej zapakowane.
Równoznaczne z już Cię nie kocham.
Równoznaczne z Końcem.
Różne były końce. Bardziej lub mniej melodramatyczne. Trwające krócej czy dłużej. Ale za każdym razem poprawiałam szminke, wskakiwałam w sukienkę i rzucałam się w wir życia. A tym razem? Nie chce mi się już. Nie mam sił na to. Nie chcę. Po prostu zwyczajnie nie. Tym razem zostanę szarą myszką w jeansach, tshircie i bez makijażu. Koty i wiek odpowiednie do staropanieństwa już mam. Jeśli nie mogę mieć przyszłości z Tobą to już nie chce zadnej. Doskonale wiesz, że tego chciałam. Że chciałam na zawsze. Że to nie była jakaś przelotna miłość, przelotny związek. Że miało być "i że Cię nie opuszczę".
Tym razem czuje się jakbym po prostu trwała siłą rozpędu, zawieszona gdzieś w próżni, bo jutra nie będzie. Nie ma prawa być. Po co miało by być.
Za każdym razem gdy otwierają się drzwi, gdy dzwoni telefon mam nadzieję, że Cię zobaczę, usłyszę. Cholerna nadzieja. Twoje żegnam powinno ją dobić ostatecznie. A ona nie chce umrzeć. Jest jedynym co trzyma mnie przy życiu i wszystkim co ciągnie mnie w dół. To ona ściska mi żołądek i odbiera dech.
Ja po prostu uparcie odmawiam pożegnania. Nie dopuszczam go do siebie.
Zresztą nie tylko ja. Słuchanie wciąż i wciąż, że to niemożliwe i nierealne. Ze przecież byliśmy tacy szczęśliwi, tacy zakochani. Ze mieszkaliśmy razem. Ze to było na poważnie. Jak ja mam się pogodzić z tym, że to koniec skoro moje otoczenie tego nie potrafi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz