wtorek, 30 kwietnia 2013

Lojalność.

Miałam tego nie komentować, przemilczeć, nie zostawiać po tej sytuacji żadnych śladów ale... ale nie da się.
Lojalność. Słowo nic obecnie nie znaczące. Ot... relikt przeszłości.
Ja głęboko szanując ów relikt wybrałam stronę, poszłam pod prąd i stanęłam po stronie przyjaciółki.
Nie mówię, że się z nią zgadzam, nie popieram tego co zrobiła, nie podpisuje się pod jej słowami.
Jej słowa... były zbyt okrutne, nieprzemyślane. Ale też i nie był wykrzyczane na środku ulicy tylko użyte w zwykłej prywatnej rozmowie. W rozmowie z osobą, która wydawała się cóż... dobrą... znajomą, koleżanką, przyjaciółką?

Wydawała się.

Wywlokła rozmowę na światło dzienne. Ba, zamiast skierować ją do osób bezpośrednio zainteresowanych to rzuciła ją sępom na pożarcie; mojej (na szczęście byłej już) klasie, w której pewne ''wybitne'' jednostki nie przepuszczą okazji by zmieszać kogoś z błotem. Pretekst jest...? Jest.
A więc hulaj dusza piekła nie ma. Poczujmy się lepiej - wdeptajmy kogoś w ziemie. 

Sprawa z czasem ucichnie, mnie bezpośrednio nie dotyczy, ludzi z klasy poza maturami już pewnie nigdy na oczy nie zobaczę, więc generalnie powinno mi to za przeproszeniem latać koło dupy.

Tyle, że nie lata.
Nie lubie bezmyślnego okrucieństwa. Szczególnie u ludzi, którzy dumnie określają się mianem dorosłych, którzy traktują innych z góry, bo nie są tak wielce dupnie dorośli jak oni.

Nie lubie rzucania błotem, rozdrapywania wszystkiego i rzucania argumentów, komentarzy etc poniżej jakiegokolwiek dopuszczalnego poziomu.


A przede wszystkim nie lubie ludzi, którzy są cukierkowi i słodcy gdy wszystko jest dobrze. Nie lubie ludzi, którzy grają przyjaciół, bo przez chwile potrzebują przed kimś się wygadać. Nie lubie ludzi, którzy odwracają się gdy tylko coś im da do tego pretekst. Nie lubie fałszywości.


1 komentarz: