Z każdym kolejnym kursem pierwszej pomocy mam coraz większy mętlik w głowie.
Na każdym uczą mnie kompletnie czegoś innego. Raz uczą mnie żeby coś robić,
na innym zaś żeby tego nie robić pod żadnym pozorem...
Ach.
Patrząc z boku na poziom wyszkolenia moich koleżanek, które szczycą się piątkami z
Przysposobienia Obronnego nie wiem czy śmiać się, płakać czy załamywać ręce.
Dziewczyny, które mają reanimacje zaliczoną na ocenę bardzo dobrą nie mają pojęcia
jak powinno to wyglądać. I to już nie mówię tu o tych prostych łokciach, głębokości czy
szybkości uciśnięć tylko o podstawowym schematycznym działaniu. Zapominają o podstawach
jak sprawdzenie bezpieczeństwa, zapewnieniu sobie pomocy czy choćby o tym by
nie zatykać nosa przy sprawdzaniu oddechu(!!!).
A zastanawianie się czy najpierw były 2 wdechy czy 30 uciśnięć mnie dobiło.
Po roku wkuwania schematów i ćwiczeń na fantomie jak można tego nie pamiętać?!
Cóż. Dzisiejsze szkolenie nauczyło mnie jednego. Tego żeby włożyć schemat udzielania
pierwszej pomocy do apteczki.
Cóż. Mam nadzieje, że mi się nigdy nic nie stanie.
I może pora się zastanowić jak w ciągu roku nauczyciel może nie być w stanie nauczyć klasy
podstaw RKO...
- I pewnie nikt z Was maseczki, ani rękawiczek nie ma...
- Ja mam!
- Ona jest harcerką! Ona się nie liczy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz