Nie dając jeść, nie dając spać, nie dając zapomnieć.
Wciąż i wciąż. Bez przerwy. Irytuje, przeszkadza. Jest niczym (wybaczcie kolokwializm) kolec w tyłku.
Jak z tym walczyć? Jak nie dopuścić by przeszłość zatruwała teraźniejszość?
Jakkolwiek to banalne i mdłe; wybaczyć nie znaczy zapomnieć. A szkoda.
A może jestem po prostu przewrażliwiona albo tak pusta, że nie potrafię puścić w nie pamięć tego co mnie boli?
Niepewność. Przerażające, odbierające jakiekolwiek siły, jakikolwiek upór uczucie. Jakby coś stało za plecami i zaraz miało zepchnąć w dół.
Mam wrażenie, że zgniłam od środka. Że to coś co kreowało moją wolę przekształciło się w jakąś obrzydliwą, paskudną kreaturę. Na imię jej strach.
I choć zdarzyło mi się latać mając błękitne niebo tuż tuż przed nosem to sama siebie sprowadzam w dół skacząc od zaufania do samej siebie do kompletnej niewiary.
Nie walczyłam, a teraz cierpię wmówiwszy sobie, że porażka będzie wygraną.
a miałam być taaaaka dzielna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz