Przemieniła na wskroś
Wydrążyła mnie
Woda ognista
Z jęczmienia wydobyta pól
Traw meksykańskich garść
Przyprawiła mnie
O lot bez tchu
O stan na podobieństwo snu
Jeszcze więcej znam
Jeszcze więcej ich znam
Zatruwają łeb, odbierają czas
Ale żadna z nich
Ale żadna jak Ty
Nie olśniła mnie
Nie ujęła win
łąki u schyłku lata
łąki
Wyciskałem z nich sok
I kolory oleiste, sezonowe zło
Natarczywa na wskroś
Nieznośna siła
Z jaką płynie
Z jaką ciśnie się przeze mnie mrok
Jeszcze więcej znam
Jeszcze więcej ich znam
Zatruwają łeb, odbierają czas
Ale żadna z nich
Ale żadna jak Ty
Nie olśniła mnie
Nie dodała mi sił
Dalej i dalej na paraboli czasu
Wznoszę się, aby za chwilę opaść na dno
Z roślin trujących bukietem idę w garści
Wszystko najlepsze co mogło być przepadło
Jeśli to tylko nieznośne poplątanie
Jeśli to tylko chwilowa zapaść woli
Jutro spróbowałbym Cię przeprosić ładnie
Jutro przyrzeknę Ci wszystko wynagrodzić
Niebezpieczne i ciemne
Moje wędrówki po piekle
Tak
Splątane drogi przez noc
Nie wydostanę się stąd
Chyba że Ty
Chyba że Ty
Chyba że podasz mi dłoń
Splątane drogi przez noc
Nie wydostanę się stąd
Nim połknie mnie
Nim połknie mnie noc
Nim połknie mnie zła noc
wtorek, 30 kwietnia 2013
Lojalność.
Miałam tego nie komentować, przemilczeć, nie zostawiać po tej sytuacji żadnych śladów ale... ale nie da się.
Lojalność. Słowo nic obecnie nie znaczące. Ot... relikt przeszłości.
Ja głęboko szanując ów relikt wybrałam stronę, poszłam pod prąd i stanęłam po stronie przyjaciółki.
Nie mówię, że się z nią zgadzam, nie popieram tego co zrobiła, nie podpisuje się pod jej słowami.
Jej słowa... były zbyt okrutne, nieprzemyślane. Ale też i nie był wykrzyczane na środku ulicy tylko użyte w zwykłej prywatnej rozmowie. W rozmowie z osobą, która wydawała się cóż... dobrą... znajomą, koleżanką, przyjaciółką?
Wydawała się.
Wywlokła rozmowę na światło dzienne. Ba, zamiast skierować ją do osób bezpośrednio zainteresowanych to rzuciła ją sępom na pożarcie; mojej (na szczęście byłej już) klasie, w której pewne ''wybitne'' jednostki nie przepuszczą okazji by zmieszać kogoś z błotem. Pretekst jest...? Jest.
A więc hulaj dusza piekła nie ma. Poczujmy się lepiej - wdeptajmy kogoś w ziemie.
Sprawa z czasem ucichnie, mnie bezpośrednio nie dotyczy, ludzi z klasy poza maturami już pewnie nigdy na oczy nie zobaczę, więc generalnie powinno mi to za przeproszeniem latać koło dupy.
Tyle, że nie lata.
Nie lubie bezmyślnego okrucieństwa. Szczególnie u ludzi, którzy dumnie określają się mianem dorosłych, którzy traktują innych z góry, bo nie są tak wielce dupnie dorośli jak oni.
Nie lubie rzucania błotem, rozdrapywania wszystkiego i rzucania argumentów, komentarzy etc poniżej jakiegokolwiek dopuszczalnego poziomu.
A przede wszystkim nie lubie ludzi, którzy są cukierkowi i słodcy gdy wszystko jest dobrze. Nie lubie ludzi, którzy grają przyjaciół, bo przez chwile potrzebują przed kimś się wygadać. Nie lubie ludzi, którzy odwracają się gdy tylko coś im da do tego pretekst. Nie lubie fałszywości.
Lojalność. Słowo nic obecnie nie znaczące. Ot... relikt przeszłości.
Ja głęboko szanując ów relikt wybrałam stronę, poszłam pod prąd i stanęłam po stronie przyjaciółki.
Nie mówię, że się z nią zgadzam, nie popieram tego co zrobiła, nie podpisuje się pod jej słowami.
Jej słowa... były zbyt okrutne, nieprzemyślane. Ale też i nie był wykrzyczane na środku ulicy tylko użyte w zwykłej prywatnej rozmowie. W rozmowie z osobą, która wydawała się cóż... dobrą... znajomą, koleżanką, przyjaciółką?
Wydawała się.
Wywlokła rozmowę na światło dzienne. Ba, zamiast skierować ją do osób bezpośrednio zainteresowanych to rzuciła ją sępom na pożarcie; mojej (na szczęście byłej już) klasie, w której pewne ''wybitne'' jednostki nie przepuszczą okazji by zmieszać kogoś z błotem. Pretekst jest...? Jest.
A więc hulaj dusza piekła nie ma. Poczujmy się lepiej - wdeptajmy kogoś w ziemie.
Sprawa z czasem ucichnie, mnie bezpośrednio nie dotyczy, ludzi z klasy poza maturami już pewnie nigdy na oczy nie zobaczę, więc generalnie powinno mi to za przeproszeniem latać koło dupy.
Tyle, że nie lata.
Nie lubie bezmyślnego okrucieństwa. Szczególnie u ludzi, którzy dumnie określają się mianem dorosłych, którzy traktują innych z góry, bo nie są tak wielce dupnie dorośli jak oni.
Nie lubie rzucania błotem, rozdrapywania wszystkiego i rzucania argumentów, komentarzy etc poniżej jakiegokolwiek dopuszczalnego poziomu.
A przede wszystkim nie lubie ludzi, którzy są cukierkowi i słodcy gdy wszystko jest dobrze. Nie lubie ludzi, którzy grają przyjaciół, bo przez chwile potrzebują przed kimś się wygadać. Nie lubie ludzi, którzy odwracają się gdy tylko coś im da do tego pretekst. Nie lubie fałszywości.
nostalgia
''(...)wolno żyć marzeniami i zamykać się w sobie. Każdy ma niezbywalne prawo do zmarnowania sobie życia.''
Amelia
Pusta, rozbrzmiewam echem za każdym krokiem, Jak muzeum bez posągów o wspaniałych filarach, portykach, rotundach. Na mym podwórzu wytryska i opada z powrotem fontanna O sercu mniszki, obojętna na świat. Marmurowe lilie Rozsiewają swą bladość jak zapach. Wyobrażam sobie, że wobec tłumów jestem Matką białej Nike i licznych Apollow o ślepych oczach . Zamiast tego umarli ranią mnie łaskawością i nic się nie zdarza. Księżyc kładzie dłoń na mym czole, Blady i niemy jak piastunka.
''Godziny nad ranem''
S.Plath
piątek, 26 kwietnia 2013
Są chwile
gdy wolałabym martwym widzieć Cię
Nie musiałabym
się Tobą dzielić nie nie
Gdybym mogła schowałabym
Twoje oczy w mojej kieszeni
żebyś nie mógł oglądać tych
które są dla nas zagrożeniem
Do pracy
nie mogę puścić Cię nie nie
Tam tyle kobiet
a każda w myślach gwałci Cię
Złotą klatkę sprawię Ci
będę karmić owocami
a do nogi przymocuję
złotą kulę z diamentami
gdy wolałabym martwym widzieć Cię
Nie musiałabym
się Tobą dzielić nie nie
Gdybym mogła schowałabym
Twoje oczy w mojej kieszeni
żebyś nie mógł oglądać tych
które są dla nas zagrożeniem
Do pracy
nie mogę puścić Cię nie nie
Tam tyle kobiet
a każda w myślach gwałci Cię
Złotą klatkę sprawię Ci
będę karmić owocami
a do nogi przymocuję
złotą kulę z diamentami
Hey - Zazdrość
czwartek, 25 kwietnia 2013
wtorek, 23 kwietnia 2013
i'm crazy
Irracjonalnie czułam się jak w klatce.
Już dawno nie czułam takiej paniki.
Wariuje. Chodzę po suficie. Rwę włosy z głowy.
Niewiedza jest gorsza niż najgorsza wiadomość.
Małe apokalipsy ustalonego ładu.
''I think I'm paranoid
I think I'm paranoid
Bend me, break me, any way you need me
All I want is you
Bend me, break me, breaking down is easy
All I want is you
Steal me, deal me, any way you heal me
Maim me, tame me, you can never change me
Love me, like me, come ahead and fight me
Please me, tease me, go ahead and leave me ''
Już dawno nie czułam takiej paniki.
Wariuje. Chodzę po suficie. Rwę włosy z głowy.
Niewiedza jest gorsza niż najgorsza wiadomość.
Małe apokalipsy ustalonego ładu.
''I think I'm paranoid
I think I'm paranoid
Bend me, break me, any way you need me
All I want is you
Bend me, break me, breaking down is easy
All I want is you
Steal me, deal me, any way you heal me
Maim me, tame me, you can never change me
Love me, like me, come ahead and fight me
Please me, tease me, go ahead and leave me ''
poniedziałek, 22 kwietnia 2013
Napływ sił, czyli MATURA
Takie tam ze środkami poetyckimi, czyli jeszcze tylko pozamiatam pustynie i mogę się uczyć.
Podsumowując moją naukę do matury:
- posprzątałam wszystkie szafki w pokoju,
- zrobiłam porządek w papierach za co się zabierałam od 3 lat,
- powywalałam wszystkie niepotrzebne ciuchy,
- obejrzałam wszystkie zaległe filmy, które miałam obejrzeć,
- zaczęłam uzupełniać wiosenną garderobę i latać po sklepach.
Czyli cud, miód i totalny entuzjazm
do wszystkiego prócz nauki.
Nie wiem jak ja to zdam.
CZY TYLKO JA TAK MAM?
Podsumowując moją naukę do matury:
- posprzątałam wszystkie szafki w pokoju,
- zrobiłam porządek w papierach za co się zabierałam od 3 lat,
- powywalałam wszystkie niepotrzebne ciuchy,
- obejrzałam wszystkie zaległe filmy, które miałam obejrzeć,
- zaczęłam uzupełniać wiosenną garderobę i latać po sklepach.
Czyli cud, miód i totalny entuzjazm
do wszystkiego prócz nauki.
Nie wiem jak ja to zdam.
CZY TYLKO JA TAK MAM?
Wieża Radości, Wieża Samotności
Mieszkam w wysokiej wieży otoczonej fosą
Mam parasol, który chroni mnie przed nocą
Oddycham głęboko, stawiam piedestały
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały
Stawiam świat na głowie do góry nogami
Na odwrót i wspak bawię się słowami
Na białym czarnym kreślę jakieś plamy
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały
Mieszkam w wysokiej wieży, ona mnie obroni
Nie walczę już z nikim, nie walczę już o nic
Palą się na stosie moje ideały
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały
Stawiam świat na głowie do góry nogami
Na odwrót i wspak bawię się słowami
Na białym czarnym kreślę jakieś plamy
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały
Mam parasol, który chroni mnie przed nocą
Oddycham głęboko, stawiam piedestały
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały
Stawiam świat na głowie do góry nogami
Na odwrót i wspak bawię się słowami
Na białym czarnym kreślę jakieś plamy
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały
Mieszkam w wysokiej wieży, ona mnie obroni
Nie walczę już z nikim, nie walczę już o nic
Palą się na stosie moje ideały
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały
Stawiam świat na głowie do góry nogami
Na odwrót i wspak bawię się słowami
Na białym czarnym kreślę jakieś plamy
Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały
Sztywny Pal Azji
niedziela, 21 kwietnia 2013
I'm only human
Powinnam coś napisać. Ba! Nawet kilka wątków, które miałam pilnie poruszyć tłukło mi się po głowie ale... ale nie umiem się skupić, gardło mnie boli, idę spać.
I choć jestem szcześliwanieszcześliwa. Pełnaenerginiedożycia.
I choć.
Umieram ze strachu, że nadejdzie jutro.
I mgnienie, chwila minie niczym sen złoty.
''ta miłość jest skazańcem
zasądzonym na śmierć
umrze
za krótkie dwa miesiące
na świecie jest przestrzeń i czas
odejdziesz ode mnie
na świecie jest niemoc i konieczność
nie zatrzymam cię
żadnym pocałunkiem''
H.Poświatowska
I choć jestem szcześliwanieszcześliwa. Pełnaenerginiedożycia.
I choć.
Umieram ze strachu, że nadejdzie jutro.
I mgnienie, chwila minie niczym sen złoty.
''ta miłość jest skazańcem
zasądzonym na śmierć
umrze
za krótkie dwa miesiące
na świecie jest przestrzeń i czas
odejdziesz ode mnie
na świecie jest niemoc i konieczność
nie zatrzymam cię
żadnym pocałunkiem''
H.Poświatowska
wtorek, 16 kwietnia 2013
Lubię kiedy kobieta...
Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie,
i wargi się wilgotnie rozchylą bezwiednie.
Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejacym uśmiechem.
I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.
Lubię to - i tę chwile lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie,
i wargi się wilgotnie rozchylą bezwiednie.
Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejacym uśmiechem.
I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.
Lubię to - i tę chwile lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.
K.Przerwa-Tetmajer
niedziela, 14 kwietnia 2013
ot koniec?
Zbytnio przesycone wszystko goryczą, żalem, pretensjami by od tak się dało nad tym przejść i iść dalej. Nie można od tak pogrzebać przyjaźni, postawić nagrobka z oschłym napisem ''umarło''. Ja nie chce. Ja nie potrafię. Ja zwariuje.
Zwariuje. Z braku uczuć. Bo czuje się pusta, wydrążona. Jakby coś umarło. Jakbym ja umarła nieumiawszy znieść tej całej nienawiści, niechęci i pogardy jaką sama do siebie czuje. Nie wyobrażam sobie, że jutro będę musiała wstać, uśmiechać się, udawać, że wszystko jest dobrze. Nie wyobrażam sobie mijania Jej na korytarzu niczym obcej osoby wówczas gdy moje serce, całe moje jestestwo wyrywa się do Niej, skupia się na Niej.
Źle pojęta duma, poddanie się namiętnościom i emocjom.
Ot przyczyna mojego upadku.
Jakże powszechna, jakże częsta, jakże bolesna mimo swej przewidywalności i powtarzalności.
''Bądź ze mną zawsze – w jakiej chcesz postaci – doprowadź mnie do obłędu! Tylko nie zostawiaj mnie w tej otchłani, gdzie cię nie mogę znaleźć! Och, Boże! Tego się nie da wypowiedzieć! Nie mogę żyć bez mego życia! Nie mogę żyć bez mojej duszy!''
Zwariuje. Z braku uczuć. Bo czuje się pusta, wydrążona. Jakby coś umarło. Jakbym ja umarła nieumiawszy znieść tej całej nienawiści, niechęci i pogardy jaką sama do siebie czuje. Nie wyobrażam sobie, że jutro będę musiała wstać, uśmiechać się, udawać, że wszystko jest dobrze. Nie wyobrażam sobie mijania Jej na korytarzu niczym obcej osoby wówczas gdy moje serce, całe moje jestestwo wyrywa się do Niej, skupia się na Niej.
Źle pojęta duma, poddanie się namiętnościom i emocjom.
Ot przyczyna mojego upadku.
Jakże powszechna, jakże częsta, jakże bolesna mimo swej przewidywalności i powtarzalności.
''Bądź ze mną zawsze – w jakiej chcesz postaci – doprowadź mnie do obłędu! Tylko nie zostawiaj mnie w tej otchłani, gdzie cię nie mogę znaleźć! Och, Boże! Tego się nie da wypowiedzieć! Nie mogę żyć bez mego życia! Nie mogę żyć bez mojej duszy!''
Wichrowe wzgórza
Niespełniona prowadzi do obsesji
Wtargnęła z hukiem, niepytawszy nikogo
zmąciła i tak zszargane wrażliwe nerwy
jest bezwzględna zarazem ślepa jak niemowle
Jestem opróżniony z sentymentów, pusty...
życie człowieka wypaczonego pokroju
w konfrontacji z miłością niespełnioną
dzieli go na dwie równe, różne połówki
zacierając prawdziwą ludzką rzeczywistość
wpaja mu jedynie smutki, chore refleksje
pogrążony traci, w rozpaczy wewnętrznej
modus vivendi, ciężko mu nawet oddychać
ale po co żyć, gdy ostatni cel się zaciera
gdy to szczere pragnienie niezaspokojone
nie daje zasnąć sumieniu, jest zniewolone
w kajdanach ścisku nawet bronić nie może
nie potrafi sobie radzić, jest ogłuszony
jękiem samotności, wiecznej szarej tułaczki;
wydaje się zdrowy, lecz to tylko pozory
zatapia rozgoryczenie w szklance wódki
Myślami błądzi w idealnej krainie
a ostentacyjnie przeczy wszelkim domysłom
jakoby to miał wyrżnąć pół całej ludzkości
byle ośiągnąć swoje egocentryczne sny
zapomina chwilami o swoim Hadesie,
boi się wszelkich kontaktów, nieustannie drży
budzi się silnie zniszczony, opustoszony
...pełen nicości, nienawidzę samego się
miłość to czy obsesja, dobrze nie wygląda
puka tylko w pusty łeb, wyrywa się gdzieś
zamyka na skobel drogę do szczęśliwych pól
zmąciła i tak zszargane wrażliwe nerwy
jest bezwzględna zarazem ślepa jak niemowle
Jestem opróżniony z sentymentów, pusty...
życie człowieka wypaczonego pokroju
w konfrontacji z miłością niespełnioną
dzieli go na dwie równe, różne połówki
zacierając prawdziwą ludzką rzeczywistość
wpaja mu jedynie smutki, chore refleksje
pogrążony traci, w rozpaczy wewnętrznej
modus vivendi, ciężko mu nawet oddychać
ale po co żyć, gdy ostatni cel się zaciera
gdy to szczere pragnienie niezaspokojone
nie daje zasnąć sumieniu, jest zniewolone
w kajdanach ścisku nawet bronić nie może
nie potrafi sobie radzić, jest ogłuszony
jękiem samotności, wiecznej szarej tułaczki;
wydaje się zdrowy, lecz to tylko pozory
zatapia rozgoryczenie w szklance wódki
Myślami błądzi w idealnej krainie
a ostentacyjnie przeczy wszelkim domysłom
jakoby to miał wyrżnąć pół całej ludzkości
byle ośiągnąć swoje egocentryczne sny
zapomina chwilami o swoim Hadesie,
boi się wszelkich kontaktów, nieustannie drży
budzi się silnie zniszczony, opustoszony
...pełen nicości, nienawidzę samego się
miłość to czy obsesja, dobrze nie wygląda
puka tylko w pusty łeb, wyrywa się gdzieś
zamyka na skobel drogę do szczęśliwych pól
Michał Borkoś Borkowski
Zabraknie Ci psa
Odejdę drogą
Gdzieś do Zagubinowa
W oddali zniknie
Głowa moja płowa
Lecz jeszcze, o, pani
Doczekasz się dnia...
Zabraknie ci psa!
Zabraknie ci psa!
Nie będę łasił się
A ty jak ta skała
Nie będę skamlał
Żebyś mnie pogłaskała
Lecz jeszcze, o, pani
Doczekasz się dnia...
Zabraknie ci psa!
Zabraknie ci psa!
Co uzyskuje się
Łkaniem i błaganiem?
Niech wie, kto nie wie:
Dziewczęce serce
Coraz bardziej twardnieje
Lecz jeszcze, o, pani
Doczekasz się dnia...
Zabraknie ci psa!
Zabraknie ci psa!
Odejdę daleko
Może w Patagonię
Tak, żebyś była
Bardzo zadowolona
Lecz jeszcze, o, pani
Doczekasz się dnia...
Zabraknie ci psa!
Zabraknie ci psa!
Gdzieś do Zagubinowa
W oddali zniknie
Głowa moja płowa
Lecz jeszcze, o, pani
Doczekasz się dnia...
Zabraknie ci psa!
Zabraknie ci psa!
Nie będę łasił się
A ty jak ta skała
Nie będę skamlał
Żebyś mnie pogłaskała
Lecz jeszcze, o, pani
Doczekasz się dnia...
Zabraknie ci psa!
Zabraknie ci psa!
Co uzyskuje się
Łkaniem i błaganiem?
Niech wie, kto nie wie:
Dziewczęce serce
Coraz bardziej twardnieje
Lecz jeszcze, o, pani
Doczekasz się dnia...
Zabraknie ci psa!
Zabraknie ci psa!
Odejdę daleko
Może w Patagonię
Tak, żebyś była
Bardzo zadowolona
Lecz jeszcze, o, pani
Doczekasz się dnia...
Zabraknie ci psa!
Zabraknie ci psa!
E.Stachura
sobota, 13 kwietnia 2013
Ostatnie wspomnienia
Że w tych płomieniach nie ginę...
Lecz gdy do szczęścia świat mię zawoła,
Nie biegnąc za szczęsnych śladem,
Przeklinam ciebie bladością czoła,
Serca przeklinam cię jadem.
Więc niech mię prędko chmury czarnemi
Porywa wicher nicości,
Bo już przekląłem wszystko na ziemi,
Wszystko - w aniele przeszłości.
Tam, gdzie tłum ludzi huczy, ucieka
I falą powraca ciemną,
Nic mię nie żegna, nic mię nie czeka,
Nic za mną! i nic przede mną!
Gdy bracia moi, gdy wędrownicy
Lecieli z szumem po niebie,
Ja, nieruchomy, gwiazdą źrennicy
Patrzyłem w przeszłość - na ciebie.
Dziewice ziemi nieraz spostrzegły
Łzawymi oczu błękity,
Że oczy moje za tobą biegły,
Żem był na sercu zabity.
Okruszynami serca, miłości
Karmiłem blade widziadła...
Ale łza taka, jak łza przeszłości,
Na żadne serce nie spadła.
Jak moje oczy topią się - mdleją,
Jak myśli rzucają ze dna,
Jak iskry sypią, jak łzami leją,
Ty wiesz! - lecz tylko ty jedna.
A teraz, smutny przeszłości echem,
O ludzie, idę za wami,
Choć śmiech wasz dla mnie - szalonych
śmiechem,
Łzy wasze - szalonych łzami.
Lecz gdy się znudzę łez zimnych rosą
I zimnych uściskiem prawic,
Duszę mi od was wichry uniosą,
Lecz wichry pełne błyskawic.
Lecz gdy do szczęścia świat mię zawoła,
Nie biegnąc za szczęsnych śladem,
Przeklinam ciebie bladością czoła,
Serca przeklinam cię jadem.
Więc niech mię prędko chmury czarnemi
Porywa wicher nicości,
Bo już przekląłem wszystko na ziemi,
Wszystko - w aniele przeszłości.
Tam, gdzie tłum ludzi huczy, ucieka
I falą powraca ciemną,
Nic mię nie żegna, nic mię nie czeka,
Nic za mną! i nic przede mną!
Gdy bracia moi, gdy wędrownicy
Lecieli z szumem po niebie,
Ja, nieruchomy, gwiazdą źrennicy
Patrzyłem w przeszłość - na ciebie.
Dziewice ziemi nieraz spostrzegły
Łzawymi oczu błękity,
Że oczy moje za tobą biegły,
Żem był na sercu zabity.
Okruszynami serca, miłości
Karmiłem blade widziadła...
Ale łza taka, jak łza przeszłości,
Na żadne serce nie spadła.
Jak moje oczy topią się - mdleją,
Jak myśli rzucają ze dna,
Jak iskry sypią, jak łzami leją,
Ty wiesz! - lecz tylko ty jedna.
A teraz, smutny przeszłości echem,
O ludzie, idę za wami,
Choć śmiech wasz dla mnie - szalonych
śmiechem,
Łzy wasze - szalonych łzami.
Lecz gdy się znudzę łez zimnych rosą
I zimnych uściskiem prawic,
Duszę mi od was wichry uniosą,
Lecz wichry pełne błyskawic.
J.Słowacki
''niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki, bo już napłynęły do niej inne wody''
Niestety luksus niepewności w moim przypadku już dawno przeminął niczym sen złoty.
Czemuż luksus? Otóż gdy jest się niepewnym swoich uczuć
można jeszcze liczyć na ich odmianę. Na ratunek. Na powrót, do bezpiecznej przystani
zwanej 'przyjaźń'. Ja ten etap ominęłam już dawno, pożeglowałam dalej
i wpłynęłam na niebezpieczne, wartkie wody 'miłości nieszczęśliwej', co rusz
mijając większe i mniejsze wodospady zwane 'kłótnią'.
Ciekawa tylko jestem kiedy wodospad okaże się za duży, moje kanu utonie
przytłoczone siłą uderzenia i w końcu pójdę na dno. Mam nadzieje tylko, że lot w dół
będzie na tyle godny zapamiętania, by zrekompensować upadek.
przytłoczone siłą uderzenia i w końcu pójdę na dno. Mam nadzieje tylko, że lot w dół
będzie na tyle godny zapamiętania, by zrekompensować upadek.
A może świat oglądany nijako od spodu, oddzielony tonią wody, okaże się lepszy?
Spokojniejszy, cichszy. Wytłumiony.
Może w tym tkwi sens? By się odizolować, przestać czuć, włączyć ''wytłumiacz''
niechcianych myśli? Jaki sens ma walczenie z nurtem i ciągłe próby zawrócenia
biegu rzeki najlichszym patykiem - 'dobrymi chęciami'?
Panta rhei.
''Ciągłe stawanie się i przemijanie jest najważniejszą cechą bytu. Byt nie ginie i nie
powstaje, jedynie się zmienia - zaś stawanie się i przemijanie jest wynikiem
nieprzerwanego ścierania się wyodrębnionych z bytu przeciwieństw''
nieprzerwanego ścierania się wyodrębnionych z bytu przeciwieństw''
Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
Raz odmieniona przyjaźń już nigdy taka sama nie będzie. Więc po co uparcie walczę
z nurtem usiłując sprawić, by wszystko było jak dawniej?
Niepewność
Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę,
Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;
Jednakże gdy cię długo nie oglądam,
Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam;
I tęskniąc sobie zadaję pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Gdy z oczu znikniesz, nie mogę ni razu
W myśli twojego odnowić obrazu?
Jednakże nieraz czuję mimo chęci,
Że on jest zawsze blisko mej pamięci.
I znowu sobie powtarzam pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Cierpiałem nieraz, nie myślałem wcale,
Abym przed tobą szedł wylewać żale;
Idąc bez celu, nie pilnując drogi,
Sam nie pojmuję, jak w twe zajdę progi;
I wchodząc sobie zadaję pytanie;
Co tu mię wiodło? przyjaźń czy kochanie?
Dla twego zdrowia życia bym nie skąpił,
Po twą spokojność do piekieł bym zstąpił;
Choć śmiałej żądzy nie ma w sercu mojem,
Bym był dla ciebie zdrowiem i pokojem.
I znowu sobie powtarzam pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Kiedy położysz rękę na me dłonie,
Luba mię jakaś spokojność owionie,
Zda się, że lekkim snem zakończę życie;
Lecz mnie przebudza żywsze serca bicie,
Które mi głośno zadaje pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czyli też kochanie?
Kiedym dla ciebie tę piosenkę składał,
Wieszczy duch mymi ustami nie władał;
Pełen zdziwienia, sam się nie postrzegłem,
Skąd wziąłem myśli, jak na rymy wbiegłem;
I zapisałem na końcu pytanie:
Co mię natchnęło? przyjaźń czy kochanie?
Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;
Jednakże gdy cię długo nie oglądam,
Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam;
I tęskniąc sobie zadaję pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Gdy z oczu znikniesz, nie mogę ni razu
W myśli twojego odnowić obrazu?
Jednakże nieraz czuję mimo chęci,
Że on jest zawsze blisko mej pamięci.
I znowu sobie powtarzam pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Cierpiałem nieraz, nie myślałem wcale,
Abym przed tobą szedł wylewać żale;
Idąc bez celu, nie pilnując drogi,
Sam nie pojmuję, jak w twe zajdę progi;
I wchodząc sobie zadaję pytanie;
Co tu mię wiodło? przyjaźń czy kochanie?
Dla twego zdrowia życia bym nie skąpił,
Po twą spokojność do piekieł bym zstąpił;
Choć śmiałej żądzy nie ma w sercu mojem,
Bym był dla ciebie zdrowiem i pokojem.
I znowu sobie powtarzam pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Kiedy położysz rękę na me dłonie,
Luba mię jakaś spokojność owionie,
Zda się, że lekkim snem zakończę życie;
Lecz mnie przebudza żywsze serca bicie,
Które mi głośno zadaje pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czyli też kochanie?
Kiedym dla ciebie tę piosenkę składał,
Wieszczy duch mymi ustami nie władał;
Pełen zdziwienia, sam się nie postrzegłem,
Skąd wziąłem myśli, jak na rymy wbiegłem;
I zapisałem na końcu pytanie:
Co mię natchnęło? przyjaźń czy kochanie?
A.Mickiewicz
Lady Łazarz
Znów to zrobiłam
Co dziesięć lat
Udaje mi się -
Żywy cud, skóra lśni się
Jak hitlerowski abażur,
Prawa stopa
Przycisk,
Twarz bez rysów, żydowskie
Cienkie płótno.
Wrogu mój
Zedrzyj sobie ze mnie ręcznik.
Czyżbym wzbudzała strach?
Nos, oczodoły, zębów pełny garnitur?
Jutro
Nie będzie mi już czuć z ust.
Wkrótce, wkrótce
Ciało, które żarła czarna jama
Poczuje się na mnie jak w domu,
Uśmiechnę się jak dama.
Mam niespełna trzydzieści lat.
I jak kot muszę umrzeć dziewięć razy.
To był Trzeci Raz.
Co za bezsens
Unicestwiać tak każdą dekadę.
Milion włókien.
Pogryzając fistaszki tłum
Pcha się, by
Patrzeć jak mnie odwijają starannie.
Strip - tease monstr.
Panowie, panie
Oto moje ręce
Moje uda. Tak
Może i zostały ze mnie tylko skóra i kości,
Niemniej jestem tą samą kobietą.
Pierwszy raz miałam dziesięć lat.
Był to wypadek.
Za drugim razem
Chciałam wytrwać po kres i już nie wrócić.
Kołysałam się
Zamknięta w sobie jak muszla.
Musieli wołać i wołać.
Wygrzebywać ze mnie robaki jak lepkie perły.
Umieranie
Jest sztuką tak jak wszystko.
Jestem w niej mistrzem.
Umiem robić to tak, że boli
Że wydaje się diablo rzeczywiste.
Można by to nazwać powołaniem.
Dosyć łatwo jest to zrobić w celi.
Dosyć łatwo jest to zrobić i w tym trwać.
To teatralny
Powrót w dzień
Na to samo miejsce i w tę samą twarz, by usłyszeć
ten sam krzyk:
"Cud"!
Jakby mi dano w pysk.
Proszę płacić,
Za oglądanie moich blizn proszę płacić
I za słuchanie serca -
Ono znów stuka w ciszy.
Proszę płacić, drogo płacić
Za każde słowo i dotyk
Lub kroplę krwi,
Za włosów kosmyk, strzęp ubrania.
Tak, tak Herr Doktor.
Tak, tak Herr Wróg.
Jestem pańskim dziełem.
Pańską chlubą.
Dziecięciem ze szczerego złota,
Które roztapia byle krzyk.
Miotam się jak opętana.
Proszę nie myśleć, że nie doceniam pańskich starań.
Popiół, popiół -
Pan go rozgrzebuje, ogląda.
Ciała i kości już nie ma -
Mydło,
Ślubna obrączka,
Złota plomba,
Herr Got, Herr Lucyfer,
Strzeżcie się
Strzeżcie.
Z popiołu
Wstanę płomiennowłosa
By połknąć mężczyzn jak powietrze.
Co dziesięć lat
Udaje mi się -
Żywy cud, skóra lśni się
Jak hitlerowski abażur,
Prawa stopa
Przycisk,
Twarz bez rysów, żydowskie
Cienkie płótno.
Wrogu mój
Zedrzyj sobie ze mnie ręcznik.
Czyżbym wzbudzała strach?
Nos, oczodoły, zębów pełny garnitur?
Jutro
Nie będzie mi już czuć z ust.
Wkrótce, wkrótce
Ciało, które żarła czarna jama
Poczuje się na mnie jak w domu,
Uśmiechnę się jak dama.
Mam niespełna trzydzieści lat.
I jak kot muszę umrzeć dziewięć razy.
To był Trzeci Raz.
Co za bezsens
Unicestwiać tak każdą dekadę.
Milion włókien.
Pogryzając fistaszki tłum
Pcha się, by
Patrzeć jak mnie odwijają starannie.
Strip - tease monstr.
Panowie, panie
Oto moje ręce
Moje uda. Tak
Może i zostały ze mnie tylko skóra i kości,
Niemniej jestem tą samą kobietą.
Pierwszy raz miałam dziesięć lat.
Był to wypadek.
Za drugim razem
Chciałam wytrwać po kres i już nie wrócić.
Kołysałam się
Zamknięta w sobie jak muszla.
Musieli wołać i wołać.
Wygrzebywać ze mnie robaki jak lepkie perły.
Umieranie
Jest sztuką tak jak wszystko.
Jestem w niej mistrzem.
Umiem robić to tak, że boli
Że wydaje się diablo rzeczywiste.
Można by to nazwać powołaniem.
Dosyć łatwo jest to zrobić w celi.
Dosyć łatwo jest to zrobić i w tym trwać.
To teatralny
Powrót w dzień
Na to samo miejsce i w tę samą twarz, by usłyszeć
ten sam krzyk:
"Cud"!
Jakby mi dano w pysk.
Proszę płacić,
Za oglądanie moich blizn proszę płacić
I za słuchanie serca -
Ono znów stuka w ciszy.
Proszę płacić, drogo płacić
Za każde słowo i dotyk
Lub kroplę krwi,
Za włosów kosmyk, strzęp ubrania.
Tak, tak Herr Doktor.
Tak, tak Herr Wróg.
Jestem pańskim dziełem.
Pańską chlubą.
Dziecięciem ze szczerego złota,
Które roztapia byle krzyk.
Miotam się jak opętana.
Proszę nie myśleć, że nie doceniam pańskich starań.
Popiół, popiół -
Pan go rozgrzebuje, ogląda.
Ciała i kości już nie ma -
Mydło,
Ślubna obrączka,
Złota plomba,
Herr Got, Herr Lucyfer,
Strzeżcie się
Strzeżcie.
Z popiołu
Wstanę płomiennowłosa
By połknąć mężczyzn jak powietrze.
S.Plath
wtorek, 9 kwietnia 2013
''Umieranie jest sztuką, tak jak wszystko inne. Robię to wyjątkowo dobrze. ''
Chyba kompletnie zwariowałam, już.
Uzależniłam się kompletnie.
jeszcze nigdy nie byłam tak zależna od drugiej osoby.
ja. zawsze stawiająca na niezależność.
teraz? teraz moja niezależność jest tylko grą pozorów,
która ledwo trzyma się kupy
i chyba nie potrafiłabym żyć bez powietrza.
''Rozgniatam usta o pierze poduszek rozsnuwam włosy
kolor zeschłych liści po gładkim chłodnym prześcieradle.
Zanurzam ręce w ciemność owijam wokół palców milczące
gałęzie. Ptaki śpią. Gwiazdy nie potrafią uskrzydlić
ciężkich chmur. Noc rośnie we mnie - minuty -
czerwone krople tętniącej krwi przebiegają ostrożnie.
Na palcach powoli przez zamknięte okno wchodzi ostry
zimny księżyc.''
Uzależniłam się kompletnie.
i chyba nie potrafiłabym żyć bez powietrza.
''Rozgniatam usta o pierze poduszek rozsnuwam włosy
kolor zeschłych liści po gładkim chłodnym prześcieradle.
Zanurzam ręce w ciemność owijam wokół palców milczące
gałęzie. Ptaki śpią. Gwiazdy nie potrafią uskrzydlić
ciężkich chmur. Noc rośnie we mnie - minuty -
czerwone krople tętniącej krwi przebiegają ostrożnie.
Na palcach powoli przez zamknięte okno wchodzi ostry
zimny księżyc.''
H.Poświatowska
''Miłość jest treścią mego przekleństwa.''
S.Plath
niedziela, 7 kwietnia 2013
now it's better time?
Babski wypad i nagle życie jawi się w nieco lepszych kolorach niż parę godzin temu :)
Choć nie obejdzie się bez moralizowania;
to takie smutne gdy ludzie są sobą tylko przy tych nielicznych osobach przy których uważają, że mogą być.
to takie smutne gdy ktoś ma kilka wcieleń - zależnych od sytuacji i otoczenia.
w erze facebooka zatraciliśmy zdolność szczerości i łatwości nawiązywania kontaktów międzyludzkich.
w erze gdzie możemy być każdym zapomnieliśmy jak to jest być sobą.
magia anonimowości złamała jednostkowość.
''Ziemska cywilizacja dokonała dziwnego skrętu, coś przetrąciło jej kręgosłup. Nie potrafili w porę zatrzymać postępu i teraz technika pożera świat. Nawet nie dostrzegają, jak bardzo zmieniła ich mentalność...''
Choć nie obejdzie się bez moralizowania;
to takie smutne gdy ludzie są sobą tylko przy tych nielicznych osobach przy których uważają, że mogą być.
to takie smutne gdy ktoś ma kilka wcieleń - zależnych od sytuacji i otoczenia.
w erze facebooka zatraciliśmy zdolność szczerości i łatwości nawiązywania kontaktów międzyludzkich.
w erze gdzie możemy być każdym zapomnieliśmy jak to jest być sobą.
magia anonimowości złamała jednostkowość.
''Ziemska cywilizacja dokonała dziwnego skrętu, coś przetrąciło jej kręgosłup. Nie potrafili w porę zatrzymać postępu i teraz technika pożera świat. Nawet nie dostrzegają, jak bardzo zmieniła ich mentalność...''
A.Pilipiuk
everything what i can do
''Posiadam tyle, a wszystko pochłania uczucie dla niej. Posiadam tyle, a bez niej wszystko mi jest niczym''
''Miłość często to wzmacnia, co zdawałoby się, że ją powinno ugasić: kaprysy i przeciwności, oddalenie i zazdrość.''
WSZYSTKO BEZ SENSU!
nie wiem co mogłabym zrobić żebyś uwierzyła, że jesteś wszystkim
''Miłość często to wzmacnia, co zdawałoby się, że ją powinno ugasić: kaprysy i przeciwności, oddalenie i zazdrość.''
Goethe
Zamgliło się. Zatarło. Wyblakło. Zmieniło. Skończyło i zgasło.
Zamgliło się. Zatarło. A mimo to wciąż za to płace.
''When everything's nothing without you
I'd wait here forever just to
To see you smile
'Cause it's true I am nothing without you
Through it all
I've made my mistakes
I stumble and fall
But I mean these words
I want you to know
With everything I won't let this go
These words are my heart and soul
I'll hold on to this moment you know
'Cause I'll bleed my heart to show
And I won't let go''
I'd wait here forever just to
To see you smile
'Cause it's true I am nothing without you
Through it all
I've made my mistakes
I stumble and fall
But I mean these words
I want you to know
With everything I won't let this go
These words are my heart and soul
I'll hold on to this moment you know
'Cause I'll bleed my heart to show
And I won't let go''
piątek, 5 kwietnia 2013
nie potrafię
nie potrafię być tylko człowiekiem jest we mnie spłoszona mysz i łasica węsząca zapach krwi i przestrach i pościg porosłe włosem mięso i myśl nie umiem być tylko drzewem wytrwały wzrost nie jest moim jedynym celem ani tężenie konarów ani owoc ani kwiat ciekawością nacięłam korę oszlifowałam zastygłe żywiczne krople żywą tkankę zamieniam codziennie na świecące próchno słów słowami skarżę się z moich udręczeń jak gdyby liryka była kluczem którym można by otworzyć zatrzaśnięty przed wiekami raj
H.Poświatowska
czwartek, 4 kwietnia 2013
nic
''Prawdziwie kochasz wtedy, kiedy nie wiesz, dlaczego.''
nie zostanie nic. Nic czego można by się trzymać.
''Hey, I'm feeling tired.
My time, is gone today.
You flirt with suicide.
Sometimes, that's ok.
Do what others say.
I'm here, standing hollow.
Falling away from me.
Falling away from me.''
L.Tołostoj
Nie można kochać najlepszych przyjaciół. Tak się nie robi. Tego się nie robi przyjaźni.
To niszczy. To uzależnia. To doprowadza do utraty zmysłów.
Doprowadza do utraty tchu. Do szaleństwa na myśl, że wszystko zaraz się rozsypie, a wtedynie zostanie nic. Nic czego można by się trzymać.
''Hey, I'm feeling tired.
My time, is gone today.
You flirt with suicide.
Sometimes, that's ok.
Do what others say.
I'm here, standing hollow.
Falling away from me.
Falling away from me.''
środa, 3 kwietnia 2013
w jadowitym brzęku
jeszcze chyba nigdy nie byłam tak wykończona psychicznie.
zbyt długa zima. zbyt długo bez błękitów nieba. zbyt długo bez wzlotów.
a w tle zbliżające się matury, więc nie ma czasu zwinąć się w kłębek.
paradoksy uczuć, nihilizm, błędne koło.
zbyt długa zima. zbyt długo bez błękitów nieba. zbyt długo bez wzlotów.
a w tle zbliżające się matury, więc nie ma czasu zwinąć się w kłębek.
paradoksy uczuć, nihilizm, błędne koło.
w jadowitym brzęku w szeleście traw w niezdarnych skrzydłach pszczoły miłość mieszka w pocałunki ubrana jak drzewo w krople rosnę i gdy myślę o tobie to tak jakby motyl trzepotał w dłoni uwięziony i ślepy a czas przyczajony poza mną do skoku trzyma w wąsach źdźbło dzisiejszy dzień
H.Poświatowska
Homoseksualność nie jest chorobą
''- Idąc tokiem rozumowania pani poseł, równie
dobrze moglibyśmy homofobię uznać za chorobę. Ale nikt z nas nie wpadłby
na pomysł, aby ją leczyć, zwłaszcza, że w przypadku pani Pawłowicz
mogłoby to być nieskuteczne''
Minister zdrowia zarobił sobie u mnie duży plus. Jeden z nielicznych polityków, który potrafi kulturalnie zjechać Pawłowicz i zatkać jej usta logicznym argumentem. Oby więcej takich ludzi na polskiej scenie politycznej.
wtorek, 2 kwietnia 2013
"Kto kocha, często jest zawiedziony, często obolały i często nieszczęśliwy, ale kocha i kiedy znajdzie się na krawędzi grobu, obraca się, aby spokojnie spojrzeć wstecz, i powiada sobie: często cierpiałem, myliłem się niekiedy, ale kochałem. To ja żyłem, a nie jakaś sztuczna istota wylęgła z mojej pychy i nudy"
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Kolory
Nocą
zgrzaną pośpiechem w tumulcie snów rzęsistym
bez słowa zaciskasz nienawistne palce.
ścigają mnie barwy roztarte w sitach horyzontu
cynowe deszcze spadają z nieba wzniesionego z rtęci
a zieleń soczysta przechodzi we mnie — pęcznieje jak pęd.
jak Mojżesz z ziemi egipskiej armiami mądrych wężów
[wśród wód wzniesionych morza
z brodą na wiatr rozwianą wymachując laską
nóg ciężkim chrzęstem przemierzam żółć chromową piasku
I kroczę w czerwieni smagany barwami groźny jak pożar.
bije mnie ciemność i skrzydeł trzepotem uderza po skroni
i lęk ogarnia nieznany i słodki
gdy
walcząc z aniołem w nadchodzącym brzasku
ja, Jakub rozciągnięty na kamieniu nocy
zmartwiałym językiem wołam o pomoc i
krzyczę — gdy znad lasu w drodze do Damaszku —
jak Pan
na niebie zgrzanym od grzmotów dalekich i woni
wstajesz potężny w gromach i blasku
i razisz błyskawicą z chromu i potasu.
J.Brzękowski
Subskrybuj:
Posty (Atom)