Jak to by było gdyby każde ''do widzenia'' można było przeciągać w nie skończoność aż zmienią się w kolejne ''dzień dobry''? Jak by było gdyby chwile można było zamknąć w klaserze niczym płatki róż gdzie jednak by nie więdły nie szarzały lecz wciąż mamiły barwami emocji? Gdyby nie było tęsknoty, rozstań i powrotów, opadającej złowróżbnie klamki? Gdybym mogła krok zrobić, szufladę otworzyć i poczuć zieleń pod nogami, błękity nad głową?
Dźwięk gitary na granicy słyszalności, ciepło ognisk w czubkach palców już niemal... ale...
Nieuchwytne to wszystko, nawet popioły nie zostały, a przecież gdy nie ma niczego lepszy i szary pył na wietrze na pamiątkę, że było, że trwało, że tuż tuż za plecami.
Czasami mam wrażenie, że kątem oka widzę tamte czasy.
I nie ma już pociągu odjeżdżającego lękliwie po torach i ciągłego żegnaj, i ciągłego witaj. Znowu siedzimy po pas w trawie, z popiołem na policzkach, błotem na kolanach i z cichą radością oczekiwania skradamy się by dać się odnaleźć.
Tam było moje miejsce. Na zwykłej polanie, wśród starych namiotów z lilijką nad głową.
Wybrałam. Inaczej być nie mogło. Tylko szkoda tego wszystkiego choć tak jest lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz