Nic tak dobrze nam nie wychodzi jak unieszczęśliwianie się wzajemnie.
Ja czuję niedosyt, Ty przesyt, a on ponuro chichocze.
Już dawno nie fantazjowałam aż tak mocno o wrzuceniu kogoś pod autobus.
Ja naprawdę rozumiem bycie nieszczęśliwym. Zawiedzione nadzieję, złamana dusza, czarna otchłań bez dna, która z każdym dniem pożera bardziej. Cynizm, sarkazm i ironia niczym miecz i tarcza.
Ale wyrwę Ci w końcu ten miecz i z dziką radością przebije tą dziurę gdzie kiedyś miałeś serduszko.
Ewentualnie potraktuje patelnią. Ciebie i mojego kochanego braciszka.
Co to ma być, jakąś ku*wa kampania przeciwko nam? Uparliście się żeby nakłaść do głowy jak najczarniejsze myśli, jak najgorsze zdania o mnie, o życiu, o wszystkim?
Ciekawe o ile byłoby inaczej gdyby nie kąśliwe uwagi, brak wiary w szczęśliwe zakończenia i to, że się nawzajem nakręcacie w upartej samotności i upartym starokawalerstwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz