czwartek, 5 listopada 2020

Nie wszystek umrę

 Korowód ciał, twarzy, histori.

Stosy strzępków, rozmów, komentarzy. 

Chcąc nigdy niczego nie przegapić tyle razy byłam ślepa, głucha, nierozstropna.

Zdobywałam, traciłam, olewałam, przegapiałam. 

Każdy kto twierdzi, że boję się samotności musi być ślepym głupcem nie znającym mnie wcale. 

Zresztą czy tak naprawdę ktokolwiek boi się stricte samotności?

To nie samotność przeraża. To przeraża przemijanie, szanse uciekające przez palce, szansa bycia zapomnianym, miałkie, nijakie nic nie znaczące życie. 

Wychowani na histori o bohaterach, księciach i księżniczkach nie boimy się samotności, boimy się tego, że w każdej chwili moglibyśmy zniknąć, a nikt tego nie zauważy. Że może o to właśnie w tej sekundzie mija szansa, żeby coś zmienić, świat odmienić, żeby coś po sobie pozostawić. Niektórzy chcą pomników, niektórzy sławy, niektórzy sami nie wiedzą czego, niektórym dzieci wystarczą ale każdy lęka się zapomnienia. 


W czasach gdy cieżko być niezłomnym bohaterem, gdy ciężko o śmierć niezłomną gdzie chociaż ona mogłaby dać chwałę, złośliwym chichotem losu i historii jest nieszczęście dzieci XXI wieku. 


"Non omnis moriar[1] — moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.
Zdrada, ŻydNie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica[2],
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo[3], lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera[4].
Tobie, twoim niech służą, bo po cóż by obcym.
Bliscy moi — nie lutnia to, nie puste imię.
Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy[5],
Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze —
Niechaj piją noc całą, a o świcie brzasku
ChciwośćNiech zaczną szukać cennych kamieni i złota
W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak będzie się palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Anioł, KrewChmury prutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
I uskrzydlonych nagle w aniołów przerobi. "
Z. Ginczanka 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz