niedziela, 31 lipca 2011

Powroty

Ten tydzień był zapewne najdłuższym tygodniem w moim życiu...
Troszeczke  mnie dobił... miał być las, góry, jezioro, kajaki, a był zapleśniały domek jednorodzinny, pełen PAJĄKÓW i wszechobecna nuda...
Cały tydzień przespałam, ewentualnie czytałam lub uzależniałam się (odmóżdżałam) od gier na komórce.
MASAKIERA....
Ten tydzień uważam za stracony, a wyjazd zajął pierwsze miejsce w rankingu najgorszych wyjazdów mojego życia...
Ponadto mimo chmur i beznadziejnej pogody w okolicy było pełno miejsc, które się wręcz prosiły o fotografie.
No ale cóż z aparatem 1.3 (w teorii, w praktyce to raczej 0.3 -.-) to sobie mogę robić zdjęcia...
Najbardziej dobija mnie, że mój tata ma cyfrówkę no ale pan wiem wszystko nie da nikomu jego drogocennego aparatu do rąk, bo on wie najlepiej jak się robi zdjęcia i oczywiście robi je tak że gdzieś w rogu twoja głowa wciśnięta w kadr na siłę albo na pierwszym planie jakiś zamek a ty od połowy wciśnięty z boku kadru i to w takiej odległości żeby broń boże nie było widać za dobrze rysów twarzy i tak właściwie to jesteś dodatkiem na tym zdjęciu wciśniętym na siłę, żeby było widać, że gdzieś byłeś no ale żeby czasem zmarszczek nie pokazać. A no i wszystkie zdjęcia z nim w ''szpanerskich'' czarnych okularach i z miną pt ''krzywdę mi robią''.
 arrr
naprawdę uwielbiam rodzinne wyjazdy...
Jak tak czytam tą notkę to jest tak depresyjna, marudząca i tym podobne, że mi ręce opadają, no ale tyle goryczy się we mnie przez ten tydzień nazbierało, że dziś wręcz ziałam ogniem.
No ale przez długie, nocne godziny (kanapa na której spałam była tak uroczo pozapadana i skrzypiąca...) przemyślałam sobie parę spraw. Między innymi to, że pora wziąć się do roboty z moim harcerstwem, bo przez tyle lat sobie bimbałam ze stopniami i sprawnościami, że w końcu pora to zmienić. I do tego nie dość, że ja muszę brać się za samarytankę to jeszcze muszę zmobilizować dziewczyny do działania. No ale obóz dał mi taki power, że energii mi wystarczy jeszcze na długo. Zdecydowanie wstąpienie do Leśnych było najlepszym pomysłem mojego życia i gdy patrze wstecz to szkoda mi, że zmarnowałam dwa ostatnie lata działając w ZHR tak naprawdę tylko na papierku, bo to, że widniałam na liście harcerek nie znaczy, że coś robiłam.
No a teraz pozostaje mi czekać na pogodę i wybrać się na samotną wędrówkę, tyle tylko, że jeszcze nie mam  pomysłu gdzie.




No i się rozpisałam. Zdecydowanie już dawno powinnam założyć bloga. Fotoblog dawał zdecydowanie za małe pole manewru. No ale mi go trochę szkoda. Jednak kawał czasu go prowadziłam i wlałam w niego sporo serca.
Od lat sobie powtarzam żeby założyć pamiętnik w wersji papierkowej no i nawet parę razy zakładałam, po czym po tygodniu lądował zapomniany w szufladzie.
Po za tym rozbrajają mnie ludzie, którzy proszą bym dodała nową notkę na fbl, bo nie mają co czytać.
Tak w ogóle gdy przeglądałam go ostatnio to odkryłam, że on jest niezłym odbiciem moich mani fotograficznych i pokazuje w jakim czasookresie miałam na co manię.
Najdłuższa mania to było chyba niebo, co zresztą pokazuje nagłówek, zdjęć nieba, chmurek, słoneczek itp mam tony na komputerze, starych komórkach, zakurzonej karcie pamięci ze ŚP. aparatu.
Tęsknie za moim różowym Samsungiem i jego cudownymi funkcjami, szczególnie za tą automatycznie retuszującą i poprawiającą zdjęcia, która nawet większość pryszczy usuwała. :D
No ale cóż zginął śmiercią tragiczną, no i był jednak zwykłą cyfrówką.
Kiedyś sobie kupie porządny aparat.
A na razie cóż... Pozostaje mi wyżywanie się na aparatach pożyczonych, wyżebranych, wysępionych.
Lub robienie zdjęć na komórce czego efektem jest ów nagłówek, który cudem świata nie jest ale ma dla mnie to zdjęcie dużą wartość sentymentalną ;)


Dobranoc

wtorek, 19 lipca 2011

Codzienność

Cóż... usunęłam swoje wypociny i nie wiem czy je kiedykolwiek jeszcze opublikuje.
Jako, że twierdzę, że przez obóz się zmieniłam to udowodnię to sama sobie, zawieszę photobloga co powinnam zrobić już bardzo dawno temu i zacznę prowadzić normalnego bloga.
Odczuwam, że tak to ujmę, potrzebę zapisywania swojej codzienności, a na papierze nigdy mi to nie wychodziło, no a photoblog, to jednak mimo wszystko miejsce na zdjęcia.
Zdecydowanie moja psychika jest zbyt rozstrojona dziś wieczorem żeby rozpisywać się nie wiadomo jak, poza tym czeka na mnie mięso na spaghetti więc może daruje sobie większe rozpisywanie i oddam się tylko kompletacji nad tym jaką to jestem idiotką, a uważam się za nie wiadomo kogo. Zawsze uważałam, że potrafię bardzo szybko rozpracować psychikę danej osoby choćby przez samo słuchanie jej. No ale kolejny raz zdarzyło się tak, że znalazłam bloga, który moją opinie wywala do góry nogami.
Muszę się jeszcze wiele nauczyć...