Z jednej pętli do drugiej. Z kolejnego szczytu na kolejne dno.
W kółko i w kółko i zapętlone i nie skończone i bez początku i bez końca.
Nie mogę powiedzieć, że zanim się pojawiłeś było dobrze.
Ale wolałabym żebyś się nigdy nie pojawił.
Wprosiłeś się, rozgościłeś, wstawiłeś do kubka szczoteczkę do zębów, a potem odszedłeś jak każdy. Tylko nie do końca odszedłeś tylko jawisz się na skraju widzenia stawiając stopę w drzwiach za każdym razem gdy chce je zamknąć.
Nie potrafisz żyć ze mną ani beze mnie. Nie potrafisz być, nie potrafisz odejść.
A ja tańczę i tańczę i tańczę. Na skraju przepaści, na skraju rozsądku, na skraju mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz