W. stwierdziła, że powinnam napisać notkę żeby się wyżyć...
Hmmm. Gdyby to było takie proste.
Jedyne co mnie jeszcze trzyma to zastęp. Wiem, że gdybym po raz kolejny odeszła to żałowałabym
tego po jakiś 15 minutach ale mimo to ta opcja kusi.
Zależy mi. Tylko czy to ''zależy'' nie wynika zwyczajnie z lęku przed bezsensownością?
Zwyczajnie boję się, że bez harcerstwa moje życie straci jakikolwiek sens.
Jednak mimo wszystko, mimo tego, że jakże egoistycznie potępiam jej decyzje o odejściu
to i tak wiem, że ja mówiłam dokładnie to samo, podawałam dokładnie te same argumenty.
I te wszystkie powody dla których chciałam odejść, przez które chciałabym odejść magicznie
nie znikły. Dalej są. I gdy ona odejdzie dojdzie kolejny argument. Bo spójrzmy prawdzie w oczy.
Jest jedyną wędrowniczką, której w 100 % ufam. Jedyną osobą, o której wiem, że jeśli upadnę
zawsze mnie podniesie i nigdy nie potępi za to, że nie dałam rady.
Boje się. Boje się, że bez wsparcia nie dam rady. Boje się, że przeciwności losu się spiętrzą,
a nie będzie przy mnie nikogo.
I jednocześnie widzę jak zależy mojemu zastępowi. Widzę jak M. tańczy na palcach, gryzie
się w język przy ironicznych uwagach i generalnie robi wszystko bym czasem nie chciała
znowu odejść. Widzę jaką wiarę pokłada we mnie mój zastęp.
Zły obiekt do tej wiary sobie wybrali. Jestem beznadziejną zastępową, beznadziejnym wzorem.
Nie mam natchnienia do zbiórek ani polotu. Uciekam w schematyczność. Chowam się
za magiczną barierą 1h 30 min patrząc co chwila na zegarek, marząc tylko o tym by ten czas
jak najszybciej upłynął.
Męczę się ale cóż. Służba. Mimo tego, że czasami czuje, że to nie jest moja droga, że droga
harcerstwa mnie już nie uszczęśliwia, że ten czas, który trwałam w harcerstwie z uśmiechem,
zapałem etc to były resztki sentymentu, próba odnalezienia tej magi, którą czułam w harcerstwie,
którą zdawało mi się znalazłam w Leśnych, sentyment, który zwyczajnie już się wypalił.
No ale wybrałam już drogę, weszłam na nią i nie ma żadnej drogi na skróty ani bocznej
ścieżki, którą mogłabym uciec.
Tylko jak długo mogę grać na jej sumieniu? Jak długo można kogoś prosić by został, bo
ja tak chce?
Tylko, że kto przy mnie będzie? Jestem zbyt wielką ofiarą losu/ pechowcem/ zbyt słaba by
dawać sobie rade sama. Nigdy nie byłam silna, a ostatnio...
Jestem tchórzem i malkontentem.
Znajdę problem do każdego rozwiązania.
I to się chyba nigdy nie zmieni.
Ta Kundzia powtarzająca ''walcz'' i ''nie poddawaj się'' umarła wraz z odejściem z ZHRu.
Tak naprawdę to Kundzia harcerka wtedy umarła.
Odkąd wstąpiłam do Leśnych nie było chyba ani jednego dnia w którym nie złamałabym
któregoś Prawa.
Choćby ''Harcerz jest zawsze pogodny''.
Bu ha ha...
Suuuuuuuuuper. Piątek 13. Jeah. Z gorszych dni to ten mógłby spokojnie starać się o miejsce
w czołówce.
Nie ma w dzisiejszych czasach miejsca na ideały. W dzisiejszych czasach ''najlepsi przyjaciele''
obgadują się do upadłego, słowo ''obiecuje'' nic nie znaczy, ''zawsze'' trwa tydzień, a jedyne
czego można być pewnym to tego, że gdy do kogoś się przywiążesz to na pewno Cię zrani.
Ideały? U większości to słowo wzbudza pusty śmiech albo wzruszenie ramionami.
Osiągnięcie szczęścia poprzez ideały? Jasne. Przecież łatwiej iść na piwo. Szczęście niemalże
gwarantowane. Krótkotrwałe no ale cóż tam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz