Och czemuż do tego cały czas wracam? Bo to wrzód na tyłku, drzazga pod paznokciem, symbol mojej porażki, a dla reszty świata upokorzenia?
Niełatwo przyjmuję się litość nawet gdy dawana jest w dobrej wierze.
Gdy świat będzie mnie postrzegał jako wymienioną na "lepszy model", odstawioną na bok, porzuconą, gdy będzie mnie zalewał współczuciem i litością, gestami pocieszenia i wsparcia na jak długo wystarczy mi wiary w to, że świat się myli?
I jak długo będę wierzyła w lojalność? Jak długo życie będzie mnie przekonywać, że moja definicja lojalności nijak się ma do prawdy? Że nie ma już poświęceń z lojalności, że nie ma lojalności po grób, na zawsze, na wszystko? Jak długo będę uczyć się, że lojalność jest wybiórcza?
I jak długo będę wierzyć, że nie przegrałam? Że można wygrać? Że, jak to się ładnie mówi; "miłość pokona wszystkie przeszkody"?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz